[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedziała obok, zimna i wyniosła, nie odpowiadała na moje pytania ani nie patrzyła namnie, gdy próbowałam nawiązać z nią rozmowę.Dymitr i ja umówiliśmy się w ogrodach Yuyuan, w tradycyjnej herbaciarni z widokiem najezioro i góry.Czekał w cieniu wierzby, miał na sobie garnitur z kremowego płótna, którepodkreślało zieleń jego oczu.Zciany herbaciarni w kolorze ochry i odgięty dach skojarzyły mi się znaszą skrzynką na herbatę w Harbinie.Było gorąco, Dymitr zaproponował, żebyśmy usiedli nagórze, tam docierał wietrzyk znad jeziora.Zaprosiliśmy przyzwoitkę do stolika, ale usiadła niecodalej i ze stoickim spokojem wpatrywała się w kręte dróżki i pawilony za oknem, choćpodejrzewałam, że słucha gorliwie wszystkiego, o czym rozmawiamy.Kelnerka przyniosła nam jaśminową herbatę w fajansowych filiżankach.- To najstarszy park w mieście - powiedział Dymitr.- O wiele ładniejszy niż te wefrancuskiej dzielnicy.Kiedyś stały tu tablice z napisem:  Psom i Chińczykom wstęp wzbroniony.- Strasznie być biednym - westchnęłam.- Myślałam, że dość napatrzyłam się na biedę, gdyJapończycy napadli na Harbin.Nigdy jednak nie widziałam takiego ubóstwa jak w Szanghaju.- Tu jest o wiele więcej biednych Rosjan niż Chińczyków.- Dymitr wyjął z kieszenimetalową papierośnicę i wyciągnął z niej papierosa.- Po przybyciu do Szanghaju mój ojciecpracował jako szofer dla rodziny chińskich bogaczy.Widok białego w tarapatach chyba sprawiałim przyjemność.Leniwy wietrzyk wiał nad stołem, unosząc serwetki i studząc nam herbatę.Stara Służącapołożyła głowę na parapecie okna, chyba przysnęła.Uśmiechnęliśmy się do siebie.- Widziałam wczoraj te biedne rosyjskie dziewczęta - zwierzyłam mu się.- Te, którym siępłaci za tańce z klientami.Dymitr przez chwilę wpatrywał się we mnie z poważną miną i zmrużył oczy. - %7łartujesz sobie, Aniu? Te dziewczyny sporo zarabiają i nie muszą się sprzedawać.Możerzucą tu kilka obietnic, tam jakąś prowokacyjną uwagę, pokażą odrobinę ciała i namówią klientówna drinka, a ci wydadzą trochę więcej pieniędzy, niż zamierzali.Ale to wszystko.Niektóre kobietyznalazły się w znacznie gorszej sytuacji.Odwrócił się, zapadła niezręczna cisza.Uszczypnęłam się w ramię.Czułam, że zachowałamsię głupio i protekcjonalnie, a przecież pragnęłam tylko, by Dymitr mnie podziwiał.- Dużo myślisz o matce? - spytał.- Przez cały czas - odparłam.- Nie opuszcza moich myśli.- Rozumiem.- Machnął na kelnerkę, by przyniosła nam jeszcze herbatę.- Sądzisz, że naprawdę wybuchnie następna rewolucja w Rosji? - zapytałam.- Nie liczyłbym na to, Aniu.Ten nonszalancki ton sprawił mi przykrość, skuliłam się.Na widok mojej reakcji Dymitrzłagodniał.Obejrzał się przez ramię, żeby sprawdzić, czy służąca nadal śpi, a następnie ujął mojepalce.- Ojciec i jego przyjaciele całymi latami czekali na powrót arystokracji do Rosji, marnowaliczas w nadziei na coś, co nigdy nie nastąpiło - powiedział.- Modlę się całym sercem o wolność dlatwojej matki, Aniu.Uważam jednak, że nie możesz siedzieć z założonymi rękami i na to czekać.Sama musisz o siebie zadbać.- Amelia też mówiła coś w tym rodzaju - mruknęłam.- Czyżby? - Roześmiał się.- Mogę to zrozumieć.Jesteśmy trochę do siebie podobni.Obojemusieliśmy walczyć w tym świecie, zaczynaliśmy od zera.Amelia przynajmniej wie, czegopragnie i jak to zdobyć.- Przeraża mnie.Dymitr przechylił ze zdumieniem głowę.- Naprawdę? Niepotrzebnie.To wąż bez jadu, syczy, ale nie kąsa.Zazdrości ci, a zazdrośniludzie zawsze są niepewni.Dymitr towarzyszył mi w drodze do domu, gdzie służące odkurzały meble i czyściłydywany.Nigdzie nie zauważyłam Amelii.Siergiej wrócił sam i czekał na nas przy drzwiach wejściowych.- Mam nadzieję, że dobrze bawiliście się w Yuyuan - powiedział.- Cudownie.- Podeszłam, żeby go pocałować.Miał spoconą twarz i szkliste oczy, znak, że lada moment zamierza uraczyć się opium.- Dotrzymaj nam towarzystwa - poprosił go Dymitr.- Nie, muszę się zająć swoimi sprawami - odparł Siergiej.Cofnął się i sięgnął do drzwi, leczdrżały mu palce i nie mógł ścisnąć gałki.- Pomogę ci.- zaproponował Dymitr.Siergiej spojrzał na niego udręczonym wzrokiem, jednak gdy drzwi się otworzyły,natychmiast odbiegł, niemal przewracając po drodze służącą.Popatrzyłam na twarz Dymitra iujrzałam na niej ból.- Wiesz, prawda? - spytałam.Dymitr zakrył oczy ręką.- Stracimy go, Aniu.Tak, jak ja straciłem ojca.Drugi wieczór w Moskwie - Szanghaju przyniósł mi rozczarowanie.Moje podniecenie opadło już w progu klubu.Zamiast bogatej klienteli z poprzedniej nocywypełniali go ogoleni żołnierze piechoty morskiej i marynarze.Na scenie biały swingujący bandgłośno grał skoczne melodie, a jaskrawe nylonowe sukienki Rosjanek zamieniły parkiet w tanikarnawał.Było zbyt wielu mężczyzn i za mało kobiet.Mężczyzni bez partnerek tłoczyli się wgrupkach przy barze albo w restauracji, w której właściwie też głównie pito alkohol.Ich głosy byłyszorstkie i pełne agresji.Zmiejąc się albo wykrzykując zamówienia, często zagłuszali muzykę.- Nie chcemy ich w klubie - zwierzył mi się Siergiej - i zazwyczaj nasze ceny skutecznie ichodstraszają.Jednak od czasów wojny dyskryminacja jest zle widziana.Dlatego w czwartkowewieczory oferujemy tańce i drinki za pół ceny.Kierownik sali zaprowadził nas do stolika w kącie.Amelia przeprosiła towarzystwo i poszłado damskiej toalety, ja zaś rozejrzałam się w poszukiwaniu Dymitra, zastanawiając się, dlaczego donas nie dołączył.Ujrzałam go na skraju parkietu, obok schodków prowadzących do baru.Skrzyżował ręce na piersi i nerwowo poruszał ramionami.- Biedny dzieciak - stwierdził Siergiej.- Strzeże tego miejsca, jakby od tego zależało jegożycie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •