[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widzi pani.- powiedział urzędowym tonem - podstawowązasadą w prowadzeniu każdego śledztwa jest branie pod uwagęróżnych ewentualności.Nie wolno upierać się przy jednejkoncepcji, dopóki nie zostanie ona stuprocentowoudowodniona.W danym wypadku wszystko wskazuje na to, żemorderstwa dokonał Maurycy Konorski.Pozory są przeciwkoniemu, ale.- A może on wcale tego nie zrobił?! - wykrzyknęła z nadziejąw głosie Joanna.- Może to są właśnie tylko pozory?Makowiecki zrozumiał, że zupełnie przypadkowo dotknąłwłaściwej struny.No tak, oczywiście, przecież zależy jej na tym, żeby to nieMaurycy, nie brat narzeczonego.- pomyślał i uśmiechnął sięleciutko.Patrzyła na niego wyczekująco.Po, jak mu się zdawało,  efektownej pauzie, nadającejsłowom tym większego znaczenia, mówił dalej:- Nam, proszą pani, oczywiście nie wystarczą poszlaki.Bynajmniej nie idziemy po najmniejszej linii oporu.Chcemypoznać prawdą i rzeczywistego zbrodniarza postawić przedsądem.Dlatego też musimy sprawą dokładnie przeanalizować idowiedzieć się, komu mogło zależeć na śmierci JoachimaZelberta.Milczała.- Pani jest przyjaciółką pani Morawskiej.- Tak.Przyjaznimy się od dłuższego czasu. - Między przyjaciółkami dochodzi czasem do intymnychzwierzeń.Więc.?- Nie bardzo rozumiem, o co panu chodzi.Uśmiechnął się leciutko.Wiedział doskonale, że dziewczynagra na zwłokę.- To chyba zupełnie proste - powiedział, nie czyniąc żadnejaluzji do jej strategii.- Pani Karolina Morawska jest kobietądojrzałą, bardzo atrakcyjną i nie byłoby w tym nic dziwnego,gdyby jakiś mężczyzna się nią zainteresował.- Miała wyjść za mąż za Joachima Zelberta.- To wiem.Ale pan Zelbert przebywał stale w Australii, a to -przyzna pani - nieco daleko.Nie było też chyba stuprocentowejpewności, że powróci do Warszawy w celach matrymonialnych.- To prawda - przytaknęła Joanna.- Takiej pewności nikt znas nie miał.- Więc właśnie.W tej sytuacji nie można by potępiać paniMorawskiej za jakiś flirt.Konkretnie chciałbym się dowiedzieć,czy przyjaciółka pani jest lub może była kimś zainteresowana?- O ile mi wiadomo, nie.- Czy słyszała pani o niejakim Robercie Brzezickim? Tomłody, podobno zdolny, rzezbiarz.Joanna poruszyła się niecierpliwie.- Jeżeli pan wszystko wie, po co pan pyta?-  Wszystko wie to za mocno powiedziane - uśmiechnął sięMakowiecki.- Posiadam trochę niezbyt jasnych informacji wtej sprawie.Chciałbym się czegoś więcej dowiedzieć od pani.- Czego mianowicie?- Choćby tego, czy ten rzezbiarz jest zakochany w paniMorawskiej.- Wydaje mi się, że tak.- A czy pani sądzi, że mógłby wpaść w furię, dowiedziawszysię, że pani Morawska wychodzi za mąż.- To bardzo impulsywny i narwany chłopak.- I byłby, myśli pani, zdolny do popełnienia zbrodni?- Silne uczucia nie zawsze idą w parze ze świadomym,kontrolowanym przez rozum działaniem.- Czy to, co pani w tej chwili powiedziała, mogę traktować jako odpowiedz twierdzącą na moje pytanie?- Jak pan uważa.- Z przykrością muszę stwierdzić, że nie jest pani skłonna mipomóc.- To nie takie proste, panie poruczniku.Nie chciałabymrzucać podejrzenia na kogoś.Zbyt duża odpowiedzialność.Makowiecki skinął głową.- Doskonale panią rozumiem.Proszą mi powiedzieć, czy znapani Roberta Brzezickiego?- Oczywiście.Przecież przed chwilą.- Tak.Przed chwilą powiedziała pani, że to bardzoimpulsywny i narwany chłopak.Czy to pokrywa się z opiniąpani Morawskiej?- Myślę, że Karolina jest tego samego zdania.- Czy pani Karolina przewidywała jakieś komplikacje wzwiązku z osobą Roberta Brzezickiego?- Raczej tę sprawę bagatelizowała.Natomiast ja.- Natomiast pani obawiała się, że może dojść do awanturypomiędzy Joachimem Zelbertem a młodym rzezbiarzem.- To prawda.Bałam się ich spotkania - przyznała Joanna.- Rozmawiała pani na ten temat z panią Morawską?- Tak.Ostrzegałam ją.- A ona?- Zmiała się.Nie traktowała całej sprawy zbyt serio.- Nigdy nie należy bagatelizować sercowych spraw -powiedział Makowiecki tonem doświadczonego mężczyzny.- Ztego wszystkiego wynika, że Brzezicki, młody, impulsywnychłopak łatwo mógł zrobić jakieś głupstwo.- Na pewno bardzo przeżył rozstanie z Karoliną.- A pani jak sądzi - między panią Morawską i tym rzezbiarzembyło coś poważniejszego?Joanna wzruszyła ramionami.- Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć.To są bardzointymne sprawy.Wydaje mi się jednak, że Karolina niedopuściła do żadnych poufałości.Sama zresztą tak mipowiedziała.Uważa ten epizod za zupełnie niewinny, przelotnyflirt. - To jest, oczywiście, kwestia interpretacji - uśmiechnął sięMakowiecki.- Wszystko zależy od tego, co kto rozumie przez przelotny flirt".Czy znajomość pani Morawskiej z młodymartystą trwa od dawna?- Dokładnie nie pamiętam.Może rok, może trochę dłużej.- I twierdzi pani, że Robert Brzezicki jest uczuciowo bardzozaangażowany?- Tak.Wydaje mi się, że tak.- Pani sama zajmuje to mieszkanie? - spytał nagleMakowiecki.Nie dała poznać po sobie, jak zaskoczył ją tym pytaniem.- Mieszkam z młodszą siostrą.Ojciec umarł niedawno izostawił nam to mieszkanie.Posłyszeli trzask otwieranych drzwi,- O, to na pewno właśnie siostra - powiedziała Joanna,Weszła Teresa, zaróżowiona od jesiennego chłodu i szybkiegomarszu.Na widok obcego mężczyzny zatrzymała się zdziwiona.Joanna uśmiechnęła się leciutko.- Chodz.Poznaj się z panem porucznikiem.- Czy może to pan prowadzi dochodzenie w sprawiezamordowania Joachima Zelberta? - spytała Teresa.- Zgadła pani.- To dobrze, że pan przyszedł.Wybierałam się do was, dokomendy, ale ciągle nie miałam odwagi.Chciałam.chciałamzłożyć zeznanie.ROZDZIAA VINikt nie lubi, żeby go wyciągano z ciepłego łóżka.SierżantPawelec był w nastroju  grypowym.Podgrzał sobieczerwonego wina z cukrem i korzeniami, zażył pastylkąasprokolu i wcześniej się położył, z  kryminałem w ręku.Właśnie akcja powieści zaczynała się pasjonującokomplikować, gdy zaterkotał telefon.Dzwonił Makowiecki, prosząc, żeby Waleriana natychmiastprzyjeżdżał do komendy. - Mam tu dziewczynę, która twierdzi, że zabiła Zelberta.Potrzebuję twojej pomocy.- Co to za dziewczyna?- Siostra tej telewizyjnej dziennikarki.- Histeryczka?- Nie wygląda na histeryczką.Zresztą nie wiem.Przyjeżdżaj.- Chory jestem.Grypa mnie bierze - próbował bronić sięPawelec.- Nie wezmie cię.Przyjeżdżaj.- A może by to odłożyć do rana?- Nie mogą.Ona tu siedzi.Muszą coś z nią zrobić.- To nie wiesz, co się robi z dziewczyną? Ja mam cię uczyć?- Nie wygłupiaj się.Przyjeżdżaj.To ważne.- Rad nierad Pawelec wygramolił się z nagrzanego łóżka iklnąc, na czym świat stoi, zaczął się ubierać.- Gdzie tu teraz taksówki szukać? - mruczał, sznurując buty.-Psiakrew! Cholera jasna! Nawet pochorować człowiekowi niedadzą.Grypa, nie grypa, a ty zasuwaj w nocy do komendy, bojakiejś idiotce coś się tam przywidziało.- Taksówka, jak na zamówienie, stała w odległości kilkunastumetrów od domu, w którym mieszkał Pawelec i kierowca niesprzeciwiał się, żeby zawiezć pasażera do komendy MO.*Sierżant Pawelec siedział osowiały i kichał.- No i co to wszystko właściwie znaczy? - spytał, spoglądającspode łba na młodego człowieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •