[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naprzód.* * *Coumin ukląkł na skraju zaoranego terenu, odziany w robocze ubranie, prostybrązowawo-szary kaftan, spodnie i miękkie sznurowane buty, w jednym rzędziez podobnymi do niego, otaczającymi pole, po dziesięciu ludzi z Da shain Aielrozstawionych w odległości podwójnego wyciągnięcia ramion, potem ogir i takna przemian.Mógł dojrzeć następne pole, otoczone w taki sam sposób, za pracu-jącymi, na szczycie uzbrojonych jo-kartów siedzieli żołnierze z ich lancami uda-rowymi.Nad głowami krążyły patrole w kopterach, śmiercionośne osy z czarnegometalu z dwojgiem ludzi w środku.Miał dopiero szesnaście lat, ale kobiety, biorącpod uwagę głębię jego głosu, pozwoliły mu na koniec wziąć udział w śpiewaniunasion.%7łołnierze fascynowali go, podobnie ludzie i ogirowie, w taki sposób, jak fa-scynujące mogą wydawać się jaskrawe barwy na grzbiecie jadowitego węża.Onizabijali.Pradziadek jego ojca, Charn, twierdził, że ongiś w ogóle nie było żołnie-rzy, ale Coumin w to nie wierzył.Gdyby nie żołnierze, to któż by powstrzymy-wał Jezdzców Nocy i trolloki przed zabiciem wszystkich? Rzecz jasna, dodawałCham, nie było wówczas również żadnych Myrddraali ani trolloków.%7ładnychPrzeklętych ani Wykutych W Cieniu.Cham opowiadał wiele historii, o którychtwierdził, że pochodzą z czasów, zanim pojawili się żołnierze, Jezdzcy Nocy i trol-loki, kiedy Ciemny Władca Grobu był uwięziony i nikt nie znał jego imienia aniteż znaczenia słowa  wojna.Coumin nie potrafił sobie wyobrazić takiego świata;kiedy się urodził, wojna trwała już od dawna.Znajdował jednak przyjemność w tych opowieściach Charna, nawet nie po-393 trafiąc w nie do końca uwierzyć, niekiedy jednak starzec marszczył czoło i smu-tek przepełniał jego głos.Na przykład wówczas, kiedy twierdził, że służył kie-dyś jednemu z Przeklętych, samej Lanfear.To tak, jakby powiedzieć, iż służyłIshamaelowi.Skoro jego opowieści musiały być tak mocno podkoloryzowane, toCoumin wolałby usłyszeć o służbie u Lewsa Therina, u samego wielkiego przy-wódcy.Rzecz jasna każdy wówczas mógłby zapytać, dlaczego dalej nie służySmokowi, ale tak było lepiej, niż przyznawać się do prawdy.Couminowi nie po-dobał się sposób, w jaki ludzie patrzyli na Chama, kiedy twierdził, że Lanfear niezawsze była zła.Zamieszanie przy jednym z krańców pola oznaczało, że zbliża się Nym.Wiel-ka postać, o głowę, ramiona i piersi wyższa od dowolnego z ogirów, wkroczyłana siewny grunt, a Coumin nie musiał widzieć tego, by wiedzieć, że zostawia zasobą ślad pełen kiełków.To był Someshta, otoczony chmurami motyli, białych,żółtych i niebieskich.Wśród ludzi z miasta rozległy się podniecone szepty, a ci,do których należało to pole, zbiegli się, by patrzeć.Teraz każde pole mogło miećwłasnego Nym.Coumin zastanawiał się, czy mógłby wypytać Someshta o opowieści Chama.Raz z nim rozmawiał, a Someshta był wystarczająco stary, by wiedzieć, czy Charnmówi prawdę; ze wszystkich istot Nym żyli najdłużej.Niektórzy powiadali, żenigdy nie umierają i nie umrą, dopóki będą rosły rośliny.Ale nie była to odpo-wiednia chwila na rozmyślania o indagowaniu Nym.Zaczęli ogirowie, jak przystało, wstali i zaintonowali pieśń; głębokie basy po-toczyły się nad polem, jakby to sama ziemia śpiewała.Aielowie podjęli pieśń,męskie głosy poczęły na swą własną nutę, głębszą nawet partiami od głosu ogi-rów.Jednak pieśni splatały się razem, a Someshta chwytał je i wplatał w swójtaniec, sunąc po polu nagłymi zakosami, z szeroko rozwartymi ramionami, a mo-tyle latały wokół niego, siadając na czubkach rozczapierzonych palców.Coumin mógł posłyszeć śpiewanie ziaren dochodzące z pozostałych pól, sły-szał, jak kobiety klaszczą, ponaglając mężczyzn, wybijając rytm pulsu nowegożycia, ale wiedza ta majaczyła jedynie na krawędzi świadomości.Pieśń pochło-nęła go, czuł się, jakby to jego, a nie tylko dzwięki, które wydawał, Someshtawplatał w glebę i owijał wokół nasion.Nasion, nie będących już w najmniej-szej mierze nasionami.Kiełki Zemais pokrywały całe pole, z każdym tupnięciemNym coraz wyższe.%7ładna klęska nie zaszkodzi tym roślinom, żaden szkodnik;śpiewane ziarno urośnie na koniec na podwójną wysokość człowieka i wypełnispichlerze miasta.Dlatego właśnie został zrodzony dla tej pieśni i innych pieśniziarna.Nie żałował, że Aes Sedai odsunęły go od siebie, gdy miał dziesięć lat,twierdząc, iż zatracił iskrę.Możliwość uczenia się u Aes Sedai mogła być cudow-na, z pewnością jednak nie w takim stopniu jak ta chwila.Pieśń zamierała powoli, Aielowie wiedli ją ku zakończeniu.Someshta prze-tańczył jeszcze kilka kroków po tym, jak ścichły ostatnie głosy i zdawało się, że394 melodia wciąż jeszcze brzmi cichutko w powietrzu, dopóki się poruszał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl