[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapukałam do drzwi i poczekałam chwilę, on jednak nie odpowiadał.Nacisnęłamklamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz.- Paul, to ja.Otwórz.Musimy porozmawiać.Proszę -błagałam.Beau stał obok pilnując, by nikt nas nie usłyszał.- To nie ma sensu - odezwał się.- On nie chce cię widzieć.Musimy poczekać aż się trochę uspokoi.Zobaczyłam go dopiero na mszy.Rozpacz zmyła rumieniec z jego twarzy, przypominała teraz maskę pośmiertną.Popatrzył na mnie pustymi oczami.Poruszał się jak w transie.Zcisnęłam Beau za rękę i posłałam mu zrozpaczonespojrzenie.Podszedł do Paula, chcąc zamienić z nim paręsłów, lecz Paul nawet go nie zauważył.Kościół wypełniali po brzegi nie tylko znajomi i współpracownicy Tate'ów, lecz również znajomi babuni Catherine.Serce omal mi nie pękło, kiedy ich tu ujrzałam.Beaui ja usiedliśmy w ławie za Paulem i jego rodziną i wysłu-chaliśmy księdza, który wygłosił słowo pożegnalne dla Ruby.Za każdym razem, kiedy padało moje imię, mrugałamnerwowo oczami i rozglądałam się niespokojnie dokoła.Wszyscy płakali.Siostry Paula łkały nieskrępowanie,a Paul przypominał jednego z upiorów Niny Jackson.Ciałomiał sztywne, a oczy tak puste, że aż ciarki mnie przechodziły.Kto przy zdrowych zmysłach mógłby, patrząc na niego, nie uwierzyć, że to rzeczywiście Ruby spoczywa w tejtrumnie?Nie mogłam przestać myśleć o tym, że patrzę na opłakujących mnie ludzi, słucham księdza mówiącego o mnie i widzę trumnę, w której leży jakoby moje ciało.Wszystko towprawiło mnie w taką histerię, że czułam, iż za chwilę zemdleję.Jeszcze gorzej było na cmentarzu.To moje ciało opuszczono do ziemi, to nad moją trumną ksiądz wypowiedziałostatnie słowa i odprawił ostatnie obrzędy.Za chwilę miałozostać pogrzebane moje imię i moja tożsamość.Pomyślałamprzez chwilę, że to ostatnia szansa, by krzyknąć: To nieRuby leży w trumnie! To Giselle! Ja żyję, jestem tutaj!"Przez chwilę wydawało mi się nawet, że to powiedziałam, ale w rzeczywistości słowa zamarły mi na ustach.Wmawiałam sobie z mocą, że prawda musi zostać pogrzebana tu i teraz.Zaczęło padać.Deszcz stawał się coraz bardziej nieubłagany i coraz bardziej lodowaty.Otworzyły się parasole, leczPaul zdawał się nie dostrzegać deszczu.Jego ojciec i mążJeanne, James, musieli go podtrzymywać.Kiedy spuszczono trumnę, a ksiądz pokropił ją wodą święconą, nogi ugięłysię pod Paulem.Mężczyzni musieli odprowadzić go do samochodu i dać mu zimnej wody.Jego matka smagnęłamnie spojrzeniem jak biczem i podążyła za nimi.- Powinien za to dostać Oscara - stwierdził Beau.Naweton czuł się nieswojo, widząc zachowanie Paula.- Chyba miałaś rację - wyszeptał, kiedy wracaliśmy dosamochodu.- Utrata ciebie tak go przybiła, że chyba zwariował i uznał fikcję za rzeczywistość.Tylko w ten sposóbmógł pogodzić się z faktem, że go opuściłaś.- Wiem, Beau.Tak bardzo się o niego martwię.- Może teraz, kiedy już jest po wszystkim, kiedy Gisselle umarła, Paul jakoś dojdzie do siebie - próbował pocieszyć mnie Beau, ale żadne z nas w to nie wierzyło.Wróciliśmy do Cyprysowego Dworu głównie po to, żebysprawdzić, w jakim stanie jest Paul.Wezwano do niego lekarza.Zbadał go i dał mu środek nasenny.- Trzeba czekać - powiedział.- Takie sprawy zawsze wymagają czasu.Niestety nie ma lekarstwa na cierpienie.-Uścisnął dłoń Gladys, złożył jej kondolencje i wyszedł.Gladys odwróciła się, spojrzała na mnie dziwnie lodowatymwzrokiem, po czym udała się na górę do Paula.Tobby i Jeanne zaszyły się w jakimś kącie i pocieszałynawzajem.%7łałobnicy zaczynali się rozchodzić, pragnąc jaknajszybciej opuścić ten spowity żałobą dom.Matka Paulanie wychodziła z jego pokoju, więc nie mogłam się z nimzobaczyć.Octavious zszedł na dół, żeby z nami porozmawiać.Zwracał się wyłącznie do Beau, jakby i on nie mógłna mnie patrzeć.- Gladys jest załamana tak samo jak Paul - wyjaśnił.-Tak bardzo się o niego martwi.Zawsze kiedy chorował,chorowała i ona, a gdy czuł się nieszczęśliwy i ona byłaprzygnębiona.Jakie to straszne, jakie straszne.Co za tragedia! - mamrotał.- Powinniśmy już wyjechać - szepnął mi do ucha Beau.- Odczekamy dzień lub dwa i zadzwonimy.Kiedy trochędojdzie do siebie, zaprosimy go do Nowego Orleanui wszystko omówimy.Kiwnęłam głową na znak zgody.Chciałam się pożegnaćz Tobby i Jeanne, ale one zasklepiły się w swoim bólu i niechciały z nikim rozmawiać.Ruszyliśmy więc do wyjścia.Zatrzymałam się przy drzwiach.James, niecierpliwiąc się,czekał aż wyjdę, lecz ja chciałam raz jeszcze rozejrzeć siępo tym wspaniałym domu.Miałam przeczucie, że coś siękończy, ale dopiero póznym popołudniem następnego dniazrozumiałam, jak wiele.Pożegnaniez pierwszą miłościąWczesnym wieczorem następnego dnia, kiedy właśniemieliśmy zasiąść do kolacji, w drzwiach stanął Aubreyi z pobladłą twarzą oznajmił, że jest do mnie telefon.Odpowrotu z pogrzebu ja i Beau zachowywaliśmy się jak lunatycy, niewiele jedliśmy, nie potrafiliśmy zająć się czymkolwiek, rozmawialiśmy ze sobą prawie szeptem.Ciemnechmury, które zawisły nad Cyprysowym Dworem, przywędrowały do nas i zasnuły mrokiem każdy kąt, przepełniającnasze dusze smutkiem.- Kto dzwoni? - spytałam.Nie miałam ochoty rozmawiać ze znajomymi Gisselle, którzy pewnie usłyszeli0 śmierci Ruby i chcieli na ten temat poplotkować.Poleciłam Aubreyowi, by informował wszystkich, że nie ma mniew domu.- Nie podała swojego nazwiska, madame, ale jest bardzo natarczywa - wyjaśnił.Domyśliłam się, że musi to byćktoś bardzo nieprzyjemny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]