[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pearl, pomóż mi pokroićtort - mówi surowo i zanim mam szansę zaprotestować, bierze mnie za łokieć.W ten sposób znajduję się wraz z ciocią naprzeciw plastikowej pary młodej,ustawionej na piramidzie białego lukru.Słyszę nieuniknione:- Teraz muszę wyznać ci pewien sekret.- Nie ciociu, żadnych sekretów - mówię ze śmiechem.- Na chiński Nowy Rok postanowiłam sobie: nigdy więcej tajemnic.Ciotka ściąga brwi.- Na chiński Nowy Rok nie robi się żadnych postanowień, to amerykańskizwyczaj - mówi, po czym uśmiecha się nieśmiało.- W dodatku to dobry sekret, omoim guzie.Jak mam jej powiedzieć, że nie chcę słuchać?- Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że nie jedziemy z twoją matką do Chin przezmój guz.- Nie jedziecie?- Nie, nie.Mam na myśli, że nie jedziemy dla mnie, jedziemy dla ciebie.Widząc moje zaskoczenie, dodaje:- Widzisz, to jest tak.Twoja matka chciała jechać do Chin, żeby znalezć dlaciebie lekarstwo.Uważa, że ta cała choroba pochodzi od niej, od jej niezrównoważonejnatury.To niezrównoważenie zaczęło się w Chinach, tak jej się wydaje.Nie chcejechać sama, więc powiedziałam, że i ja muszę jechać przez mój guz.Ona na to:  Atak, twój guz".Mówię jej, że powinna zrobić to dla mnie i pojechać ze mną, żebymmiała spokojne sumienie, może już ostatni raz.Jak mogłaby odmówić? Ale wiesz co?- Co?- Ja wcale nie mam guza.- Rozrzuca ręce.- Co?!- Tak jest.Wymyśliłam go! Och, przez chwilę miałam porządnego stracha.Obejrzałam zdjęcia rentgenowskie.Kiedy zdawało mi się, że umrę, zaczęłam sięzastanawiać:  I co wtedy, i co wtedy".Myślałam sobie:  Czego to ja zapomniałam?" Iwiesz co? Zapomniałam podziękować twojej matce za te wszystkie lata.Taka z niejdobra przyjaciółka. - Nie rozumiem.Co to wszystko ma wspólnego z dziękowaniem?- No, ty miałaś sekret, ona miała sekret.Powiedziałam, że umrę, żebyście obiemusiały sobie wyznać prawdę.No, nie było tak? Uwierzyłaś mi, co?Zmieje się do siebie jak niegrzeczna dziewczynka.Kiwam głową, wciąż niebardzo rozumiejąc, do czego to wszystko zmierza.- Stałyście się sobie dużo bliższe, matka i córka.Już to widzę.Właśnie w tensposób chciałam jej podziękować.Znasz ją przecież, tak trudno jej dziękować albodoradzać.Zaczynam powoli rozumieć.- Czy matka wie, że tak naprawdę nigdy nie sądziłaś, że masz guza mózgu?Ciocia śmieje się i kręci głową, zadowolona, że jej kłamstwo pozostałonietknięte.- Rzecz jasna, kiedy pojedziemy do Chin, musisz udawać, że wykurowało mniemagiczne zródło, to samo, które wyleczyło i ciebie.Inaczej ona strasznie się rozzłości,że ją tam zaciągnęłam.- Jak to: ja mam udawać?- No przecież też jedziesz! Po co matka miałaby jechać bez ciebie? Robi to dlaciebie, nie dla mnie! Już ci tłumaczyłam.Ja tylko udaję, żeby miała wymówkę, a tymusisz udawać, że jedziesz ze względu na mnie.Ale tak naprawdę powinnaś zrobić todla niej.Należy jej się to po tych wszystkich zmartwieniach, jakich jej przysporzyłaś.Oczywiście nigdy nie powinnaś jej o tym wspominać.To zostanie tylko między nami.Zmieję się, ogłupiała i zaplątana w nieskończone łańcuchy kłamstw.Może tozresztą nie kłamstwa, tylko ich rodzaj lojalności; poświęcenia ponad wszystko, comożna wypowiedzieć, wszystko, co kiedykolwiek uda mi się pojąć.- To dobry sekret - mówi ciocia Helen.- Nie wydaje ci się?Grożę jej palcem.- Chyba tak - odpowiadam w końcu.I tak naprawdę nie wiem, na co właściwie się godzę, ale dobrze mi z tym.Phil zabrał już dziewczynki do domu.Ja i mama pojedziemy z ciocią Helen.Pakujemy w kartony resztki jedzenia, żeby je wziąć do domu. - Rybę możesz zostawić - mówi matka.- Ryba na parze nie smakuje już takdobrze następnego dnia.- Wez, wez - upiera się ciocia Helen.- Jutro zobaczymy, czy rzeczywiściestraciła smak.- Ależ ona jest z pary - protestuje matka.- Obsmażana z wierzchu - mówi ciotka, ignorując jej sprzeciw.Nie chcę się w to mieszać, więc zajmuję się kurczakiem i wieprzowiną idolewam sobie jeszcze herbaty chryzantemowej, zanim kelnerzy zdążą ją wynieść.- To dopiero dobra herbata - mówię, próbując sprowadzić rozmowę naneutralny grunt.- Och, nie kosztowałaś prawdziwej herbaty, jeśli nie byłaś w Hangczou -odpowiada matka.- Najlepsza herbata na świecie.Cioci Helen zaświeciły się oczy.- Och, powinnyśmy znów wybrać się do tego magicznego zródła.Winnie-ah,pamiętasz? Kiedy mieszkałyśmy w Hangczou? Woda była ciężka jak złoto - wyjaśniami.- Twoja matka też jej kosztowała.- Za słodka - mówi matka.- Dodają za dużo cukru.- %7ładnego cukru, tylko nasiona kwiatów - prostuje ciocia.- Bardzo rzadkigatunek.Kwitnie raz na dziewięć lat, czy jakoś tak.Rozgniatali nasiona i dodawali dowody.- Do tego okropnie droga - ciągnie matka.- O, tyle - pokazuje pojemnośćnaparstka - i już musiałaś płacić mnóstwo pieniędzy.- Ale to zupełnie wystarczyło - dodaje ciotka.- Przełykałaś i czułaś, jak idzie wśrodku, zmieniając wszystko po drodze - żołądek, serce, umysł.Wszystko nabierałosłodyczy.- Spokój - mówi matka.- Wszystko w środku robiło się spokojne, żadnychtrosk, żadnych smutków.- Mama z pewnością trochę ci kupi.- Jeśli pojedziemy - przypomina jej matka.Ciocia Helen się śmieje.- Jeśli pojedziemy.Poza tym, jeśli uda nam się je znalezć.Może już sobie nieprzypomnę? - Ja pamiętam - mówi matka.- Pamiętasz? - Ciocia Helen robi zasępioną minę.- Oczywiście.Wiem dokładnie.- Jakim cudem? Przecież to ja cię tam zabrałam.- Znajdę.Patrzę, jak się kłócą, chociaż to pewnie nie kłótnia.Wspominają razem, razemmarzą.Już to widzą, idą pod górę, są młode i wierzą, że czeka je szczęśliwe życie.Woda jest właśnie taka, jak sobie obiecywały - ciężka jak złoto i słodka jak nasionarzadkiego kwiatu.Ja też czuję ten smak.Jeden łyk i pamiętasz na zawsze - wszystkie rzeczy,które, wydawałoby się, umknęły ci z pamięci, ale tak naprawdę nigdy nie zginęły.Wszystkie nadzieje, które wciąż da się odnalezć. XXVIBez troskPrzyszła dziś do kwiaciarni nowa klientka.Kupiła same drogie rzeczy: wielkiebukiety i drzewka mandarynkowe na otwarcie restauracji.Dziś zadzwonił też do mniez pracy mąż Pearl, pytając, czy na przyszły weekend nie zajęłabym się dziećmi, bo onichcą urządzić sobie drugą podróż poślubną.Potem jadłam z Helen resztki z przyjęciaweselnego Bao-bao.- Miałaś rację - powiedziała.- Ta ryba nie smakuje już tak dobrze następnegodnia.Myślę sobie - a to szczęśliwy dzień.Nagle Helen mówi:- Muszę ci coś wyznać.Widzisz, wiele rzeczy mówiłam nie tak, jak należało.Poczułam, że szczęście dopisuje mi coraz bardziej.- Zawsze ci wmawiałam, że Wen Fu nie był takim złym człowiekiem, nie aż tak,jak twierdziłaś - ciągnęła.- Ale tak naprawdę dobrze wiedziałam.Był zły.Był okropny!- Pomachała ręką przed nosem, jakby odpędzała przykry zapach.Ach, więc Helen wyznaje wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •