[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hitomi chcebiec do kuchni i zrobić mi coś do picia albo jedzenia, ale proszę ją, żeby została.Siada napodłodze, podkurczając nogi pod siebie, obciągając starannie spódnice.- Co się stało?- Naprawdę nic.No.- Berger, tak?Hitomi potakuje i odwraca głowę." Wyjeżdża?" Tak.- Hitomi walczy dzielnie przez chwilę, ale nie wytrzymuje, zakrywa twarz dłońmi.Obejmuję ją ramieniem.Wychodzito jakoś niezręcznie.Ma bardzo gorącą twarz, gorący oddech.Po chwili się uspokaja, mamrocze przeprosiny, biegnie do łazienki.Bezsilnie szukam jakichś słów pocieszenia.Wraca po paru minutach." Przepraszam cię, Paweł.jesteś dobrym przyjacielem.Bardzomi pomogłeś." Nie wygłupiaj się.Nic nie zrobiłem.Chcesz pogadać o czymśinnym?" Nie.Nie, chcę ci opowiedzieć.Ja.miałam jakąś głupią nadzieję, że on zabierze mnie ze sobą.Zabierze daleko stąd.Zupełnie jak marzenia głupiej nastolatki, prawda? A jednocześniewiedziałam, że on po prostu stąd wyjedzie i mnie zostawi.Wierzyłam w jedno i drugie naraz, rozumiesz? Wiem, to idiotyzm." Nie dostał pracy?" Nie.Chyba przestał jej szukać jakiś czas temu.Znaczy, mówił,że szuka, a przesiadywał całymi dniami w barach na Boat Quay.Niby sprawdzał ogłoszenia w gazetach, coś tam wysyłał do firm,ale nie wkładał w to serca.Wczoraj podjął decyzję.Jest teraz taki.dziwny.Czuję, że zaraz wrócą łzy, znowu obejmuję Hitomi, daję się jej wypłakać.Zaczynam być zły na Bergera.Nie powiedziałem absolutnie nic, ale Hitomi i takbezbłędnie to wyczuwa:- Nie myśl o nim zle.Był bardzo dzielny.Przyjechał do nieznanego kraju, zupełnie sam,próbował, no.Wbrew wszystkim prze-ciwnościom próbował coś dla siebie znalezć.Inigdy nie był dla mnie niedobry.Nigdy nie powiedział złego słowa.Idziemy w końcu do kuchni.Hitomi znowu chce mi coś przygotować do jedzenia, ale każę jej usiąść,odpocząć.Otwieram szafkę nad zlewem.Z pożółkłych drzwiczek sypią się płatkifarby.W środku niewiele, jak to w singapurskim domostwie - nikt nie gotuje wdomu, chyba że ma się służącą.Myszkuję w pozostałych szafkach.Są puste, nie licząc paru gorących kubków".Kawa się skończyła.W końcu znajdujęzieloną herbatę.W paczce, a nie w hermetycznie zamkniętymsłoiku jak u mnie, więc sprawdzani, czy nie ma mrówek.Nie- czysta.Włączam elektryczny termos i siadam naprzeciwkoHitomi." Nie patrz na mnie, wyglądam okropnie." Wyglądasz ślicznie.Jak zawsze.Dziewczyna patrzy na mnie badawczo i nagleśmiać.-Wiem, po co przyszedłeś.Chcesz, żebym zaśpiewała?" To nie ma znaczenia, zapomnij o tym, napr." Ale ja chcę.Wyglądam pewnie głupio, bo Hitomi znowu się śmieje znad swojej czarki z zielonąherbatą.- Tak, chcę.Tego mi właśnie teraz potrzeba.Czego mam sięnauczyć? I kiedy następna próba? A w ogóle czy wy macie jakąśnazwę?" Powiem ci, tylko się nie śmiej.Hari & The Hangoyers1.Miałaś się nie śmiać! OK, wygłupiam się, to jest po to, żeby się śmiać.Nie pamiętani nawet, czyj to pomysł.Chyba Allana, po jakiejśweekendowej imprezie.Piliśmy poncz owocowy nad basenemi trochę przesadziliśmy.Całą bandą zostaliśmy u niego na noc,a następnego dnia nikt nie mógł wstać, wszyscy mieli okropnegokaca po tym ponczu, no i.stąd nazwa." Niezle się bawicie.- Hitomi uśmiecha się, kończy herbatę,bierze głęboki oddech.Gadamy jeszcze godzinę o tym i owym.W końcu Hitomi wstaje, zanosi filiżanki do zlewu.- Naprawdę bardzo ci dziękuję, że przyszedłeś, Paweł.Odbieram to, chyba prawidłowo, jako delikatny sygnał potrzeby samotności.Idziemy do przedpokoju.Wkładam szybko sandały, żegnam się." Wyprowadzisz się.?" Nie wiem jeszcze.Polubiłam to mieszkanie.Pomyślę.Pozdrówode mnie June!" Jasne, dzięki.No to.do zobaczenia w sobotę na próbie?Pamiętaj, jakbyś nie czuła się na siłach czy w ogóle." Nie martw się.Przyjdę na pewno.Berger zawsze mówił, żemuzyka jest najlepszym lekarstwem duszy." O tak, dobrze mówił.Uśmiechamy się do siebie jak dobrzy przyjaciele.Którymi przecież jesteśmy.Zbiegam w dół po trzy stopnie.Zakurzona żarówka kołysze się od podmuchu zamykanychna górze drzwi, rzucając długie, drżące cienie na dawno nieodnawiane ściany.W dole schodówprawie wywijam kozła na jakichś odpadkach, więc zwalniam i ostrożnie otwieram drzwiwejściowe.Deszcz.Kiedy byłem na górze, u Bergera,nie, u Hitomi, wcale nie padało - wyglądałem przez okno.Teraz wściekła, tropikalna ulewazawzięcie zmywa kurz z chodników, płynie strumykami, wdziera się w każdą szczelinę,wymywając brud, śmiecie, odpadki.Cząsteczki cywilizacji spływają wartko do rynsztoka ispadają wezbraną rzeką pod ziemię.Deszcz był równie gwałtowny co krótki.Opuszczam z ulgą mroczne schody i idęparującą szybko ulicą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]