[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On, w porywie pożądania, nadal usiłował się w nią wedrzeć, dopóki nie krzyknęła:- Nie, nie!Wtedy zsunął się z niej gwałtownie.To nie był Harry.Patrząc na nagą postać mężczyzny, który nadal dyszał nie nasyconążądzą, przypomniałem sobie, że Harry nie żyje.- Cześć, Ron - powiedziałem.Nadal dysząc, zaśmiał się szyderczo.- Nie potrafisz się pan odczepić, co? - spytał.Dziewczyna przesunęła się na ogromnym łożu Harry'ego, naciągając na siebie pościel.Owinęła się ciasno prześcieradłem.Ignorując Rona, który nadal leżał obnażony, zwróciłemsię do niej.- Byłem w Wirginii - oznajmiłem.Ron zaśmiał się.- Jezu! - powiedział na wpół szyderczym, na wpół groznym tonem.- Widzę, że był panbardzo zajęty, panie Harriman.Nie wiedziałem, że jest pan taki pracowity.Córka Tracy połykała łzy zawstydzenia.Odwróciła głowę, jakby sądząc, że jeśli niebędzie mnie widzieć, zniknę bez śladu.- Przykro mi z powodu twojej matki - powiedziałem.- Mnie również - odparła, znów spoglądając w moją stronę.- I Harry'ego - dodałem łagodnie.- Biedny, stary Harry - mruknął Ron, nie ruszając się z łóżka.- To był wypadek - szepnęła cicho Helen Lyle.- Tak myślałem - odparłem, zwracając się tylko do niej.Miałem dziwne uczucie, żejesteśmy w salonie.Tyle że Ron, który sięgnął właśnie po leżącą na nocnym stoliku paczkępapierosów, był zupełnie nagi.Zaciągnął się leniwie, spoglądając to na dziewczynę, to namnie.- Harry nigdy nie pojechałby do stajni sam - oświadczyłem.- To właśnie nie dawało mispokoju.Gdybyście naprawdę wzięli tego dnia ślub, to po otrzymaniu tej wiadomości wsprawie konia zabrałby cię z sobą.- Powiedział mi, że jedzie do miasta.- Nie okłamuj mnie - poprosiłem łagodnie.- Nie zostawiłby cię samej w tym wielkimdomu.Tyle że nie byłaś długo sama, prawda? - Spojrzałem na Rona.- Kiedy się poznaliście?- spytałem.186SR - Ubiegłego lata - odparł nonszalanckim tonem.- W Hampton Bays.Mogłem już ułożyć sobie cały obraz wydarzeń.- Poznał ją Kaleb, prawda?- Nie jest taki głupi, na jakiego wygląda - odparł Ron.- Co tam robiłaś? - spytałem Helen.- Szukałaś Harry'ego?- Tak - odparła.Umięśnione ramię Rona leżało tuż obok jej uda.Wyciągnął rękę iuścisnął je, jakby chcąc dodać jej otuchy.Ona cofnęła się gwałtownie.- Mogłaś przecież pojechać prosto do Harry'ego - powiedziałem.- Nie miałam odwagi.Charles Lyle powiedział mi prawdę.Ta dziewczyna nie potrafiła iść prostą drogą.Byłaz natury konspiratorką.- Dlaczego Hampton Bays? - spytałem.Uśmiechnęła się nieśmiało, niemal tak samo jak jej matka.- Nie wiedziałam, na czym polega różnica.Myślałam, że wszystkie części Hampton sątakie same.A tam motele były tańsze.Przypadek.Szansa spotkania była minimalna, a ja, widząc jak pasują do siebiewszystkie kawałki, jak przeszłość zbiegła się z terazniejszością, doszedłem do wniosku, żedziałała tu jakaś siła natury,- A ty tam akurat byłeś - zwróciłem się do Rona.- Na plaży - przyznał pogodnym tonem.- Miałem dość lepszego towarzystwa, którewydawało mi polecenia, nawet na plaży.Oni myślą, że człowiek nie ma prawa odpocząć.Poza tym - dodał z przewrotnym uśmiechem - damy nie lubią widzieć mnie bez ubrania,kiedy ich mężowie są w pobliżu.Boją się, że nie zdołają ukryć naszej drobnej tajemnicy.Rozumie pan to chyba, co, panie Harriman? Wy nie umiecie uszczęśliwić swoich kobiet.- Więc Kaleb opowiedział ci o przeszłości? - spytałem Helen.- Sporo już wiedziałam.Opowiadała mi o niej mama.Nie wiedziała, że on jest bogaty.- Ale Kaleb dodał resztę?- Tak.Zwit, szarzejący za wysokimi oknami, rzucał na tę scenę ponure, brzydkie światło.- Kto wpadł na ten pomysł z małżeństwem? - spytałem.- Ja - odparł Ron, gasząc papierosa.- Taki facet jak Harry mógł nie uwierzyć, że jestjego córką.Ale gdyby ją zobaczył.do diabła, wie pan, co się dzieje, kiedy mężczyzna widzito.- Zdarł z niej prześcieradło.Krzyknęła i sięgnęła po przykrycie, ale on odepchnął ją brutalnie.Zwinęła się wkłębek, by się zakryć.- Dlaczego trwało to aż rok? - spytałem go.187SR - Zorganizowanie tego spotkania musiało trochę potrwać.Mnie nie mogło przy tymbyć.- Nonszalanckim ruchem przykrył dziewczynę prześcieradłem.- Kaleb nie jest tujedynym facetem, który coś pamięta.- A tymczasem interesy Harry'ego znalazły się w opłakanym stanie - powiedziałem zesmutkiem.- No właśnie.- Ale wy nie mieliście o tym pojęcia.Realizowaliście swoje plany jak gdyby nigdy nic.Kiedy się dowiedzieliście?- Tego wieczora, kiedy Harry mnie tu przywiózł - odparła dziewczyna.- Zwolnił jużsłużbę.I powiedział mi, że musimy wyjechać.Miał pieniądze za granicą.Mówił, żegromadził je tam od dawna, więc jeśli szybko wyjedziemy, będziemy mogli zamieszkać,gdzie nam się spodoba.- We dwoje - dokończyłem wybuchając śmiechem.Wszystko było dokładniezaplanowane, z wyjątkiem jednej rzeczy: Harry miał swoje własne sekrety.- To nie był związek fizyczny - powtórzyła z naciskiem.Widziałem, że ten aspektsprawy bardzo ją niepokoi.Może naprawdę chciała Harry'ego jako ojca, ale pod wpływemprzypadkowego spotkania z Ronem i swej własnej natury zgodziła się wziąć udział w tymspisku, zmierzającym do zagarnięcia pieniędzy Harry'ego.- A więc nie wyszłaś za niego - stwierdziłem obcesowo.- Znałem Harry'ego na tyledobrze, by wiedzieć, że gdyby się z tobą ożenił, żądałby uznania swoich praw.- Mieliśmy się pobrać - powiedziała posępnym tonem.I spojrzała z gniewem na Rona,jakby mając mu za złe, że cały spisek spalił na panewce.- Mieliśmy się pobrać następnegodnia.Harry mi to obiecał.Westchnąłem i pokręciłem głową.Wszystko to wydawało mi się idiotyczne.- Więc Harry wyznał ci tego wieczora, jak wygląda jego sytuacja finansowa, a tyskontaktowałaś się z Ronem, prawda?- Teraz zaczyna pan kapować - powiedział Ron.Zauważyłem, że wyplątał się zprześcieradeł, by rzucić się na mnie w stosownym momencie.Gdybym zaczął uciekać,dogoniłby mnie już na schodach.- A to nikomu nie odpowiadało, prawda? - spytałem.- Kto go w końcu zabił?- Nie my - odparła pospiesznie dziewczyna.- My nie mieliśmy z tym nic wspólnego.A więc zrobił to Kaleb.- Biedny Kaleb - powiedziałem.- Zamierzaliście go w końcu wykiwać, prawda?- Być może - stwierdził Ron.Jego oczy zwęziły się nagle.- Ten cholerny dureńulokował u Harry'ego wszystkie swoje oszczędności.Zrobił się zbyt chciwy.Nie mógłpoczekać, aż zdobędziemy pieniądze, musiał inwestować.- Słowo inwestować zabrzmiało wjego ustach jak przekleństwo.Może słusznie.188SR - A więc miał stracić wszystko?Oboje zignorowali moje pytanie.Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a ja domyśliłemsię reszty.Harry mówi dziewczynie prawdę.Ona dzwoni do Rona, który przekazuje tęwiadomość Kalebowi.Telefonują do Harry'ego prosząc, żeby przyjechał do stajni, bo coś sięstało jego koniowi.Harry jedzie tam, zabierając z sobą dziewczynę.Podczas gdy Ronzabawia się z Daffy, między Harrym i Kalebem dochodzi w stajni do awantury i Kalebuderza Harry'ego, zabijając go.- Taaak - mruknął Ron potrząsając głową, jakbyśmy mówili o niewłaściwymzaparkowaniu samochodu.- Harry opieprzył go o Lucille, a Kaleb mu przyłożył.- I wszyscy na tym stracili - przypomniałem.- Chwileczkę - powiedział Ron, stawiając stopy na podłodze.- Niekoniecznie.- Nie ruszaj się z miejsca - poleciłem mu.- Przecież pan i tak stąd nie wyjdzie - odparł drapiąc się między nogami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •