[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spędziłam w nim wieczór, gdytymczasem Irene i Godfrey odważyli się wyjść na hałaśliwe ulice, żeby zjeść kolację, jakutrzymywali, złożoną z bouillabaisse, ostryg i szampana.Mój żołądek zbyt się burzył potrudach podróży i od marsylskiego zgiełku.Posiliłam się francuskim chlebem i serem, któreGodfrey kupił na pobliskim targu, a które były całkiem smaczne, chociaż ser miał stęchłyposmak, a skórka chleba okropnie się kruszyła.To by było tyle, jeśli chodzi o osławionąfrancuską kuchnię!Jednakże gdy nadszedł ranek, znów byłam sobą, jak zawsze pogodną i niezrażoną,gotową ruszać dalej w podróż.Nawet z radością przyjęłam widok stalowego rumaka, którypołyskiwał głęboką zielenią w świetle słońca, gdy tłoki wypychały kłęby pary, a potulny rządwagonów stał za nim w szeregu na Gare Saint Charles.Przed nami rozciągało się malowniczegórzyste wybrzeże do Cannes, za nim pachnące wzgórza Grasse, wielki francuski rejonperfumiarski, a potem już Monte Carlo. Oj ej, poczekajcie! krzyknęła Irene, gdy gotowaliśmy się do wsiadania.Nawetkonduktor układający nasze bagaże na półce w przedziale zamarł po jej apelu. Wczorajwieczorem widziałam przecudownie zabawne karty pocztowe na dworcu.Muszę kilka kupić.Wpatrywałam się w nią z szeroko otwartymi ustami. Uznano cię za zmarłą, Irene.Nie możesz wysyłać kartek.I do kogo? Wesołowzruszyła ramionami. Mogę przynajmniej zachować je na pamiątkę.Widziałam jedną zupełniemakabryczną: przedstawiała samobójcę wiszącego przed kasynem w Monte Carlo.Teraz zrozumiałam.Wydałam dzwięk, którym gospodyni na plebani zwykłanawoływać kurczaki.Powieściopisarze przedstawiają go jako cmok, cmok", co nie oddajesprawiedliwości wszystkim jego implikacjom i znaczeniom. Aha, pocztówki z Monte Carlo powiedziałam. Niewątpliwie od tego właśniepan Sherlock Holmes rozpoczyna rozpoznanie nowego terenu.Kto wie, jakie tajemnice mogąsię kryć w banalnej pocztówce? No właśnie! Irene zignorowała mój sarkazm, które to przeoczenie było dla mniebardzo przykre. Godfrey odprowadzi cię do przedziału, Nell. Tylko nie spóznij się na pociąg! Uniosłam głos do poziomu nieprzystającegodamie, ale nadaremnie.Irene odwróciła się i sprawnie ruszyła pod prąd tłumu wsiadającegodo pociągu.Godfrey uspokajająco ujął mnie za łokieć. Nie denerwuj się, Nell.Irene nie jest aż tak beztroska, żeby nie wsiąść do pociągu,choć ostatnio nam się to zdarzy mam na myśli pociąg linii St.Gothard jadący trasą przezAlpy, dzięki czemu nie ulecieliśmy jako dym w rozrzedzone górskie powietrze. Nikt nie może twierdzić, że marsylskie powietrze jest rozrzedzone odparowałam.Jest tak zawiesiste i nasycone zepsuciem oraz gwarem jak bouillabaisse, i bardziej nawet niżona gęste od dziwnych, wąsatych mieszkańców głębin.Mam szczerą nadzieję, że to telepaniesię przez całą Francję skończy się jedynie tym, że będziemy z nudów kręcić młynka palcami.W tym momencie jakiś gbur w swetrze w pasy przepchnął się obok nas, wbijając mniew ściankę przedziału. Ostrożnie, człowieku! zawołał Godfrey po francusku.Nieokrzesany prostak odwrócił się i uśmiechnął, ukazując szachownicę zażółconych ipoczerniałych zębów. Przepraszam Waszą Królewską Mość odezwał się bezczelnie ale bilet napierwszą klasę znaczy, że przedział jest tak samo mój jak wasz. Powściągnij język przy damie! poradził mu Godfrey. A może pogadamy o moim języku w przedziale, Wasza Królewska Mość? Z tąpanią też.Wchodzić, ale już!Godfrey wcale nie zamierzał robić nic takiego, ale nagle jego twarz stężała.Obejrzałam się i zobaczyłam, że drań stojący nam na drodze spowodował, iż ustawiła się zanami kolejka.jeżeli jednego zasuszonego Hindusa można uznać za początek kolejki.Odniosłam wrażenie, że nasi współpasażerowie z pierwszej klasy wyglądają, jakby trafili tuprosto z rzecznego galara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]