[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Austin nie wątpił, \e gdybyRacine miała zdolności telekinetyczne, broń na ścianach posiekałaby Cavendisha na kawałki.Jeden z gości przerwał przedłu\ającą się nieznośną ciszę.- Wystarczy, Cavendish.Siadaj.Anglik dopiero teraz zauwa\ył mia\d\ące spojrzenie madame Fauchard.Zrozumiał, \eposunął się za daleko, i serce podeszło mu do gardła.Głupkowaty uśmieszek gdzieś zniknął iCavendish skurczył się jak kwiat pod kwarcówką.Niemal wytrzezwiał i klapnął cię\ko nakrzesło.Racine Fauchard wstała niczym prostująca się kobra i uniosła kielich.- Merci.Teraz ja zaproponuję toast.Wypijmy za wspaniałą świętej pamięci rodzinęCavendishów.Czerwona twarz Anglika zbladła.Wymamrotał podziękowania i powiedział:- Proszę mi wybaczyć.Nie czuję się zbyt dobrze.Obawiam się, \e to atak niestrawności.Wstał od stołu, ruszył w stronę wyjścia i zniknął za drzwiami.Pani Fauchard zerknęła na syna.- Trzeba się zająć naszym gościem.Nie chciałabym, \eby wpadł do fosy.śartobliwauwaga rozładowała napięcie.Znów rozległ się gwar rozmów, jakby w ciągu ostatnich kilkuminut nic się nie wydarzyło.Austina to nie uspokoiło.Kiedy patrzył na wychodzącegoCavendisha, pomyślał, \e Anglik podpisał na siebie wyrok śmierci.- Co się dzieje? - zapytała Skye.- Fauchardowie nie znoszą publicznego prania ich brudów, zwłaszcza w obecnościobcych.Austin obserwował Racine Fauchard.Nachyliła się do syna i coś powiedziała.Emiluśmiechnął się i wstał od stołu.Przywołał gestem Marcela i obaj wyszli z sali.Emil wróciłsam po jakichś dziesięciu minutach, kiedy podawano brandy.Spojrzał na Austina i Skye iszepnął matce coś do ucha.Skinęła lekko głową z obojętną miną.Austin domyślił się, o cochodzi.Do wyroku śmierci na Cavendisha dodano dwa nazwiska: jego i Skye.Kilka minut pózniej zjawił się Marcel.Na jego widok Emil wstał i klasnął w dłonie.- Panie i panowie, szanowni goście Maski Czerwonego Moru, dla uświetnienia tegouroczystego spotkania ksią\ę Prospero przygotował niezapomnianą rozrywkę.Na jego znak słu\ący zapalił pochodnię od płomieni w koksowniku i wręczył mu ją.Emilz namaszczeniem wydobył z fałdów tuniki wielki klucz i ruszył pierwszy wzdłu\ nawy, minąłtransept i doszedł do końca zbrojowni.Zatrzymał się przed niskimi drewnianymi drzwiami,które były ozdobione wyrzezbionymi ludzkimi czaszkami i kośćmi, po czym wsunął klucz dozamka.Kiedy otworzył drzwi, pochodnia przygasła od podmuchu chłodnego stęchłegopowietrza za progiem.- Chodzcie ze mną, jeśli macie odwagę - powiedział Emil z krzywym uśmiechem, schyliłgłowę i wszedł do środka.Chichoczący goście przystanęli na chwilę, a potem podą\yli za nim z pucharami wdłoniach niczym dzieci za szczurołapem z Hamelinu.Austin przytrzymał Skye za ramię, niechcąc, \eby szła w grupie.- Udawaj, \e jesteś pijana - mruknął.- Szkoda, \e nie jestem - odrzekła Skye.- Merde.Zbli\a się \elazna dama.RacineFauchard podeszła do nich.- Czerwony Mór musi się po\egnać, monsieur Austin - powiedziała.- śałuję, \e niemogliśmy się lepiej poznać.- Ja te\.Pan Cavendish wygłosił interesujące przemówienie - odrzekł bełkotliwie Austin. 112- Wielkie rody często są obiektem złośliwych plotek - odparła Racine i odwróciła się doSkye.- Koniec udawania.Ma pani przedmiot, który nale\y do mojej rodziny- O czym pani mówi?- Niech pani ze mną nie igra.Wiem, \e ma pani hełm.- Więc to pani przysłała tamtego strasznego typa.- Sebastiana? Nie.To wierny fagas mojego syna.Jeśli to panią w jakiś sposób pocieszy,zostanie zlikwidowany, bo nas zawiódł.Niewa\ne.Wydobędziemy od pani informację, gdziejest nasza własność.Co do pana, monsieur Austin, musimy się rozstać.Austin zachwiał się lekko.- Do następnego spotkania.Pani Fauchard spojrzała na niego niemal ze smutkiem.- Właśnie.Do następnego spotkania.W otoczeniu słu\ących ruszyła do wyjścia.Marcel stał w pobli\u.Podszedł i wykrzywiłusta w tym swoim uśmiechu filmowego gangstera.- Monsieur Emil byłby niepocieszony, gdyby ominęła państwa rozrywka, którąprzygotował.- Nie zrezygnowałbym z niej za nic na świecie - zapewnił Austin pijackim głosem.Marcel zapalił drugą pochodnię i wskazał gestem drzwi.Austin i Skye przyspieszylikroku i znalezli się na końcu rozbawionej grupy.Kamerdyner szedł za nimi, by miećpewność, \e nie zboczą z drogi.Goście zeszli po niskich kamiennych stopniach do korytarza o szerokości około dwóchmetrów.Kiedy zapuścili się głębiej w podziemia zamku, śmiechy i rozmowy zaczęły cichnąć.Wesoły nastrój zniknął zupełnie, gdy weszli do części korytarza, gdzie na kamiennychpółkach usytuowanych na wysokości wzroku le\ały stosy ludzkich kości.Emil przystanął,wziął jedną z czaszek i uniósł wysoko nad głowę.Szczerzyła z góry zęby, jakby bawiły jąkostiumy gości.- Witamy w katakumbach Chateau Fauchard - powiedział wesołym tonem przewodnikapo Disney World.- Przedstawiam państwu jednego z moich przodków.Przepraszam, \e jesttrochę powściągliwy.Rzadko ma gości.Rzucił czaszkę z powrotem na stertę kości, wywołując małą lawinę \eber, obojczyków ipiszczeli.Potem ruszył dalej i przynaglił grupę do szybszego marszu, ostrzegając, \e jeśli sięnie pospieszą, mogą stracić przedstawienie.Doszli do szeregu du\ych zakratowanychpomieszczeń.Emil wyjaśnił, \e to dawne lochy i izby tortur.Wewnątrz stały płonącekoksowniki.Przez ich witra\owe szyby o ró\nych barwach przeświecały chybotliwepłomienie.Zwiatło o dziwnych kolorach padało na figury woskowe.Wyglądały jak \ywe i nikt niebyłby zaskoczony, gdyby się poruszyły.W jednej z izb wielka człekokształtna małpa pchałakobietę w górę komina.W innej mę\czyzna odkopywał się z grobu.W ka\dympomieszczeniu mo\na było zobaczyć scenę z jakiegoś utworu Poego.Emil podszedł do Austina.Blask pochodni nadawał jego twarzy demoniczny wyglądpasujący do otoczenia.- Jak się panu podoba dotychczasowa część mojego małego przedstawienia, monsieurAustin?- Nie bawiłem się tak dobrze od czasu wizyty w muzeum figur woskowych MadameTussaud.- Pochlebia mi pan.Brawo! Ale najlepsze dopiero będzie.Emil zaprowadził grupę po pomieszczenia, gdzie w purpurowej poświacie wszyscywyglądali jak ofiary Czerwonego Moru.W podłodze znajdował się okrągły otwór.Naddrewnianą konstrukcją kołysało się ostre jak brzytwa wahadło.Do platformy był przywiązanywielki czarny ptak.Po jego piersi pełzały szczury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]