[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Odpoczywa, może myśli o minionym wieczorze, obmyśla strategię na następny dzieńalbo planuje ślub córki.Odzywa się jej telełącze.Nie wiemy, kto z nią rozmawiał ani oczym, ale wiemy, że poderwał ją do działania.Była już gotowa do snu, ale wraca do43sypialni, wymazawszy uprzednio rozmowę.Ubiera się znowu.Kolejny kostium.Jedzie doWest Endu.Nie zamawia taksówki.Postanawia pojechać metrem.Ciągle pada deszcz.Eve podeszła do drzwi wyjściowych i naciskając guzik, otworzyła kolejny schowek zubraniami.Były tam kurtki, peleryny, męski płaszcz - Hammetta, jak przypuszczała Eve -i cały zestaw parasolek w różnych kolorach.- Zabiera parasolkę dopasowaną kolorem do kostiumu.To automatyczny odruch, myślamijest już przy spotkaniu.Nie bierze ze sobą dużej kwoty, więc nie chodzi tu o pieniądze.Nie zawiadamia nikogo, bo chce to załatwić sama.Ale kiedy jest już na miejscu, w Pięciu Księżycach", nikt do niej nie przychodzi.Czeka prawie godzinę, coraz bardziejzniecierpliwiona, spogląda na zegarek.Wychodzi kilka minut po pierwszej, z powrotem wdeszcz.Otwiera parasol i rusza do metra.Kipi z wściekłości.- Elegancka kobieta spędza na darmo godzinę w jakiejś spelunie.- Feeney wygrzebał ztorby następnego orzecha.- Tak, jest wściekła.- Więc idzie w stronę stacji metra.Deszcz leje jak z cebra.Przechodzi tylko kilka kroków.Spotyka kogoś, kto prawdopodobnie był tam przez cały czas, czekał, aż ona wyjdzie.- Nie chce spotykać się z nią w środku - wtrącił Feeney.- Nie chce, by ktoś go zobaczył.- Zgadza się.Rozmawiają przez kilka minut.Może się kłócą, nie jest to jakaś wielkakłótnia, nie ma na to czasu.Na ulicy jest całkiem pusto.Kilka minut pózniej mordercapodrzyna jej gardło, Towers upada na chodnik, wykrwawia się.Czy on planował to odsamego początku?- Wielu ludzi nosi ze sobą nóż w tej okolicy.- Feeney pocierał brodę w zamyśleniu.- Tonie musiało być zaplanowane.Ale ta pora, to miejsce.Tak, myślę, że on tak to właśnieułożył.- Ja też.Jedno cięcie.%7ładnych śladów walki, więc nie zdążyła nawet poczuć sięzagrożona.Morderca nie zabiera jej biżuterii, skórzanej torebki, butów ani pieniędzy.Bierze tylko parasolkę i odchodzi.- Dlaczego właśnie parasolka? - Zastanawiał się głośno Feeney.- Cóż, przecież pada deszcz.Nie wiem, jakiś impuls, pamiątka.O ile czegoś nieprzeoczyłam, to jedyny błąd, jaki popełnił.Kazałam moim ludziom przeszukać najbliższąokolicę, sprawdzić, czy gdzieś jej nie porzucił.- Jeśli zostawił ją w tamtej dzielnicy, jakiś narkoman chodzi teraz z fioletową parasolką.- Tak.- Eve omal nie uśmiechnęła się na tę myśl.- Feeney, skąd on miał pewność, że onazmazała to nagranie? Musiał być tego pewien.- Groził jej?- Prokurator ma z tym do czynienia każdego dnia.Towers na pewno nie bała się żadnychgrózb.44- Jeśli były skierowane przeciw niej samej - zgodził się Feeney.- Ale ona miała dzieci.-Wskazał głową na hologramy w oprawach.- Była nie tylko prawnikiem.Była też matką.Eve zmarszczyła brwi i podeszła do zdjęć.Zaciekawiona podniosła jedno z nich,przedstawiające dwójkę dzieci w wieku kilkunastu lat.Gdy dotknęła palcem drugiejstrony, odezwał się głos zakodowany w hologramie.Cześć, ważna figuro.Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki.To wytrzyma trochędłużej niż kwiaty.Kochamy cię.Dziwnie poruszona, Eve odstawiła zdjęcie na miejsce.- Teraz to dorośli ludzie.Nie są już dzieciakami.- Dallas, matka zawsze pozostanie matką.Z tego się nigdy niewyrasta.Eve pomyślała, że jej matka nie stosowała się do tych zasad.- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak spotkać się z Markiem Angelinim.Angelini miał biura w budynku Roarke'a, przy Piątej Alei.Eve weszła do znajomegohallu, wyłożonego wielkimi płytkami.Dokoła ciągnęły się rzędy eleganckich sklepów,komputerowi przewodnicy namawiali do korzystania z ich usług.Eve przyjrzała sięuważnie najbliższej mapie i ignorując ślizgacze, przeszła na piechotę do wind wpołudniowym skrzydle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]