[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddnia narodzin jej życie było zakotwiczone w miasteczku.Wszyscy jąuwielbiali.Trudno było nie kochać Tess.- Znalazłam inną pracę - wyjaśniła Lily.- Naprawdę? Gdzie? Jaką? - dopytywała się Tess.Strzepnęłaokruchy ze stolika na podłogę.- W Beau Lakę.Jestem nową redaktorką  Beau Lakę Daily News".-Lily uśmiechnęła się szeroko.Było to dla niej idealne zajęcie.Gdyby tylko Annabelle mogła wiedzieć.- Nie! Mówisz poważnie? - pisnęła Tess.- Fantastycznie.Więcprzeprowadzasz się tutaj na dobre? To nie sen?- To rzeczywistość - zaśmiała się Lily.Uścisnęła rękę przyjaciółki.-To prawda.Mieszkam tu teraz na stałe.- Wspaniała wiadomość.Po tym wszystkim, co przeszłaś.- Natwarzy Tess pojawił się nagle wyraz zamyślenia.- Czy to było bardzotrudne, Lily? Pod koniec.Czy Annabelle cię poznawała?- Nie wiem.- Wróciła myślami do ostatnich dni matki.- Pamiętasz Clancy.tę pielęgniarkę? Twierdziła, że mama mniepoznaje, chociaż nie sądzę, by tak było.Ale nie jestem pewna, czy tomiało znaczenie.- Clancy? Chodzi ci o tę kobietę, którą nazywałaś rudą wiedzmą?- Hm, tak, ale okazała się w porządku.Szczególnie pod koniec.- Ona chyba powinna wiedzieć, prawda? - nalegała Tess.- A co ztym doktorem? Z Ernestem? Tak miał na imię? Nadal jest tampacjentem? Musi bardzo tęsknić za Annabelle.- Ciągle tam jest.Nie zmienił się wiele.- Lily poczuła ukłuciewyrzutów sumienia, jakby porzuciła go celowo.- Ta taksówkarka, no wiesz, Pearl.odwiedza go teraz regularnie.Doktor bardzo ją lubi.- Och.To dobrze.- Tess uśmiechnęła się krótko.- A co z psemAnnabelle? Przywiozłaś go ze sobą?- Nie.Zdechł we śnie parę dni po odejściu mamy - wyjaśniła Lily, dmuchając lekko na swoją kawę.Przypomniała sobie, jak znalazła Caesara tamtego ranka,zwiniętego w wiklinowym koszu, martwego.Wybuchnęła płaczem,uświadamiając sobie nagle, jak głęboko była przywiązana do staregobasseta.Matka tak bardzo go kochała.Lily położyła głowę na nieru-chomym ciele i szlochała, wspominając jego krótkie psie życie.- Mój Boże, to takie niewyobrażalnie smutne.Ogromnie ciwspółczuję.Jakie to dziwne, że zdechł zaraz po niej.jak gdybyjakimś sposobem wiedział.A może jej duch po niego przyszedł? -Tess pokręciła głową na tę myśl.W jej oczach pojawił się przelotnybłysk.- On był już bardzo stary, Tess.Myślę, że po prostu czuł sięzmęczony.Lily poczuła, jak znowu zaczyna w niej wzbierać stary ból.Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i odsunęła od siebie ten temat.- A co z czerwonym pudełkiem? Co było w środku? Zajrzałaś tamchociaż? - Przyjaciółka pochyliła się, opierając łokcie na stole.- Owszem.Nic ciekawego.No wiesz, jakieś stare dokumentyubezpieczeniowe, nic ważnego.Lily utkwiła wzrok w jednym z obrazów Teddy'ego.Przedstawiałsylwetkę kobiety stojącej na pomoście i patrzącej na ulewę, któranadciągała znad pokrytego lodem jeziora.Kobieta była bez butów,tylko w skarpetkach.- Zastanawiam się, czemu w takim razie tak bardzo jej zależało, by je znalezć - powiedziała Tess.- Pewnie alzheimer namieszał jej w mózgu.Lily nadal patrzyła na obraz, wspominając poprzedni wieczór, kiedyodjechała spod domu Frankiego.Wróciła do chaty tak zziębnięta, żemiała wrażenie, iż jej kości stały się lodowymi soplami.Czy to zpowodu temperatury, czy też zmroziła ją świadomość, że nic już niebędzie takie jak dawniej?Rozpaliła w piecu trzaskający ogień i usiadła przy nim z otwartymczerwonym pudełkiem na kolanach.Jeden po drugim spaliłarozdzierające pamiętniki Annabelle, listy i wszystkie zdjęcia,zachowując jedynie niewielki medalion z fotografią ciotki Hazel,której nigdy nie poznała.- Tak, masz rację.- W głosie Tess, uważnie przyglądającej siętwarzy przyjaciółki, brakowało przekonania, ale nie drążyła dalej.- Nazwała mnie  mamusią" - powiedziała Lily smutno.- Mamusią - powtórzyła Tess.- Myślała, że jesteś jej matką?- Tak sądzę.Lily zwróciła na nią spojrzenie.- To takie przykre.Współczuję ci.- Nie, wszystko w porządku.Mnie to wcale nie smuci.Annabellepragnęła, aby jej własna matka w końcu się nią zaopiekowała.Tonaprawdę w porządku.Nawet jeśli nie zdawała sobie z tego sprawy,była w stanie to odczuć.Mogła poczuć miłość i zadośćuczynienie.Tess nic nie odpowiedziała.Nie rozumiała.Nie mogła zrozumieć.Jej twarz, naznaczona współczuciem, wydawała się jakby starsza, niepewna.W końcu odwróciła wzrok.Słońce przebiło grubą warstwę porannych chmur i wdarło się przezokno, sięgając ich stolika i rozświetlając wszystko na swojej drodze.Lily pomyślała o wierszach i opowiadaniach, które napisała pośmierci Annabelle.Wiedziała, że włoży je do pustego czerwonegopudełka, by czekały na dzień, aż zostaną wydane albo znajdzie je ktośinny.Wybaczyła Annabelle.A Annabelle, w krótkim przebłysku jasnościpośród morza chaosu, wybaczyła własnej matce.Wszystko było tak,jak powinno być [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •