[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twój dwunożny gatunekkiedyś władał tym światem, w bardzo odległym okresie, kiedy słońce niebyło gorące.Byliście wtedy dużymi istotami, pięć razy wyższymi niż teraz.Skarleliście, by sprostać nowym warunkom, by walczyć o przetrwanie nawszelkie możliwe sposoby.W tamtych czasach moi przodkowie byli mali,lecz przemiany, chociaż zachodzą tak wolno, że niemal niepostrzeżenie, nieustają.Teraz wy jesteście małymi, zatrzymanymi w rozwoju stworzeniami,podczas gdy ja jestem w mocy cię strawić!Gren słuchał i po przemyśleniu tych słów zadał pytanie:  Skąd możeszto wszystko wiedzieć, grzybie, skoro do tej pory nie spotkałeś człowieka? Badałem strukturę twojego umysłu.Wiele twoich wspomnień i myślijest dziedzictwem odległej przeszłości, tak głęboko ukrytym, że niepotrafisz do niego dotrzeć.Ale ja potrafię.Z nich czytam historięprzeszłości twojego gatunku.Mój rodzaj ma szansę stać się tak wielki, jakbył twój. Czy przez to ja też będę wielki? Prawdopodobnie tak właśnie będzie.Nagle ogarnęła Grena fala senności.Znił sen przepastny jak morze i jakono pełen dziwacznych rybosnów, które pózniej wymknęły mu się jakmigające rybie ogony.Obudził się znienacka.Coś poruszało się w pobliżu.Na szczycie skarpy, tam gdzie na zawsze świeciło jasne słońce, stała Poyly Gren, kochany!  zawołała, gdy nieznacznym ruchem zdradził swojąobecność. Opuściłam ich, aby zostać przy tobie i być twoją kobietą.Miał teraz umysł jasny, jasny i bystry jak wiosenna woda.Wiele sprawciemnych poprzednio stało się dla niego zrozumiałych.Skoczył na nogi.Poyly zaglądała do cienia.Jego widok ją przeraził.Tajemniczy grzybwyrastał z Grena tak samo jak z drzewołapek i wierzbomordów.Wystawałmu z włosów, wznosił się garbem na karku, sterczał jak kreza owinięta wpołowie obojczyka.Połyskiwał mrocznie plątaniną zwojów. Gren! Grzyb!  krzyknęła, cofając się w panice. Cały jesteś wgrzybie!68 W jednej chwili znalazł się na górze i pochwycił jej dłoń. Wszystko wporządku, Poyly, nie ma powodu do obaw.Grzyb nazywa się smardzem.Nie zrobi nam krzywdy.Jest w stanie nam pomóc.Poyly nie od razu odpowiedziała.Znała reguły gry lasu i ZiemiNiczyjej.Zamieszkujące je stworzenia dbały o swoje interesy, a nie okorzyści dla innych.Niejasno przeczuwała, że prawdziwym zamiarem tegogrzyba jest żerowanie na innych i rozmnażanie się na jak najszerszą skalę iże mając przed sobą taki cel, będzie jak najdłużej odwlekał uśmiercenieswego gospodarza. Grzyb jest zły, Gren  powiedziała Poyly  Jak może być inaczej?Gren ukląkł, pociągając ją za sobą i mrucząc coś uspokajającego.Pogładził jej kasztanowe włosy Grzyb może nas wiele nauczyć  powiedział. Może my stać się oniebo lepsi, niż jesteśmy, my, biedne istoty To j chyba nic złego zostaćlepszym. W jaki sposób grzyb nas uczyni lepszymi? W głowie Grena rozległ sięgłos smardza: Na pewno nie zginiecie.Co dwie głowy, to nie jedna.Wasze oczybędą widzieć.Będziecie jak bogowie!Gren powtarzał prawie słowo w słowo za smardzem. Może ty wiesz lepiej, Gren  odezwała się Poyly niepewnym głosem. Zawsze byłeś niezwykle rozgarnięty. Ty też możesz być taka  wyszeptał.Z ociąganiem ułożyła się w jego ramionach i przytuliła mocno.Połećgrzyba spadł z szyi Grena prosto na jej czoło.Drgnęła i szarpnąwszy się,sprężyła się, jakby do oporu, ale w rezultacie zamknęła tylko oczy.Kiedy jeotworzyła, błyszczały jasno.Jak jeszcze jedna Ewa, przyciągnęła do siebieGrena.Ich drewniane dusze wypadły zza zdjętych pasów, kiedy kochali sięw ciepłych promieniach słonecznych.Wreszcie podnieśli się i uśmiechnęlido siebie.Gren rzucił okiem pod nogi. Upuściliśmy nasze dusze  zauważył.Zrobiła gest lekceważenia. Zostaw je, Gren.Będą nam tylko zawadzać.Chyba już nie są nampotrzebne.69 Pocałowali się, przeciągnęli i zaczęli myśleć o innych sprawach,zupełnie już oswojeni z widokiem grzybiastych koron na głowach. Nie musimy się martwić o Toy i pozostałych  powiedziała Poyly.Przetarli nam drogę do lasu.Patrz! Zaprowadziła go na drugą stronęwysokiego drzewa.Zciana dymu przemieszczała się łagodnie w głąb lądu,znacząc wytrawianą przez ogień drogę powrotu do figowca.Ująwszy się zaręce, ruszyli razem, by wyjść z Ziemi Niczyjej, ich niebezpiecznego raju.Drobne, ciche, bezrozumne istoty przemykały po gościńcu, wyłaniającsię i znikając w okalających go mrokach zieloności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •