[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I włosy bardziej się nam kręcą.Ciekawe, co by w domu powiedzieli na nasz widok.- Macie małą próbkę - Boromir pokazał palcem swego brata.- Widzisz, braciszku, jakbyś czytał mniej mądrych ksiąg, to byś miał bardziej elastyczny umysł, otwarty na cuda tego świata.A ponieważ wydaje ci się, że zjadłeś wszystkie rozumy, to teraz nie możesz ogarnąć czegoś co ci nie pasuje do reguł.Zawsze powtarzałem, że nadmiar lektury stępia zmysły.- Jak smakowała ta woda?- zapytał Faramir, puszczając mimo uszu przytyk brata.- Jak woda z przyprawami.- Jakimi?- Lekko korzennymi.- Nam przypominała w smaku miód – wtrącił się Pippin.- Tak? To ciekawe, bo mi nie - Boromir wzruszył ramionami i przesunął stół w stronę łóżka.- A ile jej wypiłeś? - drążył Faramir.- Niedużo - Boromir podniósł jeden z pucharków.- Tyle, ile się zmieści w tym.- A czułeś, że rośniesz?- Czułem, że zasypiam.Spałem po tym świństwie prawie dwa dni.A kiedy się obudziłem, miałem brodę do pasa i stóg siana zamiast włosów.A moje ubranie…-- Bardzo cię proszę, żebyś nie nazywał wody entów świństwem! - wszedł mu w słowo Merry.- Bądź łaskaw pamiętać, że dzięki niej żyjesz!- Tak, tak – Boromir z roztargnieniem machnął nań ręką.- Placki, proszę – rzekł, wręczając mu półmisek.- Zimne, ale nadal zjawiskowe.A tu są smętne resztki krokiecików obojga rodzajów, a nie, niestety, już tylko rodzaju jednego.Jajecznego, o ile się nie mylę.- Tam są jeszcze z cynamonem - odezwał się Faramir.- Gdzie?- Pod tym niebieskim przykryciem.- A, proszę, są, nietknięte i uśmiechnięte.Komu zimnego grzańca, a komu herbaty? Też wystudzonej, uprzedzam.Merry dawno nie jadł tak smakowitego drugiego śniadania i to w tak doborowym towarzystwie.Najważniejsze zaś było to, że Boromir w porównaniu z dniem wczorajszym, zdawał się być innym człowiekiem.Jego oczy i ruchy nabrały życia, wyglądał zdrowiej, choć wciąż był bardzo blady.Merry był bardzo ciekaw, z czego ta zmiana nastroju wynikała, choć oczywiście nie zamierzał pytać.Cieszył się po prostu, że jest lepiej.Nawet posiwiałe włosy Boromira i jego czarny strój już go tak nie raziły – zaczął się przyzwyczajać do tego nowego wyglądu.Z zadowoleniem więc pałaszował placki, przysłuchując się, jak Faramir opowiada o obronie Rammas Echor i dyskretnie przyglądał się braciom, porównując ich twarze.Wkrótce też zaczął się łapać na ziewaniu i zaraził nim Faramira.Boromir i Pippin oczywiście zaraz to zauważyli i orzekli, że obaj ranni na pewno są zmęczeni.Kiedy w paszczy Tuka zniknął ostatni krokiecik jajeczny, Boromir poskładał puste półmiski i zarządził wymarsz, oznajmiając, że wraz z Pippinem odprowadzą Merry’ego do jego pokoju.Obaj hobbici skłonili się Faramirowi i ruszyli za Boromirem do drzwi.- Zjesz ze mną obiad?- zawołał jeszcze za bratem Faramir.- Nie wiem, czy zdążę - Boromir ujął klamkę.- Ale postaram się.Jak nie obiad, to kolację.A ty wiesz , co masz robić w międzyczasie?- Czytać.- Spać! I zdrowieć.Żebyś był duży i silny jak twój brat.Dobranoc - I Boromir zamknął drzwi.Pippin nie mógł się wprost doczekać, kiedy znajdzie się z Merry’m sam na sam.Był dziko ciekaw jego wrażeń po spotkaniu z Faramirem.Że też Boromir akurat teraz musiał ich odprowadzać! Nigdy tego nie robił.Jak się okazało, nie był to wcale koniec niespodzianek.Kiedy tylko Merry zapakowany został do łóżka, Boromir spojrzał na Pippina.- Masz teraz chwilę czasu? - zagadnął.- Chciałbym zamienić z tobą słowo, jeśli można.Tuk wymienił zaskoczone spojrzenia z Merrym.- Noo, oczywiście – odparł, marszcząc brwi.- Mów, zamieniam się w słuch.- Nie tutaj – odpowiedział Boromir.- Merry potrzebuje spokoju.- Wcale nie potrzebuję…- zaczął Meriadok, ale nie został dopuszczony do głosu.- Potrzebujesz - uciął Boromir.- Skorzystaj z okazji i zdrzemnij się trochę.Chodź, Pippinie.Nie rób takiej miny, zdążycie nas jeszcze obgadać.- Jakich „was”?- Pippin zamrugał oczami.- Mnie i Faramira - Boromir uśmiechnął się lekko.- Skąd…to znaczy… wcale nie zamierzaliśmy was obgadywać!- Więc tym bardziej nie ma żadnych przeszkód, byś mógł ze mną pójść, prawda?Tuk raz jeszcze zerknął na Merry’ego, wzruszył bezradnie ramionami i pożegnał się z nim skinieniem ręki.- Dokąd idziemy? - zapytał, kiedy już zamknęli drzwi do pokoju Merry’ego.Boromir rozejrzał się po zatłoczonym korytarzu, po którym krzątała się służba.- Za duży tu ruch i gwar – oświadczył.- Chodźmy do mnie.- O?- Pippin żywo uniósł głowę.- Do twoich komnat?- Tak.- Daruj to pytanie, ale czy coś się stało? Coś złego, uchowaj-przed-Lobelią?- Nie - Boromir spojrzał na niego ze zdziwieniem.- Nic się nie stało.Chcę z tobą po prostu porozmawiać w spokoju.- Aha.- Chodźmy zatem, szkoda czasu.Ruszyli szybkim krokiem ku schodom.Po wyjściu z Domu Uzdrowień skierowali się w lewo, przecięli na skos ogrody, a potem wąską, półkoliście zakręcającą uliczką powędrowali ku głównym zabudowaniom Cytadeli, mając wysoki mur po prawej ręce.Pippin rozglądał się ciekawie, bo nie znał tego skrótu.Nawet nie przypuszczał, że w ten sposób można się przedostać z Domów Uzdrowień do głównych budynków siódmego kręgu.Boromir skręcił w prawo, pokonał dwa skosy schodów, skacząc po trzy stopnie na raz i na górze zatrzymał się, czekając, aż Pippin go dogoni.Następnie ruszył dalej ciasnym przejściem między ścianami budynków, zanurkował pod wykuszem i znów skręcił w prawo, w uliczkę wybrukowaną na biało kocimi łbami.Jeszcze jedne schody i przejście wyprowadziło ich na przestronny plac.Dopiero wtedy Pippin zorientował się, że są już na tyłach Pałacu Namiestnikowskiego, który jednym bokiem wtapiał się w ścianę Mindolluiny, a drugim wyciągał ku Wieży Ectheliona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •