X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Elegancko zakłada nogę na nogę.Ma na sobie śliczne buty z zielonej skóry, na koturnach. Jak się masz?  pyta grzecznościowo.Bel odpowiada tak, jak ją wyuczono jeszcze we wczesnym dzieciństwie.Przykleja na ustapromienny uśmiech i mówi: Dziękuję, bardzo dobrze.A ty?Mówiła tak do każdego, kto zadawał jej to pytanie od dnia morderstwa.Lucinda jest pierwsząosobą, jaka odwiedziła ją po procesie  a w każdym razie pierwszą, którą Bel zna osobiście. No cóż, miło mi to słyszeć  mówi Lucinda. Cieszę się, że przynajmniej ty masz się dobrze.Oczy Bel wypełniają się łzami.Lucinda się krzywi. Och, przestań się mazać jak dziecko  rzuca.Bel zwiesza głowę i stara się opanować.Matka nigdy nie lubiła okazywania uczuć, w każdym raziez jej strony. Jak się czuje reszta rodziny?  pyta wreszcie Bel. A jak myślisz?  odpowiada Lucinda. Ja nie&  bąka Bel. Michael omal się ze mną nie rozwiódł  mówi Lucinda. Dzięki Bogu, zmienił zdanie.No bowiesz, on rozumie, że nie można mnie winić za to, co zrobiłaś. Przepraszam  mówi Bel pokornie.Spogląda na wytarte brzegi rękawów swetra, zastanawia się,jak długo jeszcze potrwa ta wizyta. W każdym razie przyszłam ci powiedzieć, że wyjeżdżamy  mówi Lucinda po chwili milczenia.Do Singapuru.Bel nie odpowiada.Jest dla niej jasne, że już po wszystkim, że tam na zewnątrz, dom jest zamkniętyna cztery spusty, a rodzina zwiała.Nikt nie wysilał się, by ukrywać przed nią relacje prasowe, więcwidziała okna zabite deskami, stalowe kraty na drzwiach, a także pogorzelisko po chlewni Broadwater.Walkerów przeniesiono do innego domu, zmieniono im nazwiska, młodsze dzieci zabrano do ośrodka opiekuńczo-wychowawczego, starsze się rozpierzchły.Co do rodziny Bel& cóż, pomoc ze strony rządujest mniejsza, jeśli się ma konta bankowe.Również mniej się wtedy wtrącają. Bank go przeniósł  ciągnie Lucinda. Naprawdę miło z ich strony.Zresztą, jest dobry w tym, corobi.No i jest lubiany, choć nie sądzę, byś to doceniała.W każdym razie tak właśnie jest.Zmiemtwierdzić, że już tu nie wrócimy.Dzięki tobie jesteśmy skazani na życie Cyganów.Pomyślałam, że ci otym powiem.Powiadomię cię. Dobrze  odpowiada biernie Bel.W jakimś sensie czuje ulgę, mając mniej mgliste pojęcie, czego spodziewać się po przyszłości.Niebędą o nią walczyć.Jest zdana tylko na siebie. No dobrze.Lucinda zaczyna grzebać w torebce.Bel przychodzi do głowy oszałamiająca myśl, że może matkama dla niej prezent.Jakąś pamiątkę na nadchodzące lata, symboliczny drobiazg, który przypomni jej, żekiedyś rzeczywiście miała rodzinę.Włosy matki, zazwyczaj nieskazitelne, są potargane, związane wkucyk, pomiędzy blond pasemkami uwidaczniają się odrosty.W ciągu ostatnich sześciu miesięcy, kiedyBel jej nie widziała, zrobiły jej się zmarszczki wokół ust.To przeze mnie, myśli Bel.To wszystko mojawina.Lucinda znajduje to, czego szukała, wyjmuje chusteczkę, haftowaną, z jej inicjałem w rogu.Delikatnie wydmuchuje nos, ściąga wielkie okulary przeciwsłoneczne ze stanowiska na czubku głowy izasłania nimi oczy. Przynajmniej twoja siostra zyska jakąś szansę na normalne życie  mówi Lucinda. Ludzie niebędą wiedzieli.Gapili się na nią.Zastanawiali. Tak  przyznaje Bel. Jak mogłaś to zrobić, Annabel?  pyta. Nie wiem.To nie było zamierzone.Nie chciałyśmy& to się samo stało& Och, na litość boską. Lucinda zbywa zbrodnię, jakby chodziło o jakąś głupią plotkę, aktwandalizmu, bójkę na boisku szkolnym. Nie to.Rany boskie, chodzi mi o te kłamstwa.Wszystkie tekłamstwa o Michaelu. To nie były kłamstwa  odpowiada Bel wyzywająco. Mówiłam ci.Mówiłam ci, ale nie chciałaśmi uwierzyć.To nie były żadne kłamstwa.Matka nie chce tego słuchać.Nigdy nie chciała słyszeć, ani o piwnicy, ani o stajniach, ani póznychnocnych wizytach, kiedy Lucinda była pogrążona w głębokim śnie po zażyciu valium. Próbowałam ci o tym powiedzieć, mamusiu  mówi Bel. Ale nie chciałaś słuchać.I teraz też nie zamierza tego robić. Och, na litość boską.Przecież zapłacił za twojego adwokata.Jak mogłaś zrobić mu coś takiego? Mamusiu&  próbuje raz jeszcze. Och, zamknij się.Chciałam ci tylko powiedzieć to wszystko.Co o tobie myślę.Ten mężczyznawychowywał cię od maleńkości.Przyjął cię z dobroci serca.Dał nam wszystko.Nie mogę uwierzyć, żetak nam się odpłaciłaś.Jak możesz być taka, Annabel?Ty mnie tego nauczyłaś, myśli.Nauczyłam się, że kłamanie daje mi największe szanse.Gapi się namatkę i kręci głową.Nie ma jej nic do powiedzenia.A w każdym razie nic, co by do niej dotarło.Siedząca w rogu strażniczka znacząco przewraca stronę  Woman s Own.Lucinda zerka na nią, apotem żwawo wstaje. Skończyłam  oświadcza. Jestem gotowa do wyjścia.Kobieta powoli odkłada czasopismo i zaczyna wyciągać pęk kluczy z kieszeni granatowych spodni.Twarz ma nieprzeniknioną: to mina człowieka, który zachowuje w pamięci każdy szczegół, by mócpózniej rozłożyć wszystko na czynniki pierwsze.Lucinda odwraca się do Bel, rzuca jej znaczącespojrzenie.  Dobry Boże  mówi. Zawsze byłaś kłamczuchą.Od chwili kiedy zaczęłaś mówić.Odwraca się na pięcie tych swoich eleganckich zielonych butów i maszeruje w kierunku drzwi.Strażniczka wskazuje na krzesło Bel. Zostań  poleca.Zatrzaskują się za nimi drzwi.� � �Papieros w wilgotnym morskim powietrzu jest wyjątkowo rozkoszny w smaku.Amber opiera się ościanę stacyjki i napawa każdym ostatnim machem.Czeka, aż światełka na przedzie mola całkiemzbledną, a Martin wyda ostatnie westchnienie i się podda.Nie żyje, myśli Amber.A Jade jest bezpieczna.Nikt już nic nie powie, nikt nic nie widział.Wyjmuje telefon i wybiera numer 999.Patrzy na rozmyte słońce, które wyskoczyło nad horyzont,wyciąga ostatniego papierosa, mnie paczkę i wkłada ją do kieszeni. Dzień dobry  mówi, gdy dystrybutor odbiera. Potrzebuję pomocy.Chyba kogoś zabiłam.Przypala sobie ostatniego papierosa, siada, opada na oparcie ławki i czeka. EPILOGMatka Jima kładzie się spać, a oni zmywają.Od ostatniej wizyty wyraznie się postarzała i wyglądana to, że przekazanie komuś prac domowych sprawia jej ulgę, chociaż należy do tych staroświeckichkobiet, dla których pózne wstawanie, publiczne okazywanie uczuć i zostawianie niepozmywanych naczyńw zlewie to może nie śmiertelne, ale jednak grzechy.Za dwa lata stuknie jej osiemdziesiątka, myśli Jim.Ciekawe, jak długo będzie w stanie radzić sobie sama w tym domu.Może powinniśmy porozmawiać znią o jej planach, zanim będzie zbyt słaba, by je robić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi uЕјytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    PamiД™taj, Ејe dbamy o TwojД… prywatnoЕ›Д‡. Nie zwiД™kszamy zakresu naszych uprawnieЕ„ bez Twojej zgody. Zadbamy rГіwnieЕј o bezpieczeЕ„stwo Twoich danych. WyraЕјonД… zgodД™ moЕјesz cofnД…Д‡ w kaЕјdej chwili.

     Tak, zgadzam siД™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerГіw w celu dopasowania treЕ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaЕ‚em(am) PolitykД™ prywatnoЕ›ci. Rozumiem jД… i akceptujД™.

     Tak, zgadzam siД™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerГіw w celu personalizowania wyЕ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treЕ›ci marketingowych. PrzeczytaЕ‚em(am) PolitykД™ prywatnoЕ›ci. Rozumiem jД… i akceptujД™.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.