[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie z tobą rozmawiałem.- Naprawdę?- Pewnie mi się śniło.Wszystko w porządku?- Wszystko świetnie, Rafi.Znów zamknął oczy i druga zmiana jego oddechu pokazała jasno, że zasnął.- Dzięki, Paul - rzekłem do rosłego pielęgniarza, który obserwował mnie zczymś w rodzaju ponurej fascynacji.- To wszystko? Dostałeś to, czego chciałeś?- Mniej więcej.Masz może komórkę?- Jasne.- Mógłbym pożyczyć?- Dobra.Ale to kawał złomu.Sięgnął wielką łapą do kieszeni i wyjął mały srebrny gadżet, który spokojniemógł nosić jako kolczyk.Wziąłem telefon i przed schowaniem sprawdziłem stan baterii.- I zapalniczkę - dodałem.Paul odetchnął dość głośno, by można to uznać za westchnienie.Ale podał mizapalniczkę.Zmierzyłem go uważnym wzrokiem.- Chcesz, żebym cię tu zamknął, czy coś w tym stylu, żebyś wyglądał bardziejjak ofiara, a mniej jak wspólnik?Lekceważąco machnął ręką. 21Najfajniejszą rzeczą w jezdzie motocyklem z idiotyczną, wariacką prędkością ulicamiruchliwego miasta nocą jest to, że przestajemy myśleć o czymkolwiek innym.Jeślichoć na sekundę stracimy koncentrację, mamy duże szanse nawiązać tak bliskikontakt ze ścianą, że oprócz wiadra i skrobaczki nic nas z nią nie rozłączy.To mnie nie powstrzymało.Byłem w dziwnym stanie: nakręcony do walki, doktórej mogło w ogóle nie dojść.Jeśli Fanke dopełnił rytuału przywołania, dusza Abbiezostała zapalona jak zapałka i wykorzystana do oświetlenia Asmodeuszowi drogi doświata ludzi - po dwóch nieplanowanych postojach w Rafim Ditko i kościele ZwiętegoMichała.Albo, jeśli Fanke rozstawił swój kramik u Zwiętego Michała, ale nie zdążyłprzed tym, nim Gwillam i jego kudłaci katoliccy odstępcy włączyli się do zabawy,sataniści prawdopodobnie już nie żyli - to plus.Ale Abbie została egzorcyzmowanaprzez ludzi uważających siebie za tych dobrych - to minus.Tak czy inaczej odeszła nazawsze i na obietnicę, którą złożyłem Peace'owi, odpowie tylko wiatr, wiejący przezświat wraz z odpowiedziami na zagadeczki Boba Dylana.Nie, pozostawała mi tylko jedna nadzieja.Tylko w jeden sposób mogłem coś tuzdziałać: jeśli Fanke nie rozpoczął jeszcze rytuału, a Anathemata nie wiedzieli, gdziesię odbędzie.Musiałem wierzyć, że logistyka satanizmu jest bardziej skomplikowana,niż się wydaje, i że zemdlałem, nim zastrzyk Gwillama wyciągnął ze mnie zbyt wiele.Przyjechałem obok Zwiętego Michała, by móc na niego spojrzeć z zewnątrz.%7ładnych świateł ani oznak życia: albo wszystko dobiegło już końca, albo zabawajeszcze się nie zaczęła.Albo może Fanke po prostu lubi pracować w ciemności, cowłaściwie miało pewien sens.Porzuciłem motor trzy przecznice dalej i wycofałem się.Pod jedną pachąniosłem stos pudełek z taśmą filmową, drugą dłoń ukryłem w kieszeni skórzanejkurtki, zaciskając palce na kolbie pistoletu.Rozpacz by mnie osłabiła, toteż próbowałem przekuć moje uczucia w gniew, co z kolei wiązało się z problemamizwiązanymi z planowaniem z wyprzedzeniem i zachowaniem jasnego spojrzenia.To musiało być tutaj.Jeśli już się nie stało.Musiałem jedynie powstrzymać go,nim zdoła wywołać Asmodeusza, nim rozsieje psychiczną truciznę, której skosztowalijuż parafianie od Zwiętego Michała w całym mieście, i nim pozwoli mu pochłonąćduszę Abbie Torrington.Moje szanse oceniałem całkiem wysoko: mniej więcej tak jakprawdopodobieństwo białego Bożego Narodzenia, Drugiego Przyjścia i ponownegozejścia się Beatlesów (żywych i umarłych).Furtka kościelna była jak zawsze zamknięta.Rozejrzałem się szybko po ulicy,sprawdzając, czy ktokolwiek obserwuje to miejsce, po czym przeskoczyłem nad nią iwylądowałem na cmentarzu.W bezksiężycową noc, obok kościoła, nadal spowitego wpłaszcz ciemności, miałem tu dość naturalnej osłony, by nie musieć zbytnioprzejmować się skradaniem.Po prostu zatoczyłem łuk i wybrałem miejsce, z któregomogłem obserwować zakrystię, samemu nie będąc widzianym.Siedząc pod starym dębem, oparty o szeroki pień, szykowałem się na długąnoc.Okazało się jednak, że nie musiałem wystawiać na próbę swej wyświeconejcierpliwości.Po zaledwie godzinie brzęk łańcucha przyciągnął moją uwagę ku furtce.Jakąś sekundę pózniej usłyszałem zgrzyt i szczęk nożyc do metalu, wgryzających się wgrubą stal.Furtka się otwarła i przeszły przez nią bezszelestnie trzy postacie.Jedna,tuż za bramką, rzuciła niedbale na ziemię łańcuch i kłódkę.W miejscu, w którym siedziałem, całkowicie skrywały mnie głębokie cienie poddrzewem i nieprzenikniony mrok nocy.Nie tylko mieliśmy nów, ale sama noc byłapogodna, co oznaczało, że żadne chmury nie odbijały rdzawego blasku ulicznychlatarni.A wbrew powszechnym przesądom w świetle gwiazd nie da się zobaczyć zbytwiele.Dwaj z trzech mężczyzn - przynajmniej ich wzrost sugerował, że to mężczyzni -podeszli do drzwi zakrystii.Trzeci ustawił się przy furtce - albo jej pilnował, albopełnił bardziej ceremonialną funkcję.Przynieśli ze sobą łomy, ale ich nie potrzebowali, bo drzwi wciąż wisiały najednym zawiasie po wczorajszym ataku Juliet.Otworzyli je pchnięciem i weszli dośrodka.Tymczasem przez furtkę przechodzili w milczeniu kolejni ludzie, mijającywartownika.Część z nich dzwigała torby, jeden z przybyszy niósł na plecach długi futerał, wyglądający, jakby mieścił w sobie wędkę.Z pozorów można by sądzić, że tozwykłe towarzyskie spotkanie.Policzyłem, że były ich jakieś dwa tuziny.Nadciągali kolejno parami i trójkamiw ciągu następnych dziesięciu minut.Musieli opóznić swe przybycie tak, byprzypadkowi przechodnie nie zwrócili na nich uwagi.Zapewne podobnie postąpilitydzień wcześniej w kwakierskim domu spotkań.Dyskrecja to podstawa bytuwspółczesnych nekromantów.Nie można niepokoić sąsiadów, bo nigdy więcej cię niezaproszą.Zastanowiłem się przelotnie, jacy ludzie uważają za świetny pomysłspędzanie weekendów na mordowaniu dzieci, by przyspieszyć nastanie piekła naziemi, ale szybko zrezygnowałem.Im mniej o nich wiedziałem, tym bardziej mi toodpowiadało.Kiedy przybył Fanke, poznałem go natychmiast.Nie z powoducharakterystycznej sylwetki, lecz uniżonej służalczości ludzi drepczących u jego boku,a raczej parę kroków za nim po obu stronach, i po tym, jak strażnik przy furtce skłoniłmu się nisko.Fanke nawet nie mrugnął po dostrzeżeniu owego aktu samoponiżenia:przepłynął obok, otoczony niemal widoczną aurą arogancji.Ponownie pogładziłembroń.Gdybym był pewien, że śmierć Fankego powstrzyma rytuał, i bardziej wierzyłwe własną celność, w tym momencie wywaliłbym w niego cały magazynek.Aleokropnie przygnębiające byłoby zrobienie tego i chybienie, a potem przymusowepatrzenie, jak ci skurwiele kontynuują swoją piekielną balangę.Nie, broń bardziejprzyda się w mych dłoniach jako środek odstraszający niż śmiercionośnie narzędzie;dopóki jej nie użyję, nikt nie zgadnie, jak kiepsko strzelam.Kiedy ostatni spóznialscy zniknęli w środku, strażnik zamknął furtkę i obwiązałją krótką linką, czy może drutem - patrząc z mojego miejsca, nie zdołałem tegostwierdzić.Miałem nadzieję i liczyłem na to, że dołączy do przyjaciół przy ołtarzu.Alenie.Oparł się mur, wyglądając na ulicę przez szczelinę w miejscu, w którym bramkazwisła lekko na nowych mocowaniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •