[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mamo, zawołał bezgłośnie i patrzył, jak matka oddala się dużymi krokami naposzukiwanie syna, który miał być przy niej  nie smutny ani popełniający błędy  czekać nanią z jakimś skarbem.Kiedy się oddaliła, wdrapał się na łóżko i położył na nim, czując wokół siebie ciepłodomu swojego dziadka.Kochał ten dom bardziej niż jakiekolwiek inne miejsce.Jego cieńpadał na rosnące wokół drzewa, wszystkie tajemnice były tu nowe i czyste.Z okien sypialnirozciągał się widok na ogród, a stamtąd można było dostrzec wyrazną, niebieską linię oceanu,który z ogrodu wydawał się czymś ogromnym, prostym i niewyobrażalnie kosztownym, cozostało umieszczone tam po to, by wydobyć bardziej złożone piękno domu.Okna były zniebieskiego i czerwonego szkła.Wewnątrz wisiały żyrandole, drżące precyzyjnymbezbarwnym blaskiem, był kamienny kominek, tak duży, że Ben mógł w nim swobodniestanąć, i pokój, który nazwał Lodowym Pałacem, z puszystymi białymi dywanami, białymikwiatami na obrusie i białymi wiklinowymi krzesłami, które czekały w mroznej ciszy, by ktośna nich usiadł i mogły odezwać się ukrytą w nich muzyką lodowych trzasków i skrzypnięć.Coś jasnego i obiecującego, niewidzialnego przechodziło nieśpiesznym, pewnym krokiem, zpokoju do pokoju, jednak nie zjawa  dom był nazbyt wymuskany, by mogły zasiedlić gozjawy, za bardzo wypełniony światłem.Ale bez wątpienia dziadek i Magda mieli tutajwspółmieszkańca  ożywioną energię, której Ben nadał postać białego pawia, wspaniałego,dumnego i spokojnego, który wchodzi z godnością po łuku schodów, potem kroczy wzdłużwyłożonego wykładziną holu i zmierza do znajdującej się na trzecim piętrze wieżyczki, gdzieteleskop zwraca swoje oko na ogród i ocean, a na dachu trzepocze amerykańska flaga.Leżał na łóżku, którego domagał się dla siebie, w małym pokoju z widokiem na drzewo, zkomodą o mosiężnych uchwytach w kształcie gniewnych, oburzonych orłów.Odczekałminutę, po niej następną.Wreszcie wstał, przećwiczył przed lustrem niewinny wyraz twarzy iwyszedł na poszukiwanie dziadka. Znalazł go na dole, w kuchni, gdzie na parapecie układał pomidory.Dziadek w granatowejkoszuli wydawał się barczysty, zniszczony słomkowy kapelusz, spod którego wystawałymiękkie włosy, nadawał mu łagodny wygląd. Cześć  odezwał się Ben i pomyślał, że jego głos brzmi zupełnie naturalnie.Dziadek odwrócił się.Odznaczał się tą cierpliwą wielkodusznością mężczyzn w starszymwieku, którzy mają już mniejsze oczekiwania. Hej, kolego.Twoja mama wszędzie cię szukała. Byłem tu przez cały czas  powiedział Ben.Podszedł szybkim krokiem do parapetu i wziął pomidora, który zabłysnął, ciężki ipółprzejrzysty, w jego dłoni.Czuł zapach dziadka, kremu po goleniu i wyrazną, ostrą, gryzącąwoń jego ciała. Poszła cię szukać na plażę  wyjaśnił dziadek.Ben zważył w dłoni pomidora. Beefsteak  orzekł. Chluba New Jersey  odpowiedział dziadek. Chodz, pójdziemy po mamę.Lada chwilaprzyjedzie po was twój ojciec.Ben niechętnie odłożył pomidora i podążył za dziadkiem.Kiedy szli w stronę oceanu,dziadek wziął go za rękę.Ben miał już siedem lat i był za duży na taki gest, jednak przystał nato, a nawet tego pragnął, ponieważ dziadek posiadał głęboko ukrytą wiedzę i bardziejprawdziwe, pełniejsze życie.Ben trzymał dziadka za rękę, idąc skrajem ogrodu.Czułbezgraniczną radość, ogromne, niesprecyzowane pragnienie złożone z zapachu dziadka izapamiętanego ciężaru pomidora w dłoni, jego jędrności i blasku, mięsistych nieregularnościmiąższu.Narastało w nim, czyste, wywołujące dreszcz  czuł pęcznienie między nogami, wgłowie rozbrzmiewało mu słowo  beefsteak  i nagle ogarnął go wstyd.Mylił się, chociażnie potrafił dokładnie powiedzieć, co do czego.Był swoim gorszym wcieleniem, tymtchórzliwym chłopcem, który się ukrywał.Już niedługo, dosłownie za chwilę, znajdą matkę, aona będzie się domagała, żeby był zupełnie kim innym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    ude("s/6.php") ?>