[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jesteś brzydka - odparł.- Przestań mówić takie rzeczy.Uśmiechnęła się do niego.Uniosła rękę, żeby dotknąć jego twarzy, ale opuściła ją.Chciał, żeby go dotykała.Chciał być blisko niej.- Krwawienie już ustało - powiedział, nie patrząc na nią.- Czy jeszcze odczuwasz ból?Skinęła głową.- Jutro będziesz zdrowa - powiedział i wstał.Rzucił szmatkę do miski z wodą, potem nic niemówiąc położył się obok niej, przytulił ją do siebie i przycisnął jej głowę do swojegoramienia.- Nie ruszaj się.Tak jest mi dobrze.- Mnie też - powiedziała cicho.Merrik mocniej objął ją ramionami, ale nagle rozluznił uścisk.Wiedziała, że przypomniałsobie ojej plecach.Chciała powiedzieć mu, że może mocniej przyciskać ją do siebie bezwzględu na zadawany ból, ale nie odezwała się.Przytuliła twarz do jego piersi, czuła zapachjego ciała, łaskotanie jego włosów na policzku, nosie.Uświadomiła sobie, że jej życie zmieniło się nieodwołalnie.Wszystko stało się inne po tym,jak trzymał ją w swoich ramionach, jak oddała mu swoje ciało.Wszelkie plany na przyszłośćstraciły znaczenie.Liczył się tylko on.I Taby.Co z nim będzie? Musiała jakoś ułożyć jego przyszłość.Zamknęła oczy, ale nieprzychodził sen, który pomógłby jej zapomnieć o tym, co istniało poza tą izdebką.Zacisnęładłonie w pięści.Merrik mruknął coś przez sen, gdy nieświadomie szarpnęła go za włosy napiersi.Czterdzieści srebrnych monet i dwa naramienniki.Na wszystkich bogów, powinnam raczejzaufać jemu.Zarówno jeśli chodzi o mnie, jak i o Taby'ego.Wieczór był chłodny.Na bezchmurnym niebie wisiał sierp księżyca, błyszczały gwiazdy.Laren zawróciła w stronę domu.Z trudem opanowała chęć, by przekroczyć bramę, ruszyćprzed siebie i iść tak bez celu.Tutaj nie widziała dla siebie przyszłości.%7ładnej.Przypomniało jej się coś, co zdarzyło się minionego popołudnia.Erik w obecności żony ikilku swoich ludzi podszedł do niej, złapał ją mocno, boleśnie, za podbródek, uniósł jej głowędo góry i powiedział:- Megot zauważyła ślady krwi na kocu w izbie Merrika i zakrwawioną ścierkę.Widzę, żenie okłamałaś mnie, mówiąc, że masz miesięczną dolegliwość, a jednak mój wymagającybraciszek nie mógł się powstrzymać i wziął cię.- Puścił ją, a potem jeszcze dorzucił przezramię: - Nadal jesteś chuda jak kura w zimie, więc Merrik szybko się tobą znudzi.Wtedyprzyjdziesz do mnie i będę cię miał.Wstrząsnął nią dreszcz, nie od chłodu, jaki niósł z sobą wiatr wiejący od fiordu, ale nawspomnienie tych słów.Bała się tego mężczyzny.Bardzo.I zła była na niego.Sarla widziała,co zrobił, ale on nie liczył się z nią.Jakże inny był Merrik.On nigdy nie podniósł ręki na nią ani na żadnego ze swoich ludzi.Nie wątpiła, że potrafi być gwałtowny, że potrafiłby zabić bez skrupułów, że wróg w jegorękach nie mógłby liczyć na litość, ale z pewnością nie skrzywdziłby słabszego od siebie.Wróciła do chaty.Potężne drzwi były otwarte, widziała siedzących w ogólnej izbiemężczyzn, kobiety i dzieci, słyszała ich rozmowy, śmiech.Nigdzie nie było Merrika, azawsze wolała być blisko niego.Tylko w jego obecności czuła się bezpiecznie.Przez prawie cały dzień Merrik pozostawał poza domem.Do zmierzchu pracował w polu, apotem z grupą mężczyzn poszedł do łazni.Zachowywał się swobodnie, śmiał się.Miaławrażenie, że poprzednia noc nic dla niego nie znaczyła.Czego ja oczekiwałam? - zadawałasobie pytanie.Przecież sama jestem odpowiedzialna za swoje uczucia, za swojepostępowanie.Nie on.Tego wieczoru Laren nie pomagała przy szykowaniu kolacji i Sarla nie poprosiła jej o to.Wyczuwała, że coś jest nie w porządku, ale nic nie powiedziała, poklepała ją tylko poramieniu.Laren pomogła jej przy podawaniu posiłku, ale potem wyszła z domu.Terazwyrzucała sobie lenistwo.Nikt nie zauważył, kiedy weszła do izby, nawet Taby, zajętyzabawą z Kenną, który uczył go jakichś nowych zapaśniczych sztuczek.Wreszcie postanowiła się posilić.Zjadła kawałek dziczyzny duszonej z kapustą, fasolą ijabłkami.Potrawa okazała się całkiem smaczna.- Chodz tutaj, dziewczyno.Wszyscy czekamy na twoją następną opowieść.Następną opowieść.Spojrzała na zgromadzonych w izbie mężczyzn, kobiety i dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]