[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałem, że to Emma.- A gdzie ona się podziewa?- Doszło do małej scysji w pubie.Uciekła.- Zawahał się.Miała pani rację.Powinienem jej powiedzieć.- Dokąd poleciała? Do rodziców?- Nie.Samochód stoi na miejscu.- I puścił ją pan samą? W nocy? - Tydzień po tym, jak zamordowano jej brata?- Nic jej nie grozi - zapewnił.- Widziałem, że pobiegła do kuzni.Dan się nią zaopiekuje.- Dlaczego poszła do niego? - Pewnie chciała z kimś pogadać.Przyjaznię się z Danem.Może myślała, że będzie rozumiał, pomoże jejzrozumieć.Albo uznała, że z nim o tym rozmawiałem.- Oni coś do siebie mają? Są ze sobą blisko?- Ależ skąd - oburzył się.- Nic z tych rzeczy.- Idę tam - oświadczyła.- Sprawdzę, co się dzieje.- Pójdę z panią.- Lepiej nie.Niech jej pan da czas na zastanowienie.I proszę pamiętać, jestem policjantką, nie doradcąpar małżeńskich.Nie będę jej do niczego przekonywała.- Jeśli tam jest.%7ływa i bezpieczna.Kiedy wróciła na ulicę, natychmiast zauważyła, że w kuzni już się nie świeci.Ale gdy rozmawiała zJamesem, nie słyszała, żeby samochód odjeżdżał.Stała w holu tuż przy drzwiach, w dodatku otwartych.Napewno wyłowiłaby jakiś odgłos: skrzypienie zamykanych wrót, szczęk kłódki.Pamiętała, co sąsiadka Danamówiła o tym, że po jarmarku będzie musiał rozpakować towar.Może zaparkował furgonetkę na podwórkuz tyłu.A może razem z Emmą dokądś pojechali.Tylko dokąd?Pogrążona w rozważaniach szybko przeszła przez ulicę i tam naszła ją zabawna myśl, że jest jak teśmieci z kosza, rzuca ją po skwerze w tę i z powrotem.Wejście do warsztatu było od środka zamknięte na skobel.Kłódka na zewnątrz wisiała otwarta.Verakilka razy walnęła płasko dłonią w drewniane wrota, aż ją zapiekła ręka.Nikt jednak nie zareagował, więcruszyła wzdłuż ulicy , szukając przejścia na podwórko.Znalazła je między domami.Prowadziło do uliczki, na której okoliczni mieszkańcy parkowali auta.Nakońcu znajdowały się drewniane furtki, o tej porze otwarte, i podwórko na zapleczu warsztatu.Nie było tulatarni, ale światło padało z okien.To był teren prywatny i mało kto zaciągał wieczorem zasłony.Przedoczami migały jej krótkie sceny ze zwyczajnego życia: matka wiesza śliniaki na kaloryferze, starszymężczyzna zmywa naczynia. W innym domu młoda para szykowała spóznioną romantyczną kolację: papierowy obrus na stole,świeczki i butelka wina.Na podwórku za kuznią pusto.Nawet jeśli Dan podjechał tu z furgonetką, to się już zmył.Z Emmą,chyba że zamknął ją w warsztacie.Vera zaczęła ją sobie wyobrażać w brudnym schowku, skrępowaną,przerażoną, ale jakoś nie mogła w to uwierzyć.A może już nie żyje? Ktoś ją udusił, jak jej brata iprzyjaciółkę? Vera pokręciła głową, żeby pozbyć się koszmarnych myśli.Rękawem starła z wąskiegookna kurz i pajęczynę.Zajrzała do środka, ale w ciemności niczego nie mogła dojrzeć.Obok zauważyłamałe drzwi.Spróbowała je otworzyć, zamknięte.Drzwi obłaziły z farby, mimo to wyglądały na solidne iVera wątpiła, że starczy jej sił, żeby je wyważyć.Oparła się o nie barkiem i pchnęła.Ani drgnęły.Walnęław nie pięścią, potem przystawiła ucho.Nic, cisza.Poddała się.James wyglądał przez okno.Kiedy podchodziła pod dom, zasłona opadła, ale Vera zdążyła dostrzec jegobladą twarz przyciśniętą do szyby, a drzwi otworzyły się, zanim jeszcze zdążyła zapukać.- Nie ma jej tam, prawda? Widzę, że wszystko pozamykane.- Wzięła ze sobą komórkę?W oczach Jamesa pojawił się błysk paniki.- Myśli pani, że jest tak samo jak w przypadku Christophera? %7łe to ma jakiś związek?- Nie - zaprzeczyła.- To nie to samo.Po prostu mógłby pan do niej zadzwonić.Wiedzielibyśmy, gdziejest.Zaśmiał się krótko i z zawstydzeniem, po czym sięgnął po słuchawkę telefonu w korytarzu i wybrałnumer.Vera zorientowała się, że oboje wstrzymują oddech, że wytężają słuch, żeby usłyszeć głos Emmy.Zkuchni przypłynęła elektroniczna melodyjka.Z jakiegoś starego filmu.Chyba z Musie Hall.James wolnoodłożyłsłuchawkę.- To jej dzwonek - mruknął.- Zostawiła komórkę.Pewnie myślała, że nie będzie jej potrzebowała wpubie.Wiedziała, że ja zabrałem swoją.- Przerwał, żeby się trochę uspokoić.-Ale z Danem na pewno nic jej nie grozi.Danbył policjantem.- Tak - rzuciła Vera.Kazała mu zostać w domu.Wytłumaczyła, że ktoś musi być na miejscu, w razie gdyby Emma siępojawiła.Poza tym Dan na pewno przemówi jej do rozsądku.Prawdopodobnie zadzwoni.Wróciła do samochodu ze świadomością, że James obserwuje ją z okna.Oczekiwał od niejnatychmiastowych działań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •