[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciąż zaniepokojona wróciła do oceniania prac.Pół godziny pózniej zadzwoniłdzwonek przy drzwiach.- Widzę, że trafiłaś - zagaiła trochę bez sensu Ellie.- Nie było łatwo - odparła oskarżycielskim tonem Daphne.Wyglądało na to, że wyczuwalne przez telefon złość i napięcie zdążyły trochęosłabnąć i Daphne szuka sposobu na ich ponowne wzmożenie.Ellie postanowiła utrudnić jejżycie.- Tak się cieszę, że cię widzę! - Uśmiechnęła się.- Nie masz pojęcia, jaki wpływ namózg ma przejrzenie setki egzaminów, w których łącznie jest może pół sensownego pomysłu.- Rzeczywiście, nie mam, bo i skąd? Jak reakcjonistka z klasy średniej, z dzieciakamiw prywatnych szkołach, miałaby rozpoznać sensowny pomysł? Do tego trzeba intelektu.Delikatny rumieniec złości i wstydu przydawał Daphne wyjątkowej atrakcyjności.Gdybym przyłapała faceta na takiej refleksji, nazwałabym go seksistowską świnią, pomyślałaEllie.- Coś cię zdenerwowało.- Jakaś ty bystra! - Daphne szybko wspinała się na sam biegun swojej zjadliwielodowatej złości.- Prawdziwa żyleta! Ile ja bym dała za taką przenikliwość! Trudno, może ijestem zwykłym pionkiem w wojnie klas, ale przynajmniej nie jestem dwulicową suką, któraszpieguje przyjaciółki!Ellie zdążyła się przez ten czas cofnąć w głąb salonu, w którym pracowała; Rose wnosidełku leżała przy otwartych drzwiach ogrodowych i gulgotała do wróbli walczących ookruchy w karmniku.Ellie osunęła się na fotel.- Z tego punktu widzenia zupełnie nie przypominasz pionka - zauważyła.Nadal niezamierzała dać się sprowokować.- A teraz proszę cię, Daphne, daruj sobie na chwilę ognistąretorykę i powiedz w prostych słowach, o co ci chodzi.- Nie udawaj, że nie wiesz! - parsknęła Daphne.Niestety, jej szyderczy śmiechniepokojąco przypominał szloch.- Mogę coś podejrzewać, ale nie będę miała pewności, dopóki mi nie powiesz.Tylkobyłabym ci wdzięczna, gdybyś najpierw zechciała usiąść.Daphne zawahała się, ale usiadła na podłokietniku wysokiego fotela z szerokimzagłówkiem.Rose, której perspektywa kłótni między dorosłymi wydała się w pierwszejchwili* atrakcyjna, doszła do wniosku, że rozmiar nie zastąpi zajadłości, i wróciła doobserwowania wróbli.- Chcę, żebyś odpowiedziała mi na jedno pytanie - powiedziała Daphne.- Tylkojedno: tak albo nie.Czy kiedy postanowiłaś przygarnąć mnie pod swoje czułe lewicoweskrzydełka, wiedziałaś, że twój mąż prowadzi dochodzenie przeciwko mojemu?- O rety.- westchnęła Ellie.Potwierdziły się jej najgorsze przypuszczenia.- Tak czy nie?! - krzyknęła Daphne, czepiając się tej namiastki potwierdzenia.- To nie takie proste.Prosta odpowiedz na to pytanie oznaczałaby akceptacjęwszystkich jego implikacji, na co ja się nie zgadzam.- Dajże spokój! Nie zgrywaj czepialskiej akademiczki.To naprawdę proste pytanie.- A ty nie zgrywaj tępej gospodyni domowej, co to jej w głowie tylko pieczenie ciast iukładanie bukietów! - odparowała Ellie, zadowolona, że przynajmniej wie, na czym stoi.- Tonie jest proste pytanie, i dobrze o tym wiesz.Pozwól, że najpierw wyłożę ci powody, dlaktórych zawarłam z tobą znajomość.Zaczęło się od tego, że podwiozłam cię do miasta, bopadało.Tylko tyle.Nie miałam pojęcia, kim jesteś.No dobrze, domyśliłam się, że twojedziecko chodzi do St.Helena School, i rozbawiła mnie twoja reakcja na widok transparentu wsamochodzie, ale wtedy kierowałam się tylko zwykłą ludzką przyzwoitością.To po pierwsze.Po drugie, wcale nie przygarnęłam cię pod czułe lewicowe skrzydełka, chociaż przyznam, żedoceniam urok tego sformułowania.Po prostu, kiedy zaczęłyśmy rozmawiać, zwyczajnie ciępolubiłam.- To musiało być dla ciebie zaskoczenie.Co z tym zrobiłaś? Obejrzałaś trzy spotypartyjne z rzędu jako pokutę?- O, widzisz? To jeden z powodów, dla których cię lubię: jesteś inteligentna idowcipna.- Ellie zaryzykowała uśmiech.- Zgoda, może była w tym z mojej strony odrobinapolitycznej protekcjonalności, na zasadzie: Kto by pomyślał? Ja, prawdziwa aktywistka,polubiłam kogoś takiego!.Ale czy możesz szczerze zaprzeczyć, że nie traktowałaś mnie ztaką samą wyższością, tyle że z perspektywy społecznej? Patrzcie państwo: dobra, stara,tolerancyjna Daphne spędza czas w towarzystwie anarchistki!.Nie mam racji?- Mówisz, że jestem inteligentna - powtórzyła z wyrzutem Daphne.- Na pewnowystarczająco inteligentna, żeby zauważyć, że unikasz odpowiedzi na moje pytanie.Było jednak widać, że trochę się rozluzniła.- Po prostu chciałam przygotować grunt - wyjaśniła Ellie.- Do rzeczy.Kiedypowiedziałaś mi, jak się nazywasz, i wspomniałaś, gdzie pracuje twój mąż, to owszem,skojarzyłam, że Peter interesuje się nim z powodów zawodowych.Nic z tym nie zrobiłam, bojedyne, co mogłam zrobić, to zdławić naszą znajomość w zalążku, a na to nie miałamnajmniejszej ochoty.Dlaczego? Ciebie interesuje proste tak lub nie , a ja cię tu zarzucamdziesiątkami powodów.Przykro mi, ale podam ci jeszcze trzy.Po pierwsze, nie zgadzam się,żeby sprawy mojego męża ograniczały moją wolność wyboru.Po drugie, to, co powiedział mio sprawie twojego męża, zabrzmiało jak kiepski żart.I po trzecie, polubiłam cię.Można sobiewałczyć o wolność, równość i prawa człowieka, ale o przyjaciół jest znacznie trudniej, i kiedysię jakiś trafi, trzeba go łapać szybko.- Wzruszyłam się - odparła Daphne ostro.Na chwilę umilkła, a kiedy podjęła temat,mówiła łagodniej i z mniejszą pewnością siebie: - Przepraszam, chciałam, żeby to wyszłosarkastycznie.Niepotrzebnie.To naprawdę wzruszające, co powiedziałaś, to o przyjaciołach iw ogóle.Wiesz co? Nie siedziałam tak i nie rozmawiałam z nikim o przyjazni chyba odczasów szkolnych.Jakie te wszystkie szkolne układy, przyjaznie i kłótnie były ważne!Jednego nie rozumiem: jak mogłaś, będąc moją przyjaciółką, słuchać, jak twój mąż mówi oPatricku, i.i.- I co?- Nie wiem! Skąd mam wiedzieć?! - wybuchnęła Daphne.- Może ty mi powiesz, codokładnie zrobiłaś, kiedy w rozmowie znów wypłynęło nazwisko Patricka.Bo wypłynęło,prawda?- Owszem, wypłynęło.Może nie powinno było, ale zrozum, Peter mi ufa.Opowiadami o swojej pracy, a ja chcę, żeby to robił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]