[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nakazuję ci to.Jeślipodpiszesz i nie usłuchasz, dołączysz do więzniów wiezionych do lasówRamseya, gdzie czekają na nich mieszkające tam dwu- i czworonożne be-stie.Członkowie Kompanii nie zginą na skutek tropikalnych chorób.Jed-nak zapewniam cię, że niektórzy zginą od strzał i toporków.Albo w jeszczegorszy sposób.Duncan uznał, że najbezpieczniej będzie znów wrócić do kwestii zmar-łego.- Zatem sprawiedliwość w Ameryce to prywatna sprawa.Walczył z pokusą przyjacielskiego uściśnięcia dłoni zmarłego.Po śmier-ci profesor stał się częścią przeznaczenia Duncana w większym stopniu niżza życia.- Naprawdę znalazłeś człowieka do wszystkiego - zauważył z chłodnymrozbawieniem Woolford.- Lekarza.%7łeglarza, sądząc po obyciu z olinowa-niem.Guwernera.A teraz prawnika.- Podczas tego rejsu - chłodno odparł Arnold - miałem zaszczyt pełnićrolę pełnomocnika lorda Ramseya.Każdy członek Kompanii podpisał jejstatut, zgadzając się poddać jego władzy sądowniczej.- Mnie dano wybór między podpisaniem cyrografu a powrotem dowięzienia.Nie pokazano mi żadnego statutu.- Kiedy uzyskamy właściwą odpowiedz - ciągnął Arnold, ignorując pro-test Duncana - lord Ramsey oficjalnie zamknie sprawę.Przekonasz się, żenie unika trudnych decyzji.Duncan nie wiedział, co bardziej go boli - grozba Arnolda, że dołączy do61 więzniów przewożonych na Jamajkę, czy przypomnienie, że aby odzyskaćwolność, musi zostać pieskiem arystokratów, którymi tak gardził.Kiedy opuścili ładownię, Woolford skinął na Listera, żeby wrócił tam izamknął wieko trumny.Stary Szkot poruszał się sztywno i przechodząc,tylko lekko skinął głową Duncanowi.Ten przystanął, wyczuwając jakąśzmianę w zachowaniu starego marynarza.Patrzył, jak Lister w milczeniuznów kładzie monety na powiekach Everinga, po czym bierze leżący nanajbliższej skrzyni młotek i zaczyna ponownie przybijać wieko trumny.Pięć minut pózniej byli z powrotem na więziennym pokładzie.Duncanw milczeniu podpisał umowę, po czym patrzył, jak Woolford poświadcza jąswoim podpisem, a Arnold zwija dokument w rulon.- Ten strój - niecierpliwie rzekł duchowny, wskazując na Duncana - na-leży do rodziny Ramseyów.Nie chcemy, żeby pobrudził się w celi.Możeszzachować bieliznę i buty.Duncan spojrzał na niego ze zdumieniem, ale powstrzymał słowa prote-stu, słysząc kolejny jęk udręki w jednej z cel.Powoli zaczął rozpinać kami-zelkę.Arnold bez pożegnania wspiął się po drabince, przewiesiwszy przez ra-mię starannie złożoną kamizelkę, a umowę trzymając pod pachą.Woolfordwestchnął i zgasił latarnię.Miał już wspiąć się w ślad za nim, ale zawahałsię.- Mógłbym znalezć jakiś koc - zaproponował.Duncan bardzo się starał znienawidzić oficera, lecz teraz w jego głosieusłyszał przepraszające nutki.- Nie potrzebuję od ciebie niczego prócz odpowiedzi.Czy Lister jestchory?Poszarpana blizna na policzku Woolforda zbielała, gdy zacisnął zęby.- Kiedy więzień ucieka, ktoś musi otrzymać chłostę.Duncan na moment zamknął oczy.Jako dozorca, który przyprowadziłzbiegłego Duncana, to Lister powinien przywiązać go do masztu i wymie-rzyć chłostę.- Lister jednak oznajmił, że twoje zniknięcie było jego winą, gdyż ze-zwolił ci zostać jeszcze chwilkę na pokładzie po śniadaniu i zapomniał otobie, tak więc wcale nie uciekłeś.- To kłamstwo! - jęknął Duncan.- Mój Boże! Gniew kapitana.62 - Lister został wychłostany za ciebie.Te słowa zapiekły Duncana jak rozżarzone żelazo.Woolford uniósł la-tarnię i przyjrzał się jego twarzy.- Kapitan osobiście wymierzył karę.Czterdzieści uderzeń.Zachowywałsię tak, jakby pozbawiono go ogromnej przyjemności.Lister przegryzł trzykawałki drewna, które włożyli mu w zęby, ale nawet nie krzyknął.Duncan poczuł, że krew odpływa mu z twarzy.Oparł się o ścianę.Wątpiłw słowa Listera, kwestionując znaczenie, jakie dla starego Szkota miałaprzysięga wierności wiążąca go z Duncanem i jego klanem.Dlatego Listerdowiódł mu jej znaczenia.Kruchą ciszę przerwał odgłos kroków.W cieniu pod drabiną pojawił sięCameron, wysoki i silny jak muł dozorca, trzymający w ręku wiadro z roją-cymi się od robaków sucharami.Wydawało się, że Woolford chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się nawidok nadzorcy.- Nic jej nie jest? - spytał go Duncan.Oficer zdawał się przez chwilę szukać właściwej odpowiedzi.- %7łyje.Nie wiem, czy to, co uczyniłeś, było aktem niewiarygodnej od-wagi czy niewiarygodnej głupoty.- Byłem pewny, że zginęła.- Po raz pierwszy podczas tego rejsu zostawiono ją samą.Wszyscy my-śleli, że zasnęła.Woolford wskazał mu drzwi celi.- Kim ona jest?To pytanie wywołało błysk w oku Woolforda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •