[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ale z klanem też nie mogę się ukrywać.Yuli uważa, że ten szpieg, czy kto to tam był, ten człowiek, co przedostał się do mojego więzienia, szukał nie tylko Avernus i Loca Ifrahima.Mnie też szukał.Nawet jeśli nie, ktoś będzie chciał mnie złapać i ukarać za dezercję.Przykładnieukarać.Obojętne, gdzie się znajdę, będę stwarzać zagrożenie dla wszystkich.– Avernus powiedziała, że ma takie jedno miejsce.A nawet niejedno.W sto lat można sporo pobudować, zwłaszcza jak się ma do dyspozycji całe ekipy robotów budowlanych.Ale mówiłaojednym konkretnym.– Tam, gdzie chce się spotkać z Yuli.– Z Yuli i paroma innymi osobami.– Powiedziała ci, gdzie to jest, prawda?– Oczywiście.– Widzisz, tobie ufa, a mnie nie.Bo ja nie jestem z Zewnętrznych.– Oj, przestań, przecież to nie o to chodzi – powiedział Newt.– Mnie musiała powiedzieć, bo potrzebuje transportu.A ty chcesz się zabrać?– Dokąd?– Na Tytanię.To księżyc Urana.– To tam, gdzie kiedyś mieszkała twoja matka?– Dokładnie.– Wiesz co, nie denerwuj się, ale muszę o to zapytać.Co ona powie na twoją ucieczkę?– Ja nie planuję uciekać.Przynajmniej nie na zawsze.Zresztą, sprzedałem ten pomysł jej i reszcie klanu, są za, bo dzięki temu Słoń uniknie konfiskaty, a za pomoc Avernus dostaniemy masę kudosów.– Czyli wrócimy.– Ty już i tak daleko zaleciałaś.– Tak.Ale nie wydaje mi się, żebym była gotowa wynosić się aż tak daleko.Przynajmniej nie na zawsze.– Może za parę lat będziesz mogła wrócić.Jak się tu uspokoi.Kiedy Brazylijczycy przestaną cię szukać.Oczywiście, może trzeba ci będzie trochę zmienić wygląd.Parę kosmetycznych zmian, żebyś wyglądała na tutejszą.Macy zastanowiła się nad tym.Zważywszy wszystko, nie był to zły pomysł, żeby uchodzić za Zewnętrzną.– Ale nic nieodwracalnego – powiedziała.– Jasne.– I mówimy o prawdziwych, trzystusześćdziesięciopięciodniowych latach, tak? Nie saturnowych, trwających trzydzieści lat z kawałkiem?– No, gdzieś pomiędzy – odparł Newt, podniósł się, odbił od kamienia i wskoczył do wody na nogi, opadając powoli jak we śnie.Macy skoczyła za nim.Pływali, zaśmiewali się i wychlapywali wielkie, lśniące fontanny wody, a po wszystkim wygramolili się na brzeg porośnięty miękkim, suchym, żółtym mchem.Nad wodą rozpościerały się olbrzymie ciemnozielone liście gunner.Wokół pnącego się po skalnej ścianie kwitnącego pnącza uwijał się rój srebrnoskrzydłych motylków.Macy i Newt zdjęli ocieplacze i leżeli pod ciepłym światłem, które przeciskało się między gęstymi gałęziami i liśćmi tysiącem jasnych gwiazd, rzucając ruchomą mozaikę blasku i cienia na ich ciała – jego blade i długie, jej ciemne i zwarte.Przyszło jej do głowy, że obcy mógłby wziąć ich za blisko spokrewnione, ale inne gatunki, że różnice między mężczyzną i kobietą są większe niż jakiekolwiek różnice pomiędzy Zewnętrznymi a ziemskimi ludźmi.– Co cię tak śmieszy? – zapytał Newt.Powiedziała mu.Parsknął śmiechem, powiedział, że to możliwe, że może w tej chwili to prawda, ale na pewno wszystko się zmieni.– Ci, którzy chcieli iść z nami na wojnę, przekonali swoje władze, że my idziemy z ewolucją człowieka w groźną stronę.Rozdęli dla celów propagandowych nasze kosmetyczne lub praktyczne drobne modyfikacje.Udali, że to, o czym u nas się głównie mówi, dzieje się naprawdę.Bo naprawdę większość w Układzie Zewnętrznym nie chce żadnych radykalnych zmian i cały czas głosuje przeciwko nim.Jest tak samo przeciwko, jak ci ludzie z Ziemi, co szukali pretekstu do wojny.Ale teraz wszyscy radykałowie uciekają na zewnątrz.Będą poza zasięgiem wszelkich praw i ograniczeń.I będą wolni, będą mogli robić co zechcą.Właśnie wojna ich uwolniła.– To wysoka cena za wolność – stwierdziła Macy.– Wojna.Tylu ludzi zginęło i jeszcze zginie.– Ale to się stało i się nie odstanie.Możemy tylko iść naprzód i liczyć, że się poprawi.Wreszcie pisnęły jego speksy: sieć wrogich satelitów szpiegowskich została dość dokładnie podziurawiona, mogli bezpiecznie odlatywać.Naciągnęli ocieplacze do skafandrów i pobiegli z powrotem do rozrzuconych wokół placu przed śluzą dwui trzypokojowych domków.Avernus oraz kobieta, którą mianowano w oazie główną genetyczką, siedziały na piętrze technicznymi rozmawiały z miejscową sztuczną inteligencją.– Posłuchaj maszyn – mówiła Avernus do kobiety.– Są inteligentniejsze niż myślisz.Jeśli tylko dokładnie wyjaśnisz, o co ci chodzi, dadzą ci dobre rady.Świetną macie tę oazę.Stabilny ekosystem.Zdaje się, że tobie zawdzięczamy tę znakomitą glebę – dodała, zerkając na Macy.– Miałabym dla ciebie dużo pracy.Oczywiście, jeśli chcesz jechać ze mną.– Myślę, że to da się zrobić – odpowiedziała Macy, zdziwionai zachwycona.Trzeba było już wyruszać.Newt wbił się w znajomy, porysowany, biały skafander z kiczowatą reprodukcją Gwiaździstejnocy van Gogha na płycie piersiowej; Macy i Avernus – w nowiutkie, matowoczarne skafandry.Macy przerzuciła przez ramię karabinek impulsowy wyzwolony przez nią z ośrodka badawczego; Avernus przyjęła wianek z kwiatów, którym obdarował ją nieśmiały, śliczny chłopaczek, i udekorowała sobie nim hełm.Na zewnątrz guru genetyki ostrożnie zdjęła z głowy ekspresowo zamrożone kwiaty, zeszła z drogi i rozłożyła je, biało-złote, na brązowej ziemi.Potem poszła za Macy i Newtem do rolligonu.Słoń był już odpalony i gotowy do drogi, gdy do niego dotarli.Macy pomogła Newtowi ściągnąć maskującą plandekę, przy czym odkryła, że holownik jest obciążony dodatkowymi zbiornikami z paliwem i pomalowany na czarno.– Farba antyradarowa – powiedział Newt.- I namieszałem mu też w rejestrze.Nikt nie będzie w stanie skojarzyć Słonia ze mną, tobą ani z klanem.Wystartowali dziesięć minut później, niskim, płaskim kursem na odsaturnową półkulę.Kiedy Słońce zniknęło za zachodnim horyzontem, Newt postawił Słonia na rufie i ruszył świecą w górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •