[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gwendolyn urwała, marszczącbrwi.- Spotkanie przebiegało niekorzystnie dla nas i w tamtej chwili zdawałamsobie sprawę, że nie mam nic do stracenia.Zaborcze zachowanie lordaFairhursta wobec mnie na sam koniec wydało mi się śmieszne.Obawiam się, żejest taki, jak wielu innych mężczyzn.Kiedy nie wie, co robić, bawi sięw uwodziciela.Oczy Dorothei zaokrągliły się ze zdumienia.- Uwodziciela? Myślałam, że on tylko z tobą flirtuje.Częściowo, żeby mnieukarać za mój nieszczęsny postępek ubiegłej nocy.- To też mogło na niego wpłynąć - zgodziła się Gwendolyn.- Nieprzychodzi mi do głowy inne wytłumaczenie.Wicehrabia jest bardzoprzebiegłym mężczyzną.Za jego zachowaniem coś się kryje, zawsze jest jakiśpowód, dla którego postępuje tak, a nie inaczej.Było coś jeszcze, ale Gwendolyn nie chciała powiedzieć tego głośno.Odkrycie, że nie jest w stanie z nim dyskutować, podkopało jej naturalnąpewność ciebie.To dlatego wybuchnęła śmiechem.Miała do wyboru to albopoddać się jego urokowi.- Cóż, ja byłam zaszokowana jego zachowaniem - powiedziała Dorotheaoburzonym tonem.- Doprawdy? - Gwendolyn uniosła brew.- Zdumiewające u kobiety, któranie dalej niż dwadzieścia cztery godziny temu wślizgnęła się do jego łóżka.Oczy Dorothei rozbłysły.- Moje zachowanie było zupełnie inne.Wynikało z desperaci i i niezaszkodziło nikomu poza mną. Gwendolyn wiedziała, że powinna się sprzeciwić, ale uznała, że lepiej daćspokój.- Sądzę, że po mężczyznie, który niedawno się ożenił, można by sięspodziewać większego umiaru i godności w postępowaniu - stwierdziła.- Może to było zaaranżowane małżeństwo - powiedziała Dorothea.- Możelord Fairhurst nie lubi swojej żony ani ona jego.Gwendolyn mocniej ściągnęła brwi.Która kobieta mogłaby byćnieszczęśliwa, mając męża tak przystojnego i męskiego, jak wicehrabia? MójBoże, gdyby ona była jego żoną.Gwendolyn przełknęła ślinę, niezdolna dokończyć myśli.- Może masz rację, Dorotheo.Może wicehrabia i jego żona nie darzą sięmiłością.To zwyczajna rzecz wśród arystokracji.Na przyjęciu wiele lat temusłyszałam, jak pewna baronowa mówiła, że cieszy się, iż jej zmarły mąż nigdy jejnie kochał, ponieważ wiedziała, że nie umiałaby odwzajemnić jego miłości.Dorothea zadrżała.- Co za smutne życie.- Tak, bardzo smutne - przyznała Gwendolyn.- Mam nadzieję, że rozumiesz,iż ty sama mogłabyś się znalezć w takim rozpaczliwym, pozbawionym miłościmałżeństwie u boku wicehrabiego, gdyby twój plan się powiódł.- Chociaż uważasz inaczej, nie jestem aż taką głupią gąską, żeby nieprzemyśleć wszystkich konsekwencji mojego uczynku, zanim znalazłam sięw łóżku wicehrabiego.Włącznie z możliwością, że mnie odrzuci.- Piękne,błękitne oczy Dorothei patrzyły bystro i zdecydowanie.- Co więcej,w odpowiednich okolicznościach, chętnie poślubię mężczyznę, którego niekocham.Gwendolyn spojrzała na siostrę zaskoczona.- Smutno mi słyszeć, że zadowoliłabyś się czymś takim.Dorothea wzruszyła ramionami.- To kwestia przeżycia, Gwendolyn.Jeśli jakiś dżentelmen mi się spodoba,jeśli będzie odpowiadał mi wyglądem oraz temperamentem i będzie miał do tegoodpowiedni majątek, to będę próbowała zdobyć go dla siebie. - A co z miłością? Dorothea zachichotała.- Miłość jest ważna, ale nie ma gwarancji, że będzie trwać.Nigdy niewyszłabym za mąż za człowieka, jeśli nie istniałaby możliwość, że się w sobiezakochamy.Ale też zawsze będę gotowa na to, że takie uczucie się międzynami nie narodzi.W takim razie będę żoną człowieka, którego lubięi podziwiam.I to mi wystarczy do szczęścia.Gwendolyn nie była pewna, co powiedzieć.Nie mogła odmówić temurozumowaniu logiki.Te poglądy na udany związek były wyjątkowo praktycznei realistyczne, jak na Dorotheę.Co wyjątkowo nie pasowało do jej upartej,impulsywnej, obdarzonej namiętną naturą starszej siostry.- To niezwykle praktyczny i przemyślany plan - powiedziała powoli.- Tak.- Dorothea pokiwała głową, najwyrazniej zadowolona z siebie.-Rozumiem, że małżeństwo to kwestia wygody i majątku.Spodziewać się ponim więcej byłoby czystym szaleństwem, jeśli wybierze się nieodpowiedniegopartnera.Gwendolyn zatrzymała się i stanęła przed siostrą.- Czy dlatego usiłowałaś zdobyć wicehrabiego z taką determinacją?Ponieważ sądziłaś, że byłby dla ciebie dobrym partnerem?- Jest stosownym kandydatem, utytułowanym, przystojnym i zamożnym.I, jak myślałam, wolnym.- Dorothea przełknęła ślinę.- Poza tym w chwili,kiedy go zobaczyłam, uznałam, że byłby dla mnie dobrym partnerem.Okoliczności skłoniły mnie do zbyt pośpiesznego osądu.Po dłuższymzastanowieniu i rozmowie z lordem Fairhurst doszłam do wniosku, że błędembyłoby wyjść za niego za mąż.Straszliwym błędem.Gwendolyn uśmiechnęła się szeroko, nie bardzo wiedząc, dlaczego słowasiostry sprawiły jej taką przyjemność, wsunęła rękę pod ramię Dorothei i poszłydalej.Wkrótce dotarły do granic posiadłości wuja.- Mam tylko nadzieję, że lord Fairhurst szybko zapomni o twoimniewczesnym wybuchu wesołości.- Dorothea przystanęła, mocniej ściskającsiostrę za ramię.- Czy myślisz, że mógłby zmienić zdanie i wyjawić komuś, cozaszło w nocy? - Nie powinien.- Gwendolyn walczyła z wątpliwościami i nagłymprzypływem paniki.Byłyby całkowicie bezradne, gdyby wicehrabia zmieniłzdanie.- Już po wszystkim, Dorotheo.Najlepiej będzie, jeśli postaramy się o tymzapomnieć - powiedziała, próbując dodać otuchy także i sobie.Tak jak chciała, te słowa podziałały uspokajająco na Dorotheę.JednakGwendolyn nadal dręczyła niepewność.Jej niepokój narastał z każdymkrokiem.Godzinę pózniej Jason przebierał się w strój do konnej jazdy.- Czego się dowiedziałeś o siostrach Ellingham, Pierce? - zapytał lokaja.Uczucie napięcia i niepokoju nie opuszczało go, zwłaszcza kiedy przypominałsobie popołudniową rozmowę.Miał nadzieję, że jazda konna uspokoi jegoumysł i ciało.Pierce obrócił się na obcasie wyczyszczonego do połysku buta, niosącostrożnie świeżo wyprasowany kubrak Jasona.- Słyszałem pogłoski, że panny Ellingham złożyły panu dzisiaj wizytę,chociaż na dole spierano się zawzięcie o to, czy pozwoli pan starszej zostać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •