X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A niech was.- Przynaglił konia do szybszego biegu.Czeladzrozpierzchła się na boki.Will i Gilchrist, zupełnie zaskoczeni, znalezlisię nagle na ziemi.- Na co się tak gapicie?! - krzyknął Iain do służby.- Wracać doswoich zajęć!Zniknęli wszyscy w mgnieniu oka, dosłownie jak zdmuchnięci.Alena podjechała bliżej.Iain wprowadził swojego konia napodwórko stajni.Will i Gilchrist z trudem dzwignęli się na nogi izaczęli otrzepywać ubrania.- Gilchrist! - warknął Iain.- Chyba kazałem ci dokonaćprzeglądu uzbrojenia? - Tak - posłusznie odparł młodzieniec, ale w jego oczachmigotały wesołe błyski.- Zajmij się tym natychmiast.- Rozkaz, mości panie! - zawołał Gilchrist i już go nie było.W imię Boże, co tu się działo? Krew uderzyła Iainowi do głowy.Ponuro popatrzył na Willa.- Ty też znikaj.- Kazałeś mi jej pilnować, mości panie.- Will mchem głowywskazał na Alenę, wciąż dosiadającą czarnego ogiera.- A teraz ci mówię: znikaj! Do wieczora sam się tym zajmę -burknął Iain.I w pozostałe dni, dodał w myślach.Z ukosa zerknął naAlenę.Ze spokojem patrzyła w jego stronę.Niech ją wszyscy diabli!Nadeszła Edwina.Co ją tu znowu przygnało? Fuknęła głośno iwskazała palcem na Willa.- Mam z tobą do pogadania, chłoptasiu.Chodzi o młodą Hetty.Will poczerwieniał i cofnął się o kilka kroków.- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię.- Edwina chwyciłamłodzieńca za koszulę i pociągnęła go w kierunku domu.Alena wybuchnęła śmiechem.W uszach Iaina zabrzmiało to jakśpiew strumyka.Oj, przydałaby mu się teraz zimna i orzezwiającakąpiel.Z niechęcią spojrzał na dziewczynę.- Z czego się śmiejesz?- Z Willa.Zadurzył się.- W kim?- Jak kto: w kim? W Hetty.Iain parsknął pogardliwie.Oba konieniespokojnie zastrzygły uszami.- Na pewno nie.Jest wojownikiem.Przede wszystkim powinienmieć na względzie swoje obowiązki i dobro rodzinnego klanu.Winienmi wierność.- Wcale nie twierdzę, że nie jest wojownikiem - odparła Alena.-To nie przeszkadza mu być po uszy zakochanym.Każdy to widzi.Błysnęła zielonymi kocimi oczami.Iain poczuł, że jego obronasłabnie.- Jeśli tak, to zgłupiał.Dumnie uniosła głowę.Wyglądała teraz wprost prześlicznie.Zawróciła ogiera i odjechała w drugi kąt zagrody.Zanim jednakdotarła do stajni, Iain przeciął jej drogę i chwycił wodze karosza.- Muszę z tobą pomówić - rzekł ostrym tonem.- I to teraz. Chciał dowiedzieć się całej prawdy.Ruchem głowy wskazałpobliski zagajnik.- Pojedziesz ze mną.- Teraz zajmuję się ogierem.- Pchnęła konia piętami.Iainwyrwał jej wodze, żeby mu nie uciekła.W tej samej chwili zobaczyłDuncana.Stary masztalerz stał w otwartych drzwiach stajni,uśmiechnięty od ucha do ucha, niczym jakiś dureń.- Zwięty Sebastianie i wszystkie czarty piekieł! - wybuchnął Iain.- Sama się o to prosiłaś, dziewczyno! - Zamaszystym ruchem ściągnąłją z ogiera i posadził przed sobą.- Walcz, jeśli potrafisz.Szarpała się zajadle, ale jej nie puścił.Prawdę mówiąc, nawet musię to podobało.Przynaglił konia do szybszego biegu i odjechał wstronę zagajnika.Po minucie Alena przestała się szamotać.Bardzodobrze.W samą porę.Głęboko wciągnął w nozdrza delikatny zapach jej włosów.Nie znał dotąd takiej niewiasty.Była doskonała. ROZDZIAA SZ�STYByła złośnicą.Na dobrą sprawę Iain nie miał pojęcia, czy chciałby ją najpierwpocałować, czy też przywołać do porządku.W czasie niedługiej jazdydo zagajnika wiele razy usiłowała wymknąć mu się z objęć izeskoczyć z końskiego grzbietu.Wreszcie ścisnął ją tak silnie, że niemogła się nawet ruszyć.Koń pokonał strome zbocze wzgórza i zagłębił się międzydrzewa.Wreszcie dojechali do posępnych ruin starej kamiennejwarowni.Iain puścił Alenę i stwierdził ze zdumieniem, że nie wyrwała sięzaraz na wolność.Za każdym razem zaskakiwała go swoimzachowaniem.Teraz siedziała zupełnie spokojnie, oparta o jego tułów.Wiatr rozwiewał jej długie złociste włosy.Z tej wysokości widać było całą posiadłość Davidsonów.Ziemieciągnęły się aż po horyzont.Odległe Braedun Lodge przypominałomałą kropkę, ledwo widoczną za lasem.- Cudowny widok - powiedziała Alena.Iain popatrzył na nią zezdumieniem.Przez dłuższą chwilę przypatrywał się jej twarzy.Oczy,bladozielone w jasnym świetle dnia, były wpatrzone w dalekiwidnokrąg.Dopiero teraz zwrócił uwagę na jej rzęsy.Przy powiekachbardzo ciemne, końcówki miały jasne.- Tak, dziewczyno.Przecudowny.- Pogładził ją po ramionach ipoczuł, że zadrżała.- Zimno, co?- Nie, - Odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć.A jemu naglewydało się, że zatonął w jej oczach.Boże, dopomóż! Rzuciła na niegourok.Nawet nie wiedział jak i kiedy.Gdy była blisko, stawał sięinnym człowiekiem.Wolał jednak nie myśleć, co się za tym kryło.Zeskoczył z konia i wyciągnął ręce.Alena zawahała się na krótkąchwilę.Przecież na dobrą sprawę mogła teraz wbić pięty w bokiwierzchowca i uciec.Nie potrafiła jednak w ten sposób opuścić Iaina.Pozwoliła, żeby ją objął.Całą sobą chłonęła ciepło i siłę bijącą odjego ciała.Policzki ją paliły.Zaschło jej w gardle, więc odruchoworozchyliła usta.I wtedy ją pocałował.Dwa razy.Znalazła się w siódmym niebie.Popatrzył na nią pytającymwzrokiem, a ona w odpowiedzi wyszeptała: - Iain.Całowała się z kilkoma chłopcami, lecz nigdy w taki sposób.Iainzmrużył powieki.Jego oczy przypominały teraz kocie ślepia.Dreszczprzeszył ciało Aleny.W trakcie drugiego pocałunku mocno przywarłado Iaina i wyraznie poczuła jego podniecenie.Usiłowała go odepchnąć, ale jej na to nie pozwolił.- Nie.Nie mogę - szepnęła.Wreszcie wyrwała się z jego objęć ichwiejnym krokiem uciekła w głąb poczerniałych ruin.Usłyszała zasobą tupot.Wspięła się na spaloną basztę i zdyszana stanęła na sterciekamieni.Potrzebowała czasu, żeby się uspokoić.Iain pobiegł za nią,stanął na kamieniach i położył jej ręce na ramionach.Alena wzięłagłęboki oddech i odwróciła się twarzą do Iaina.- O co chodzi? - zapytał chropawym głosem.Wciąż jeszcze byłzaczerwieniony po namiętnym pocałunku.- Ja.ja.- Nie miała najmniejszego pojęcia, co w zasadzie chcemu powiedzieć.W pierwszym odruchu chciała wyznać mu wszystko,ale nagle straciła odwagę.Zapadło głuche milczenie.Iain przyglądał jej się zaniepokojonym wzrokiem.- Jesteś mężatką? - spytał.- Kochasz kogoś innego? Roześmiałasię niewesoło.- Nie, skądże.Wyraz napięcia zniknął z jego twarzy.Potem jednak na powrótzmarszczył brwi, jakby coś sobie uświadomił.- W takim razie, może masz narzeczonego? Któregoś z wielkichziemian?Przed oczami Aleny zamajaczyło ponure oblicze ReynoldaGranta.Rozzłościła się nie na żarty.- Nie! - zawołała z pełnym przekonaniem.Iain uśmiechnął się triumfalnie.To ją też rozdrażniło.Nie cieszsię tak, gagatku.pomyślała.- Nawet gdybym była, to bym ci nie powiedziała.Nie twojasprawa.Od razu spoważniał.Zacisnął ręce na jej ramionach.- Wręcz przeciwnie, maleńka.Na pewno mnie to dotyczy.Niedomyślasz się może dlaczego?Stał tak blisko, że poczuła ciepły oddech na twarzy.Serce waliłojej jak młotem. - Nie mam pojęcia - skłamała, bojąc się wyznać prawdę.Iainpuścił ją.Odeszła kilka kroków.Potem, niczym w transie, wróciła dokonia, a Iain stał bez ruchu na szczycie zrujnowanej baszty.Zaciskałpięści i patrzył przed siebie.Alena bez słowa trzepnęła piętami konia iodjechała w dół zbocza, do lasu.Reynold Grant huknął pięścią w stół.Echo uderzenia przetoczyłosię przez kamienne komnaty zamku Glenmore.- Gdzie ona jest?! - ryknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.