[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinien sięspodziewać, \e przygotowanie się do wizyty mo\e chwilę potrwać, nieprawda\?Mimo to upięła włosy w rekordowym tempie i w chwili gdy stanęła wdrzwiach salonu, od wyjścia kamerdynera upłynęło zaledwie pięć minut.- Szybko się uwinęłaś - zauwa\ył jej gość z uśmiechem.Stał przy oknie iwyglądał na Mount Street.- Doprawdy? - Miała nadzieję, \e rumieniec nie zdradzi fali gorąca, jakają ogarnęła.Kobieta powinna kazać czekać d\entelmenowi, choć niezbyt długo.Trudno jednak było zachowywać ten niemądry obyczaj przy Colinie.On i taknigdy nie zainteresuje się nią jako kobietą, poza tym są przyjaciółmi.Przyjaciółmi.Có\ za dziwny pomysł, a jednak to prawda.Zawsze bylibliskimi znajomymi, lecz od powrotu Colina z Cypru stali się prawdziwymiprzyjaciółmi.I to było magiczne. Nawet gdyby nigdy jej nie pokochał - a istniała szansa, \e nie pokocha -ich relacje i tak zmieniły się na lepsze.- Czemu zawdzięczam tę przyjemność? - zapytała, zajmując miejsce nalekko wypłowiałej, adamaszkowej sofie matki.Bridgerton usiadł naprzeciwko niej na dość niewygodnym krześle zwysokim oparciem.Pochylił się w przód, opierając dłonie na kolanach.Wydawał się przy tym nieco roztargniony, a zarazem spięty.Penelopenatychmiast zorientowała się, \e coś jest nie w porządku.śaden d\entelmen nieprzyjmował takiej pozycji w trakcie towarzyskiej wizyty.- To powa\na sprawa - rzekł z ponurą miną.Omal nie zerwała się z miejsca.- Co się stało? Czy ktoś zachorował?- Nie, nic z tych rzeczy.- Odetchnął głęboko, przeczesał dłonią i takrozczochrane włosy.- Chodzi o Eloise.- Co z nią?- Nie wiem, jak to powiedzieć.Nie& masz coś do jedzenia?Penelope miała ochotę skręcić mu kark.- Na litość boską!- Wybacz - wymamrotał.- Od rana nic nie jadłem.- Od razu poprosiłam Briarly go, \eby przyszykował tacę - uspokoiła go.-A teraz, czy mo\esz mi powiedzieć, co się dzieje, czy zamierzasz czekać, a\umrę z niecierpliwości?- Myślę, \e ona jest lady Whistledown - wypalił.Penelope otwarła usta ze zdumienia.Nie wiedziała, czego miała sięspodziewać, ale z pewnością nie tego.- Penelope, słyszałaś?- Eloise? - zapytała, choć dokładnie wiedziała, o czym mowa.Skinąłgłową.- To niemo\liwe. Colin wstał i zaczął krą\yć po pokoju, najwyrazniej zbyt zdenerwowany,\eby usiedzieć w miejscu.- Dlaczego nie?- Bo& bo& - No właśnie: dlaczego? - Bo nie mogłaby tego robić przezdziesięć lat bez mojej wiedzy.Wyraz niepokoju na twarzy Bridgertona momentalnie ustąpił miejscawzgardzie.- Wątpię, abyś wiedziała o wszystkim, co robi Eloise.- Oczywiście, \e nie wiem - odparła, obrzucając go spojrzeniem pełnymirytacji.- Mogę cię jednak zapewnić, \e nie ma mo\liwości, aby Eloiseutrzymała przede mną taki sekret przez tyle lat.Po prostu nie byłaby w stanietego ukryć.- Ona jest najbardziej wścibską osobą, jaką znam.- No có\, to akurat prawda - zgodziła się Penelope.- Naturalnie, jeśli nieliczyć mojej matki.Ale to nie wystarczy, aby ją oskar\ać.Colin zatrzymał się w pół kroku i wsparł dłonie na biodrach.- Zawsze wszystko zapisuje.- Dlaczego tak sądzisz?Podniósł dłoń, energicznie pocierając kciuk o końce palców.- Plamy z atramentu.Nieustannie.- Wielu ludzi u\ywa atramentu i pióra - zauwa\yła Penelope i wskazała naniego.- Sam piszesz dzienniki i jestem pewna, \e nosisz na palcach sporoatramentu.- A, tak, ale ja nie znikam, kiedy piszę moje dzienniki.Panna Featherington poczuła, \e jej puls przyspiesza.- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała prawie bez tchu.- Chcę powiedzieć, \e Eloise zamyka się w swoim pokoju na całegodziny, a kiedy wychodzi, jej palce pokryte są plamami z atramentu. Penelope nie odzywała się przez dłu\szy czas."Dowód" Colina byłmocny, zwłaszcza jeśli połączyć go ze słynnym i doskonale udokumentowanymwścibstwem jego siostry.Ale Eloise nie była lady Whistledown.Nie mogła być.Penelope dałaby głowę, \e to niemo\liwe.Skrzy\owała zatem ramiona na piersii tonem, który prawdopodobnie doskonale pasowałby do matki karcącejkrnąbrnego sześciolatka, stwierdziła:- To nie ona.Na pewno nie.Jej rozmówca usiadł z miną pokonanego.- Chciałbym podzielać twoją pewność.- Colinie, musisz.- Gdzie, u diabła, jest to jedzenie? - warknął.Powinna być zszokowana, lecz jego brak dobrych manier raczej jąrozbawił.- Jestem pewna, \e Briarly wkrótce się tu zjawi.- Jestem głodny.- Tak - rzekła Penelope, a jej usta zadr\ały od tłumionego śmiechu.- Te\tak sądzę.Colin westchnął, dziwnie zniechęcony i zasmucony.- Gdyby to ona była lady Whistledown, to byłaby katastrofa.Kompletna,straszliwa katastrofa.- Przecie\ nie mo\e być a\ tak zle - Penelope próbowała go uspokoić.-Nie chodzi o to, \e sądzę, i\ ona jest lady Whistledown, poniewa\ to nieprawda.Lecz gdyby nawet nią była, czy to a\ takie okropne? Sama raczej lubię ladyWhistledown.- To byłoby straszne - odparł Colin dość gwałtownie.- Byłabyzrujnowana.- Nie podejrzewam, aby była zrujnowana&- Ale\ oczywiście, \e tak.Czy masz pojęcie, ile osób w ciągu jedenastulat ta kobieta obraziła? - Nie miałam pojęcia, \e tak bardzo nienawidzisz lady Whistledown -wyznała.- Nie, wcale nie - syknął niecierpliwie.- To nie ma znaczenia, czy jąlubię, czy nie.Wszyscy inni jej nienawidzą.- Nie sądzę, aby to była prawda.Wszyscy kupują jej gazetkę.- Oczywiście, \e tak! Wszyscy kupują tę cholerną gazetkę!- Colinie!- Przepraszam - wymamrotał, ale bez przekonania.Penelope skinęła głową na znak, \e przyjmuje przeprosiny.- Kimkolwiek jest ta lady Whistledown& - Colin wygra\ał palcem ztakim zapałem, \e Penelope odchyliła się na oparcie sofy.- & gdy zostaniezdemaskowana, nie będzie dla niej miejsca w Londynie.Panna Featherington delikatnie odchrząknęła.- Nie wiedziałam, \e tak się liczysz z opinią społeczeństwa.- Ja nie - odparował.- A przynajmniej nie bardzo.Natomiast wszyscyinni, którzy ci tak mówią, to kłamcy albo hipokryci.Penelope podzielała jego zdanie, ale była zdumiona, \e je wyraził wprost.Zawsze wydawało jej się, \e mę\czyzni lekcewa\ą sobie opinię otoczenia.Bridgerton pochylił się w przód.Oczy mu płonęły.- Nie chodzi o mnie.Chodzi o Eloise.Jeśli zostanie wykluczona ztowarzystwa, będzie po niej.- Wyprostował się, ale znać było po nim napięcie.-Wolę nie myśleć, co wtedy stanie się z moją matką.Penelope odetchnęła głęboko.- Sądzę, \e niepotrzebnie się denerwujesz - rzekła.- Mam nadzieję, \e masz rację - odparł, przymykając oczy.Nie był pewien, kiedy zaczął podejrzewać, \e jego siostra mo\e być ladyWhistledown.Prawdopodobnie wtedy, kiedy lady Danbury rzuciła swoje słynnewyzwanie.W przeciwieństwie do większości londyńskiego towarzystwa Colin nigdy nie był szczególnie zainteresowany, kim jest lady Whistledown.Gazetkabyła ciekawa, czytał ją chętnie, podobnie jak wszystko inne, ale w jego umyślelady Whistledown była po prostu& lady Whistledown.I tylko tym musiała być.Wyzwanie lady Danbury sprawiło, \e zaczął się zastanawiać, a podobniejak pozostali Bridgertonowie, kiedy ju\ uczepił się jakiejś myśli, tracił zdolnośćdo obiektywizmu.Przyszło mu do głowy, \e Eloise posiada odpowiednitemperament, aby redagować taką gazetkę, i zanim zdołał sam siebie przekonać,\e to bzdura, ujrzał na palcach siostry plamy z atramentu.Od tamtej pory niemaloszalał, nie był zdolny ju\ myśleć o niczym innym, tylko o ewentualnym drugim\yciu Eloise [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •