[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Najukochańsi moi.- zaczął proboszcz.I po chwili, zanim Gervase zdołał w pełni docenić to, co się działo, zanim zdołał sięskoncentrować, ten sam glos oznajmił, że od tej chwili są mężem i żoną. Uśmiech Morgan był olśniewający.On uśmiechał się przez łzy.Tak blisko byli tego, żeby się im nie udało.Podpisali akt ślubu, przeszli przez kościół, mijając morze uśmiechniętych twarzy, iwyszli na zalany słońcem dziedziniec.Spadł na nich deszcz kwiatowych płatków, hojniesypniętych przez Bedwynów, a także dwóch jego szwagrów i kilka siostrzenic.Ruszyli doLindsey Hali otwartym powozem.Wokół powiewały różnobarwne wstążki, a z tylu pojazduprzymocowano zgodnie ze zwyczajem sznur starych butów.Trzymali się mocno za ręce iniczym obłąkani bez przerwy patrzyli sobie z uśmiechem w oczy.A gdy tylko minęli wieś,natychmiast pozwolili sobie na długi, gorący pocałunek.- Szczęśliwa? - spytał.- Szczęśliwa - odparła z uśmiechem.- Myślałam, że ten miesiąc nigdy się nie skończy.Bo tyle czasu trwała ich rozłąka.Ona wróciła dwa dni po balu do Lindsey Hali, żebyprzygotować się do ślubu i dać na zapowiedzi.On został w Windrush.Przyjechał dopierowczoraj.Zatrzymał się wraz z rodziną w Alvesley Park, o parę kilometrów od Lindsey, wdomu księstwa Redfield oraz ich syna, wicehrabiego Ravensberga i jego małżonki.- Trwał całe lata - zgodził się.- To najdłuższa rozłąka, jaką przyjdzie nam znieść przezresztę wspólnego życia, przysięgam ci, cherie.Czy nie ma jakichś skutków naszej nocygrzechu? - Uśmiechnął się szeroko i poruszył brwiami, jak wtedy, obok groty, pod księżycem.Ona jednak patrzyła na niego z powagą wielkimi, promiennymi oczyma.- Chyba są - powiedziała.- Co? - Złapał ją za drugą rękę i mocno uścisnął obie.- Są? Naprawdę?Uśmiechnęła się łagodnie.Policzki miała zarumienione.Jeśli dotąd była piękna, toteraz brakło słów, żeby ją opisać.Znajdowali się, niestety, nieprzyzwoicie blisko domu.Od tarasu przed frontowymidrzwiami dzielił ich tylko rozległy kwiatowy ogród o kolistym kształcie, z fontanną pośrodku.A na dodatek przed drzwiami ktoś stał.Jakiś samotny mężczyzna.Gervase zastanowił sięprzelotnie, czy to ktoś, kto nie został zaproszony na ślub, czy też kto wyszedł wcześniej zkościoła i na złamanie karku popędził przed wszystkimi do domu.A zresztą, prawdę mówiąc, nie dbałby, nawet gdyby wszyscy służący, ogrodnicy istajenni Bewcastle'a ustawili się przed domem na schodach, żeby ich powitać.Był świeżopoślubionym mężem, a przed chwilą się dowiedział, że zostanie ojcem!- Cherie - szepnął, nachylając się ku niej.- Mon amour.Ma famme".- Jestem taka szczęśliwa, Gervase, że nie potrafię znalezć słów.*"Mon amour.Ma famme.(fr.) - Moja najdroższa.Moja żono (przyp.red.). - I nie próbuj - powiedział, muskając jej usta pocałunkami.- Są lepsze sposobykomunikowania się niż za pomocą słów, cherie.I wziął ją w ramiona, całując mocno i namiętnie.Ona objęła go za szyję.Samotny mężczyzna na tarasie patrzył, jak weselny powóz okrąża fontannę i zbliża siędo wejścia.Państwo młodzi, ciasno objęci, tonęli w długim pocałunku, niebaczni nakonwenanse i na cały świat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •