[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie możemy siędoczekać następnej wizyty, prawda, Meg? - Zamilkł i posłał Johnowi kolejne, niezrozumiałe dla mnie spoj-rzenie, po czym dodał: - Kiedy już się zadomowi w kraju po tak długiej nieobecności i zostanie członkiem Kró-lewskiego Kolegium Lekarzy.Wyszłam z Johnem i pomogłam mu włożyć płaszcz.W półmroku, bez świadków, wybrałam śmiałość,podniosłam głowę i napotkałam jego wzrok.Wpatrywał się we mnie, a w jego oczach była miłość i pewnaulga.- Sama widzisz, mała Meg - rzekł łagodnie, trzymając jedną rękę na klamce.- Jest tak, jak mówiłem.Trzeba trochę poczekać.Doktor Butts obiecał, że na wiosnę będę mógł kandydować.Bądz cierpliwa, przecieżnie będzie to trwać wiecznie.a wtedy nasze sprawy się ułożą.- Objął mnie, żegnając się czule.- Napiszę -szepnął i otworzył drzwi, wpuszczając do środka nocny wiatr.- Wkrótce przybędę.Obiecuję.Po chwili był tylko czarną figurką na tle mrocznego ogrodu, zmierzającą w kierunku wody.Zostałamsama, nieco tym wszystkim oszołomiona, ale pełna beztroskiej nadziei niczym prosta wiejska dziewczyna, żeodtąd będę żyła długo i szczęśliwie.Gdy wróciłam do wielkiej sali, podeszła do mnie Elizabeth.- Mistrz Hans cały wieczór robił do ciebie cielęce oczy - zauważyła z nieprzyjemnym uśmieszkiem.Próbowała wprawić mnie w zażenowanie.Była bystrą obserwatorką i celowała w złośliwych uwagach.Na szczęście jednak w tym momencie mistrz Hans nie robił do mnie cielęcych oczu, uszczęśliwiony, że ojciecRLTz nim rozmawia.Przy ojcu bowiem każdy czuł się pewnie i odważnie.Na stole leżała miniatura portretu Era-zma, którą malarz przywiózł arcybiskupowi Warhamowi, oraz szkic do portretu arcybiskupa; miał w rewanżuzawiezć go Erazmowi do Bazylei.Zlecenie to udało mu się zdobyć w ciągu pierwszych dwóch tygodni pobytuw Anglii (Warham, jeden z życzliwych ojcu kościelnych hierarchów, miał dobre serce, a nawet gdyby nie miał,wypadało się jakoś odwdzięczyć Erazmowi).Teraz mistrz Hans przyciężkawą angielszczyzną z zapałemroztaczał artystyczną wizję zamówień ojca.Umiał dbać o swoje interesy, bo już była mowa o dwóch portretach:wizerunek ojca miał zostać rozesłany do innych humanistów w Europie, a planowany od początku obraz całejrodziny był przeznaczony do wielkiej sali.Pokazał swoje dzieło Noli me tangere, gdzie świetlisty Chrystuscofał się przed dotknięciem zmysłowej Marii Magdaleny.Obraz bardzo się ojcu podobał, więc zanosiło się nakolejną korzystną dla malarza transakcję.Siedziałam cichutko jak myszka, słuchając, o czym mówią.- W Mantui widziałem taki fresk - opowiadał Holbein i w oratorskim ferworze począł przestawiać nastole solniczki i noże, by lepiej zilustrować swoje słowa.- Wciąż o nim myślę.Książę i jego ukochanamałżonka w centrum.a wokół zgromadzona rodzina.Z lewej strony nachyla się postać czekająca narozkazy.- Zamilkł, oczekując słów aprobaty po czym dodał: - A w samym środku, gdy patrzy się na obrazwprost, jest karzeł księcia! I wybuchnął śmiechem, jakby to był dobry żart.Pomysł był dość zaskakujący.Zapadła cisza, wszystkie oczy zwróciły się na ojca: czekaliśmy na jegoreakcję.Milczał, po chwili twarz mu się rozjaśniła i też się roześmiał, ciepło, ze zrozumieniem; taki śmiechsprawiał, że topniały ludzkie serca.- Błazen w środku! Cóż za świetny pomysł! - wykrzyknął z entuzjazmem, jakby dopiero w tym momen-cie odpłynęły odeń troski związane z życiem na dworze, choć i przedtem nie zdradzał żadnych oznak smutkuczy zakłopotania.My także zaczęliśmy się śmiać, widząc jego radość.- Przekonajmy się, jak by to wyglądało - zaproponował ojciec z szelmowską miną, wyraznie tymzachwycony.- Henry! - Skinął na grubaska stojącego z boku.- Widzicie, panie - zwrócił się do mistrza Hansa.- Mamy tu króla błaznów.W tym momencie doznałam olśnienia, dostrzegając w Henrym Pattinsonie, z lekka niewydarzonymosobniku, którego ojciec ogromnie lubił, groteskową parodię samego króla Henryka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]