[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Do kogo?- Gówno cię to obchodzi.Chcecie, \ebym współpracował, muszęskontaktować się z przeło\onym.Bzowski zmarszczył brwi.- Obawiam się, \e nie rozumiem.Chcesz dzwonić do ambasadyrosyjskiej i rozmawiać z rezydentem FSB? A mo\e do niemieckiej?- Chcę telefonu z kodowanym łączem!- Co ty kombinujesz? Z takiego aparatu mo\esz się dodzwonićtylko w ramach.- major zamilkł nagle, spojrzał na Wrońskiego.-Rozumiesz coś?Michał oblizał prędko wargi.- Chyba zaczyna do mnie docierać.Daj ten telefon.I ka\ jak naj-szybciej sprowadzić Aazarza.Trzeba będzie powa\nie z nim poga-dać.Zawiesiłeś go wtedy za zbyt długi jęzor, a on to na pewno zrobił46celowo.Tak samo jak teraz.- Pojedziesz po niego osobiście z Witkiem i Adamem.Tylkobądzcie ostro\ni.Coś mi się zdaje, \e nasz stary przyjaciel w ostat-nich czasach zmienił front.Albo pracuje dla wroga, albo, co gorsza,dla samego siebie.5Potworny krzyk ściągnął na piętro kierownika schroniska.Nawetnie wiedział, kiedy znalazł się na górze.Sprzątaczka stała w drzwiachpokoju numer dziewięć, zasłaniała oczy rękami, a z jej gardła wydo-bywał się ochrypły pisk.Kierownik odsunął kobietę, zajrzał do środ-ka.Od razu odwrócił się, z trudem powstrzymując mdłości.Zciana istolik były obryzgane krwią.Ciało z rozer\niętym szeroko gardłemspoczywało na podłodze, szkliste oczy były skierowane na wejście,ręka wyciągnięta daleko za głowę, jakby po coś sięgała.Kierownik złapał sprzątaczkę za ramiona, odsunął stanowczo, za-trzasnął drzwi.W samą porę, bo na korytarz wylegli zaniepokojenigoście.- Idziemy na dół, ale ju\ - warknął do przera\onej kobiety.-W kuchni dadzą ci mocnej herbaty z rumem.Albo samego rumu, jeślitrzeba.Skup się na chwilę.Muszę zamknąć pokój.Dr\ącą ręką podała pęk słu\bowych kluczy.Mę\czyzna ode-tchnął głęboko, pieczołowicie przekręcił zamek, dwa razy sprawdził,czy drzwi na pewno są zamknięte.Potem wziął sprzątaczkę pod ra-mię.- Co się stało? - padło nieuchronne pytanie zadane przez jakiegoś turystę.Ludzie wylegli z pokojów, ciekawie spoglądali na zamkniętedrzwi dziewiątki.Przez chwilę zastanawiał się, co właściwie powi-nien odpowiedzieć.- Popełniono przestępstwo - rzekł wreszcie.Odetchnął z ulgą.Pustka w głowie zniknęła, przypomniał sobie procedury obowiązują-47ce w podobnych okolicznościach.- Popełniono powa\ne przestęp-stwo.Proszę wrócić teraz do pokojów.Jestem zmuszony prosić, abynikt nie opuszczał schroniska przed przyjazdem policji.- Ale\ drogi panie! - zawołał oburzony mę\czyzna w średnimwieku.- Ja muszę zaraz wyruszyć do Karpacza, odebrać samochód zparkingu.Dzisiaj po południu mam wa\ne spotkanie we Wrocławiu!- Niestety - kierownik wzruszył ramionami - nic na to nie pora-dzę.Nie mo\e pan samowolnie wyjść z budynku.Taki jest regula-min, tak stanowią procedury.- To oburzające! Mam gdzieś wasze regulaminy!- Mo\e pan mieć gdzieś, ale narazi się pan na straszliwe kłopoty.- A co się właściwie stało? - Pytanie zadała kobieta z ręcznikiemowiniętym na mokrych włosach.- Mamy prawo wiedzieć chocia\tyle.- Tak - kierownik wahał się przez chwilę.- Nie wiem, czy powi-nienem, ale.No dobrze, skoro ma to pomóc utrzymać państwa namiejscu.Popełniono morderstwo - wyrzucił z siebie szybko, czującjak na wspomnienie koszmarnego widoku zaczynają nim targaćmdłości.Zostawił oniemiałych gości hotelowych, poprowadził sprzątaczkęna dół.Postanowił, \e zanim zadzwoni na policję, sam musi łyknąćsolidną porcję rumu.Inaczej wiadomość nie przejdzie mu przez gar-dło.Oszołomienie nieco minęło, coraz silniej odczuwał sensacjezwiązane z widokiem i zapachem krwi.Michał odetchnął głęboko, spojrzał na towarzyszących mu ludzi.Stali przed solidnymi drzwiami obitymi blachą.- Dzwiękoszczelne - mruknął Witek, odrywając słuchawkę apa-ratu od gładkiej powierzchni.- Wewnątrz są pewnie drugie.Ale sięesbek zabezpieczył.- Nie gadaj tylko do roboty - popędził Adam.48- Ostro\nie - przestrzegł Wroński.- Aazarz to król wśród wy-wiadowców.Witek pochylił się ku zamkowi, wło\ył w otwór patentowegozamka dziwny przyrząd - stalowy walec z licznymi wypustkami.Ostro\nie przekręcił przedmiot w obie strony.Cicho stuknęły zapad-ki.Po chwili wsunął drugie narzędzie w następny zamek.Tym razembyła to płaska blaszka.I teraz poszło gładko.Odsunął się.Ostro\nadłoń Michała powoli nacisnęła klamkę.Drzwi uchyliły się bezsze-lestnie.Zgodnie z przewidywaniami, za pancernym skrzydłem byłonastępne.Znów praca z zamkami, tym razem trzema.- Mam nadzieję, \e jest w środku - szepnął spocony Witek.Wy-prostował się, przeciągnął ramiona.- Inaczej cała ta robota.- Dość gadania, odsuń się! - Adam wyszarpnął pistolet, prze-pchnął się, gwałtownie otworzył drzwi.- Aazarz, jesteś aresztowany!- Nie! - zawołał w tej chwili Witek.- Uwaga!Na stoliku naprzeciwko wejścia Michał dostrzegł charaktery-styczny kształt, znany ze szkoleń.Poczuł mocne szarpnięcie, znalazłsię za załomem ściany.Adamowi nikt nie mógł ju\ pomóc.Potę\nywybuch wstrząsnął budynkiem.Wroński zamknął oczy, ale zbyt póz-no, by nie zobaczyć bryzgów krwi i czegoś okrągłego.Dopiero podłu\szej chwili dotarło doń, \e to głowa Adama.Potworna kula,odarta z włosów, posiekana odłamkami.Witek dr\ał na całym ciele.Michał odepchnął się od niego, otwo-rzył oczy.Pocięte \elazem, zmasakrowane ciało Adama le\ało podprzeciwległą ścianą.Bez głowy.Ta odtoczyła się kilka metrów wbok.Dłoń z pistoletem, jak na ironię, została w drzwiach.Urwana,le\ała na progu, a lufa była skierowana w stronę mieszkania.Michałz trudem powstrzymał mdłości.Mógł się pohamować tylko dziękitreningowi, który przygotował go na podobne okoliczności.I, rzeczjasna, grało tu rolę doświadczenie wyniesione z policyjnej praktyki.Nieraz widział zwłoki w ró\nym stanie, ale z taką rzeznią nie miałjeszcze do czynienia.Na korytarzu zaczęli pojawiać się ludzie.Jed-nak, pora\eni widokiem, w większości uciekali z powrotem domieszkań.Michał odetchnął głęboko kilka razy, zaraz jednak prze-stał, bo w nozdrza wdarł się słodkawy zapach krwi i nieprzyjemny,kwaśno-gorzki odór rozprutych wnętrzności.Obok Witek wymiotował.49Wroński widział to, ale ze zdumieniem stwierdził, \e nie dociera doniego odgłos torsji.W uszach miał tylko monotonny szum.Przełknąłślinę.Do świadomości przedarły się pierwsze dzwięki.- Proszę wrócić do domu! - powiedział do łysawego emeryta,który wyszedł na korytarz i nie zamierzał się schować.Własny głosbrzmiał obco, jakby dolatywał z pewnej odległości.- A pan kto, \eby mi rozkazywać?Michał błysnął legitymacją z policyjną blachą.Oczywiście doku-ment był równie prawdziwy, jak wypisany w nim stopień i jednostka.W pracy kontrwywiadowczej legenda goniła legendę, czasem trudnobyło się w tym połapać.Emeryt cofnął się, mamrocząc pod nosemcoś o chuliganach, bandytach i nieporadnych glinach.- W porządku? - Wroński poklepał Witka po plecach.Ten spoj-rzał dziwnie.Porucznik od razu zorientował się, o co chodzi - Wezoddech i przełknij
[ Pobierz całość w formacie PDF ]