[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyszła przygotowana na to, że spotka za progiem uzbrojonych ludzi,ale i tutaj też nikogo nie było.W lewo, w prawo? W którą stronę? Dyszałaciężko, serce jej waliło.Zdezorientowana, wzięła głęboki oddech i oparła sięręką o ścianę, żeby się uspokoić.Myśl, Fancha.W lewo.Schody są na lewo od niej na samym końcu korytarza.Popędziła tam i zbiegła po trzy stopnie naraz na pokład spacerowy.Miałakabinę numer 22, piąte albo szóste drzwi po lewej stronie.Szczęście jej nieopuszczało.Korytarz był pusty, choć zwykle kursowały tu jedna lub dwie pięk-ne pokojówki o słowiańskiej urodzie, pchające wózki.Klucz, gdzie jest klucz? Drzwi otwierała karta magnetyczna i tkwiła tam,gdzie Fancha ją włożyła, w wewnętrznej kieszonce czarnego aksamitnego bo-lerka.Wyciągnęła ją i wsunęła do szczeliny, modląc się, by rozbłysła zielonadioda.Czasem zapalała się czerwona i wtedy musiała szukać stewarda lub po-kojówki, żeby ją wpuścili.Zielona.Wpadła do środka.Widok opuszczonego w dół łóżka i łagodny blask lampyna nocnym stoliku podziałał na nią kojąco.Zaryglowała drzwi na dwa razy,przywarła czołem do chłodnego drewna i rozpłakała się cicho.Nie wydawałażadnego dzwięku, nie mogła sobie na to pozwolić, bo ktoś mógł przechodzićkorytarzem, stała więc tylko i szlochała bezgłośnie, trzęsąc się jak osika.- Jezu - szepnęła w końcu i otarła oczy.Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała na siebie w lustrze toaletki.I wtedy przy-pomniała sobie o telefonie satelitarnym, który Stoke wypakował i położył na to-aletce.Nie zabrał go ze sobą, schowała więc aparat do górnej szuflady.Stokepokazał jej kiedyś, jak z niego korzystać.Było to dość proste.Otworzyła szufladę, wzięła telefon i położyła się na łóżku z dwiema po-duszkami pod głową.Słyszała wprost, jak telefon dzwoni w Miami, raz, drugi, trzeci.Odbierz! Odbierz!- Halo? - zgłosił się Stoke.- Kochanie, to ja - powiedziała łamiącym się głosem.- Coś się stało? Mów.- Tak, stało się.276 - Co? Powiedz, co się dzieje.- Zpiewałam, wiesz, i zgasło światło.Kie.kiedy znów się zapaliło, w salibyło pełno terrorystów.Z pistoletami, nożami, w maskach g.gazowych.Strzelali.- Kim oni są? Przedstawili się?- Jako Czeczeński Front czegoś tam.- Gdzie teraz jesteś? Skąd dzwonisz, jak?- Z naszej kabiny.Mam twój telefon satelitarny.- O Boże.- Co mam robić? Nie wiem, co robić, Stokely!- Zaryglowałaś drzwi?- Uhm.- I nikt nie wie, gdzie jesteś?- Chyba nie.- Posłuchaj, kochanie.W szafie na górnej półce leży moja brezentowa tor-ba.Zapomniałem jej zabrać.- Tak?- W środku jest pistolet.Ten, z którym byliśmy razem na strzelnicy.He-ckler i Koch, kaliber 9 milimetrów.Pokazywałem ci wtedy, jak się z niegostrzela, pamiętasz?- Tak.- Wez go.Jest naładowany.Musisz tylko wprowadzić nabój do komory,tak jak cię uczyłem.W torbie są dwa zapasowe magazynki po czternaście naboikażdy.Usiądz na krześle na wprost drzwi i nie wpuszczaj nikogo, dobrze? Jeśliktoś spróbuje wejść, strzelaj.- Dobrze.- Opowiedz mi wszystko, co się wydarzyło.Najlepiej jak umiesz.Zdała mu krótką relację.Serce znów jej waliło.- %7łabi 1 i j uż j edną zakładniczkę?- Nożem.Ale słyszałam strzały, kiedy wymykałam się z estrady.Możejeszcze ktoś inny nie żyje.- Opisz mi jeszcze raz przywódcę.- Blondyn, muskularny, wygląda znajomo.- Czy to nie Jurin, ochroniarz z przyjęcia urodzinowego?- Nie jestem pewna, ale tak mi się wydaje.Przypomniałam sobie; powie-dział, że są z Czeczeńskiego Frontu Wyzwolenia.- Czeczeńskiego czy Rosyjskiego?- Powiedział, że z Czeczeńskiego, ale to Rosjanin, tak?- Tak.- Kochanie, boję się.- Wszystko będzie dobrze, skarbie.A co z tym cukiernikiem, Happym?Grubasem, który przywiózł tort na urodziny.Widziałaś go?277 - Tak, jest z nimi.Ma dwa.dwa, eee, zbiorniki przypasane do pleców.Imaskę na twarzy.Chyba gazową.- Gazową?- Wszyscy je mają, Stoke.Chcą nas zagazować? O to chodzi?- Nic wam nie zrobią.Właśnie w tej chwili pracujemy nad tym.Dowie-działem się, że cukiernik może być na pokładzie.Zawiadomiłem już CIA, FBI iPentagon.Teraz wszyscy w Waszyngtonie szukają najlepszego sposobu nauratowanie was.Sam wiceprezydent organizuje ratowniczy oddział specjalny.Zjego żoną wszystko w porządku? Muszę mu powiedzieć.- Chyba tak.Do mojego wyjścia nic jej się nie stało.- Skarbie, nie ujawniaj się, póki nie nadejdzie pomoc.I zastrzel każdego,kto spróbuje wejść do twojej kabiny.Zgoda?- Jak nas uratujecie? Zagrozili, że jeśli w promieniu pięćdziesięciu milmorskich pojawi się jakiś okręt lub samolot, zaczną wyrzucać ludzi na zewnątrz,po jednej osobie.- Nie zdążą się zorientować, co ich trafiło, kochanie.Wierz mi.Wyciągnęcię z tego.- Będziesz tu?- Jasne.Trzymaj się, dobrze? Ani się obejrzysz, jak mnie zobaczysz.- Mówiłam, że nie chcę lecieć bez ciebie.- Wiem.Miałaś rację.Przepraszam.- Jesteś mi potrzebny.I nam wszystkim.Jeszcze nie widziałeś tak przera-żonego tłumu ludzi.- Nie zostawię was.- Muszę kończyć, Stoke.Wezmę pistolet.Ale odbierz telefon, jeśli zoba-czysz, że dzwoni.Mam tylko ciebie.- Kocham cię.- Ja ciebie bardziej.- Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •