[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Doprawdy?  rzucił Nicholas. Jeżeli w podróży spotkam gdzieś taki właśnie nos,postaram się utrwalić go dla pani w szkicowniku. : Czy chce pan przez to powiedzieć, że naprawdę wyrusza pan w podróż do Yorkshire w tęstraszną zimę, panie Nickleby?  zdziwiła się panna La Creevy. Słyszałam coś o tymwczoraj wieczorem. Tak! Naprawdę!  odpowiedział Nicholas. Człowiek wiele może, gdy musi, a mnie,widzi pani, wypędza w świat głód z biedą. Bardzo mnie to martwi.Cóż więcej mogę powiedzieć?  rzekła panna La Creevy.Martwi mnie zarówno ze względu na pańską matkę i siostrę, jak i na pana.Siostra jestprześliczną młodą damą, panie Nickleby, tym bardziej więc powinna mieć kogoś, kto by sięnią opiekował.Namówiłam ją na parę posiedzeń w mojej pracowni.Umieszczę jej miniaturkęw gablocie obok wejścia.Ach! Jakiż to będzie śliczny portrecik!Mówiąc to panna La Creevy ujęła w ręce wizerunek jakiejś twarzy, utrzymanej w tonie kościsłoniowej, poprzecinanej bardzo widoczną siatką błękitnych żyłek, i przyglądała się jej ztakim upodobaniem, że Nicholas odczuł prawdziwą zazdrość. Wiem, że jeśli Kate znajdzie się w potrzebie, pomoże jej pani  powiedział wyciągającrękę. Może pan być tego pewien  odparła poczciwa miniaturzystka. Niech pan Bógbłogosławi, panie Nickleby.%7łyczę panu wiele dobrego.Nicholas mało wiedział o świecie, ale starczyło mu doświadczenia na to, by domyślić się, żeniewinny pocałunek nie usposobi panny La Creevy mniej przychylnie do Kate i paniNickleby, które tu pozostaną.Pocałował ją więc kilkakrotnie ze swego rodzaju żartobliwągalanterią, a panna La Creevy nie zdradziła poważniejszych objawów niezadowolenia. Powiedziała tylko, poprawiając swój żółty stroik na głowie, że nigdy o niczym podobnym niesłyszała i nie przypuszczała nawet, że takie rzeczy w ogóle mogą się zdarzyć.Zakończywszy nieoczekiwaną rozmowę w tak pomyślny sposób, Nicholas co prędzejwymknął się z domu.Gdy znalazł człowieka, który zgodził się odnieść jego kuferek, byłazaledwie siódma, toteż szedł powoli, trochę wyprzedzając tragarza.Serce jego uciskał ciężar,jakiego pewno w połowie nawet nie odczuwał ten licho odziany człowiek, bez kamizelki,który sądząc z wyglądu musiał noc spędzić w stajni, śniadać zaś przy studni.Przyglądając się z niemałym "zaciekawieniem ożywionym przygotowaniom dorozpoczynającego się dnia, widocznym na każdej ulicy i w każdym prawie domu, Nicholas zbólem myślał, iż tylu ludzi wszelkich zawodów i stanów może w Londynie zarobić na życie,on zaś musi w tym celu wyruszać w daleką drogę.Pochłonięty takimi myślami znalazł sięwkrótce w gospodzie Pod Głową Saracena, w dzielnicy Snow Hill.Odprawił tragarza, oddałkuferek na stacji dyliżansów i wszedł do kawiarni rozglądając się za panem Squeersem.Zastał tego uczonego dżentelmena przy śniadaniu w towarzystwie trzech małych chłopców,których widział poprzedniego dnia, i dwu innych, złowionych widać szczęśliwym trafem jużpo zakończeniu wczorajszych pertraktacji.Wszyscy oni siedzieli rzędem naprzeciwprzełożonego, przed którym stał na stole niewielki dzbanuszek kawy, talerz z gorącymigrzankami i porcja zimnej wołowiny.W tej chwili jednak pedagog zajęty byłprzygotowywaniem śniadania dla malców. To ma być miarka mleka za dwa pensy? Co?  pytał służącego pan Squeers zaglądając dodużego niebieskiego dzbanka i przechylając go ostrożnie, żeby jak najdokładniej zmierzyćwzrokiem płynną zawartość. Tyle właśnie dają u nas za dwa pensy, proszę pana  odpowiedział służący. Mleko musi być wielką rzadkością w Londynie .zauważył pan Squeers zwestchnieniem. Dopełnij ten dzbanek letnią wodą, Williamie. Czy do pełna?  spytał ten ostatni. Mleko rozpłynie się jak nic! Niech cię o to głowa nie boli  odpowiedział pan Squeers. Dobrze mu tak, jeśli jesttakie drogie! Czy zamówiłeś już te trzy porcje chleba z masłem? Zaraz podaję, proszę pana. Nie przemęczaj się aby  mówił pedagog. Mamy jeszcze mnóstwo czasu.Zwalczajcieswe namiętności, chłopcy! Nie bądzcie tacy skorzy do jadła!Wygłaszając tę naukę pan Squeers ugryzł potężny kęs zimnej wołowiny i w tej samej chwilispostrzegł Nicholasa. Proszę siadać, panie Nickleby  powiedział. Jak pan widzi, jemy właśnie śniadanko. Nicholas nie zauważył, żeby ktoś jadł śniadanko poza samym panem Squeersem, ale znależytym szacunkiem złożył mu ukłon, siląc się przy tym na zachowanie pogodnego oblicza. Oto mamy już mleko z wodą!  ucieszył się Squeers. Doskonale! Nie zapomnij, Williamie, podać zaraz ten chleb z masłem!Ponowna wzmianka o chlebie z masłem zainteresowała piątkę chłopców.Wszyscyskwapliwie podnieśli głowy i odprowadzali wzrokiem służącego, a pan Squeers próbowałtymczasem mleka z wodą. Ach!. westchnął pedagog, smakowicie mlaskając wargami. Delicje.Pomyślcietylko, chłopcy, jak wielu nędzarzy czy bezdomnych sierot uszczęśliwiłby taki napój.Głód tostraszna rzecz! Prawda, panie Nickleby? Istotnie, straszna, proszę pana  odrzekł Nicholas. Kiedy powiem  raz"  ciągnął pedagog stawiając dzbanek przed dziećmi  chłopiec zlewej strony, ten najbliżej okna.może zacząć pić.Jak powiem  dwa"  następny wezmiedzbanek.I tak dalej, póki nie dojdziemy do  pięciu", a więc do ostatniego chłopca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •