[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zdaje się, że zostaną przelane na konto szkoły wpołowie przyszłego tygodnia.Odetchnęliśmy z ulgą.Już ktoś miał zapytać, kiedy będzie je można wypłacić w kasie,kiedy kierownik internatu wyjaśnił kwestię do końca:- Myślę, że za tydzień będziecie mogli sobie kupić.na świetlicę, co będziecie chcieli. Ja myślałem o jakichś reprodukcjach znanych dzieł malarstwa polskiego.Widziałem całkiemładne w naszym domu książki, ale to już, jak mówię, od was, chłopcy, zależy.Zapadła cisza.Tylko skrzeczące radio grało polską piosenkę.W jej refrenie ktośśpiewał o jakichś głupkach.*Jakiś czas potem, wzorem innych liceów, zorganizowano nam połowinki.Nazwa byłabardzo a propos, zważywszy na to, że nie zamierzaliśmy pić z tej okazji jedynie oranżady.Impreza odbyła się w nowo oddanym do użytku klubie ucznia, dokąd z jednego z budynkówdydaktycznych przeniesiono naszą kantynę, gdzie zwyczajowo uzupełnialiśmy niedoborywapnia, tłuszczu, węglowodanów i dobrych manier.Oprócz bufetu było tam jeszcze kilkapomniejszych sal i salek, które oto udostępniono nam do zabawy.- Idziesz na połowinki? - zapytałem Jasia Sosabowskiego i skrzywiłem się, gdyżpomijając wszystko inne, nazwa ta brzmiała bardzo po przedszkolacku.Skrzywił się i Jasiek, ale już z innych powodów.- Pierdolę.Też miałem kłopoty z namówieniem jakiejś desperatki i w końcu żadna nie uległa.Mogła być znajoma bardziej niż dziewczyna w sensie, o jaki by mi tak naprawdę chodziło.Atu nawet i tego nie.I trudno.Może do studniówki uda mi się jakąś namówić - myślałem zgoryczą.Tymczasem kawalerka się odstawiła, że hej! Rzecz jasna, nie w mundury galowe,które, zaczynała już pokrywać w naszych szafach gruba warstwa kurzu.Nie mówiąc już otym, że mało kto potrafił się jeszcze wcisnąć w za ciasne portki, których magazynier wciążnie mógł rozkompletować z kompletem, czyli marynarą.Furorę za to robiły wąskie jedwabnekrawaty w bardzo jaskrawych kolorach i piramidki, czyli dekatyzowane dżinsy wprost zTurcji, nabyte drogą kupna na jednym z nowo otwartych bazarów bądz wprost na ulicy. Było skromnie, choć miło.Muzyka z kaset, jakieś wygibasy w parach na śliskiejpodłodze, dowcipy opowiadane przy stole.No i ta nieustająca prezentacja swoich miłości czymiłostek, a może tylko partnerek na ten jeden wieczór.Bodek Jagmin przyszedł ze swojąZuzią, Piotr z Agnieszką - o obu słyszeliśmy, a niektórzy znali je już wcześniej.Ale jużTomek Langiewicz prowadzał się z jakąś dziwną, niemal o głowę wyższą od niego blondyną,którą przedstawiał wszem i wobec jako nową i swoją osobistą, z tym że jakoś nie chciało namsię za bardzo wierzyć w te jego rewelacje.- No, napijmy się - rzekł Jagmin, wznosząc literatkę z przezroczystym płynem; na dnieszklaneczki perliły się bąbelki.- Następna taka okazja dopiero na studniówce.- Obyśmy spotkali się w tym samym gronie - powiedział Piotr niegłośno, równieżsalutując swoją szklaneczką.- Zdrowie! - zawołały dziewczyny jednocześnie.Trącili się literatkami.- Dobre - oceniła Zuzia.- Co to jest? Tonik?- Tonic - rzekł Bodek, żartobliwie mrugając okiem do swojego druha.- Mówi się tonik - poprawiła go jego połowica.- To nic - machnął ręką chłopak, po czym chwycił za butelkę.- Czas na następnąkolejkę.- My już będziemy lecieć - powiedział Piotr, a Agnieszka już wstała z miejsca,uśmiechając się przepraszająco.- No co wy! Jeszcze dziesiątej nie ma - oburzył się siedzący nieco z boku Tomek, ajego wysoka dziewczyna wsparła go.męskim śmiechem.- Musimy - uciął Piotrek.- Aga ma jutro ważny egzamin. - Naprawdę? Nic nie mówiłaś.- zainteresowała się Zuzia.- Prawo jazdy? - dopytywał się Bodek.- Coś w tym rodzaju - odparł Piotr w zastępstwie swojej ukochanej.- Bawcie siędobrze!Po kilku minutach szli już wzdłuż ogrodzenia szkoły.Z otwartych okien klubudolatywały do ich uszu strzępy piosenki Sztywnego Pala Azji  Wieża radości, wieżasamotności.- Pewnie Prądzyński dorwał się do konsolety - zaśmiał się chłopak.- Zaraz go Jagminz  Milimetrem wyniosą! Chociaż jakby się uprzeć, to i przy tym można tańczyć.- %7łałujesz, że wyszliśmy?- Przecież się umówiliśmy, Aga.- Wiem.Tak tylko pytam.Wtuliła głowę w ramię swojego chłopaka.Chłodny wiatr znad jeziora niósł w stronęmiasta słowa piosenki:- Na białym czarnym kreślę jakieś plany.Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały.Piotr parł do przodu, ciągnąc za rękę dziewczynę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •