[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pytasz,co to Alas? Nędzny port w portugalskiej części wyspy Timor.Nasz port macierzysty,zapamiętaj to sobie.Wiadomo, że Japończycy zagarnęli i portugalską połowę Timoru.Aleponieważ Portugalczycy są neutralni, więc te żółte diabły zachowują się w stosunku do nichnieco poprawniej niż w stosunku do Holendrów z wysp. Warto by szefie, i oporządzenie barki trochę zmienić odezwał się Dick do Brenta,gdy pułkownik przyszedł obejrzeć ich robotę. Warto by zgodził się ale brak już na to czasu.Zresztą: o to już się postara ktoinny dodał zagadkowo.Obejrzawszy dokładnie naturalny port, w którym kotwiczyła barka, kazał ją jeszczeumocnić drugą kotwicą, chociaż wysoki brzeg i część palmowego lasku dostatecznie chroniłyją przed nadciągającą burzą.Gdy skończyli umocowywać solidnie plandeki, okrywające skrzynie z zapasamii wszelkim innym wyposażeniem, czas już było schronić się do budynku.Niebo takpociemniało, że pod koniec roboty niewiele już widzieli, pod ostrymi uderzeniami wichuryśmigłe palmy gięły się prawie do ziemi.Smagane wiatrem wody laguny wzdymały się,tworzyły wysokie, krótkie fale, podbiegały aż pod stopnie tarasu.Zanim Harry, Dicki pułkownik zdążyli przebiec dzielącą ich od budynku odległość, rzęsista, tropikalna ulewaprzemoczyła ich do nitki.Deszcz był nieprzyjemnie ciepły, nie przyniósł ani trochę ulgi. Człowiek odnosi wrażenie, że wylazł z gorącej kąpieli urągał Harry wyżymającw kącie werandy lekkie, płócienne ubranie.Do izby wchodził ostatni musiał stoczyć walkęz orkanem chcąc za sobą zamknąć drzwi. Chłopcy, gdy tylko cyklon przycichnie, ruszamy rzucił Brent, gdy zasiedli wszyscywokół długiego, wąskiego stołu.Odpowiedział mu radosny gwar.Dosyć już wszyscy mieli tej wyspy, marzyli o zmianiemiejsca.Rejs podczas burzy nie wzruszył ich wcale.Byli to w większości młodzi chłopcy, dlaktórych nie istniało pojęcie niebezpieczeństwo.Starsi natomiast z zespołu od dawna znalijuż Brenta i mieli do niego bezgraniczne zaufanie.Skoro ten człowiek o którego odwadzei szczęściu opowiadano przy ogniskach i w koszarach całe legendy uznał, że podczas takiejpogody można wypłynąć, to nie było sensu w ogóle zastanawiać się nad tym.Brent kazał przygotować porządną kolację.Po chwili już buchała para z pełnych mocnejherbaty menażek.Oddział Brenta z zapałem zabierał się do japońskich konserw.Okazało się,że solidne zapasy załogi radiostacji pochodziły wyłącznie ze zdobyczy wojennej.Puszkiz świetnym corned beefem10, sucharami, sokiem pomidorowym i pomarańczowym miałystemple prowiantury w Singapurze, portugalskie sardynki pochodziły z wyspy Timor,holenderskie konserwy z ryżem i herbatą z Jawy. Wszystko to murowanie nie zatrute, zabierajmy się do roboty, młody kolego! Kto wie,kiedy znowu czeka nas taka uczta! zachęcał Harry Dicka Stantona.Chłopcu nie potrzeba było zachęty, pałaszował wszystko z wielkim apetytem.Gdy łoskot burzy nieznacznie się zmniejszył, Brent wyszedł z Jamesem Whitem,wytrawnym marynarzem, na taras. Myśli pan, że uda nam się już wyprowadzić barkę z laguny? pytał stojąc poddaszkiem, który zupełnie nie dawał osłony przed ulewą.White rozglądał się bacznie po lagunie: fala szła jeszcze wysoko, smagające ją strumieniedeszczu tworzyły zwartą zasłonę wodną między niebem i morzem, horyzont zaciemniałyciężkie, czarne chmury. Przez ten przesmyk, którym dotarliśmy tutaj, oczywiście nie, pułkowniku, ale może sięto udać z drugiej strony, gdzie jest znacznie szerzej.Najgorzej będzie ruszyć barkę z miejscazakotwiczenia. Zrobi się zakończył krótko Brent.Gdy na rozkaz cała załoga otoczyła go zwartą grupą, półgłosem zaczął wydawać rozkazy: Wychodzcie cicho jeden po drugim, żeby Japończycy nie zauważyli, iż nas tu nie ma.Wprawdzie jeńcy byli powiązani, ale pozbawieni dozoru łatwo pozbędą się pęt.Potrwa tojednakże chwilę, zanim zorientują się, że nie ma już na wyspie nikogo, kto mógłby im w tejczynności przeszkodzić.A tymczasem Sajwan obecnie już Alas na dobre zniknieim z oczu.Wprawdzie Dick na równi z kolegami absolutnie ufał pułkownikowi, jednakże strach googarnął, gdy wyszedłszy rozejrzał się wokoło.Wicher zacinał jeszcze ostro, niełatwo byłoutrzymać się na nogach.Wiał wyraznie od południa palmy za budynkiem chyliły się podjego uderzeniami tak nisko, że korony ich ślizgały się po płaskim dachu.Fala szła wysoko;na otwartym morzu nie byłoby to grozne, ale tu zdradzieckie rafy czyhały na każdynieostrożny ruch łodzi.Pełen niepokoju wchodził Dick na barkę, która mimo dwóch kotwictańczyła na fali.Nie było czasu myśleć o niebezpieczeństwie.White wraz z dwoma jeszcze zawodowymimarynarzami podjął trudne zadanie wyprowadzenia barki na pełne morze.Wypłynięciez małej zatoki w tych warunkach było zadaniem nadludzkim a jednak się powiodło.Udałosię również wyjście z laguny, chociaż walka z żywiołem trwała całą godzinę.Z dziesięć razyDick miał uczucie, że już w następnej sekundzie barka rozleci się w kawałki.Ale zanimpoprzez strzępy chmur zabłysły pierwsze gwiazdy, rafy Hibernii dawno zniknęływ spienionych falach, a barka gnana silnym wiatrem płynęła wprost na północ z szalonąniemal szybkością co najmniej dwudziestu mil. Płyniemy na wody nieprzyjaciela! wołał podniecony Dick do Harrego, który podosłoną kurtki starał się zapalić fajkę. Prosto w paszczę rekina! odpowiedział mu Harry śmiejąc się głośno.XIBURZLIWA NOCPod obu żaglami, gnana pełnym wiatrem barka pruła szybko wzburzone morze, nabierającwodą dziobem i obu burtami.Teraz dopiero Dick Stanton zrozumiał, dlaczego pułkownikBrent wylądował na pewien czas na bezludnych koralowych rafach Hibernii.Było to jedynemiejsce, leżące w pobliżu wód nieprzyjacielskich, gdzie mógł spokojnie poczekać na zmianępogody.W okresie zrównania dnia z nocą w tych okolicach zmiany takie występują dosyćczęsto pułkownik liczył, że zerwie się przychylny, dostatecznie silny wiatr, który umożliwimu przepłynięcie w ciągu jednej nocy najbardziej strzeżonego odcinka morza.Chłopak nabrałtakże wielkiego szacunku dla prowadzącego barkę dzielnego marynarza, Jamesa White a.Dopiero znacznie pózniej dowiedział się, że to kapitan marynarki wojennej, dowódcakontrtorpedowca z dziesięcioletnim stażem służby we flocie Oceanu Spokojnego, który wrazze swą jednostką brał udział w akcji w Hongkongu i Singapurze.W ciągu pierwszych godzin nocy burza przycichła nieco, ale wiatr jeszcze był ostry salingi i wanty ani na chwilę nie przerwały jękliwej muzyki.Dick jakoś nie mógł pozbyć sięniepokoju: przy takiej pogodzie za nic na świecie nie postawiłby na tym starym pudle obużagli, tak jak to zrobił White, najprawdopodobniej na rozkaz Brenta.Jednakże barka przez całe trzy godziny wytrzymywała to nadspodziewanie dobrze.Dopiero tuż przed północą zaszedł wypadek, który cudem tylko nie stał się przyczynąkatastrofy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]