[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo przekroczonejdawno pięćdziesiątki i sporej tuszy wciąż była atrakcyjną ko-bietą.Piękny biust lubiła podkreślać odpowiednio wykrojonymdekoltem, który zazwyczaj ozdabiał jakiś elegancki wisior lubapaszka.Nie miała wielu zmarszczek.Jej oczy nieustannie sięśmiały, bo też Constance była niezwykle pogodną osobą.Csarwiedział, że przepada za starymi komediami kryminalnymi ijest wielką admiratorką czarnego humoru.Czasami obdaro-wywał ją jakąś książkę wypatrzoną w antykwariacie, czym zy-skiwał sobie jej przychylność.- Chcesz powiedzieć, że ktoś ci podrzucił dowód zbrodnii dlatego nie możesz go przekazać do badań oficjalną drogą? -spytała zaraz na wstępie, mrużąc zalotnie zielone oczy.243 - Coś w tym rodzaju, najdroższa - odparł Csar i przy-siadł na blacie jej biurka.Spoglądał teraz na Constance z góry.Na przedziałku widać było już pojedyncze siwe włosy, co goodrobinę rozczuliło.Miał nieodpartą chęć pochylić się i poca-łować ją w czubek głowy, ale nie zrobił tego.Constance uniosłatorebkę z nożem na wysokość oczu, przyglądając się jej z uwa-gą.- Wiesz, że procedura surowo tego zabrania? - zapytała,nie odrywając wzroku od zakrwawionego noża.- W przeciwnym razie nie przychodziłbym z tym do cie-bie.- Jeśli ktoś mnie nakryje, mogę ponieść nieprzyjemnekonsekwencje.- Spojrzała na niego z powagą.- Zawsze możesz powiedzieć, że ktoś ci go podrzucił, aciebie zżerała po prostu babska ciekawość, czy to nie krew Vin-centa - szepnął jej do ucha Csar.Constance podniosła brwi.Csar natychmiast spuścił oczy zminą niewiniątka.- Mogę też powiedzieć, że znalazłam go w twoim koszuna śmieci i nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby się dowiedzieć,co inspektor Csar Bresson jada na śniadanie.Csar uśmiechnął się szeroko.Czuł, że jest w domu.- Twoja inteligencja nie ma sobie równych.Strasznie siętutaj marnujesz.- Rozejrzał się po laboratorium i pokiwałgłową.- Może uda ci się ustalić DNA.Jak sądzisz?- Co u Joan? Jak znosi ciążę? - Constance wrzuciła to-rebkę z nożem do szuflady biurka i zamknęła ją na kluczyk.- Zwietnie - odparł wymijająco.Był to ostatni temat, naktóry chciał rozmawiać.- Nadal pracuje? - Constance nie dawała się tak łatwozbyć.244 - Na razie tak.- Csar, spójrz na mnie, dziecino.- poprosiła łagodnie.Westchnął.Tego się właśnie obawiał.Constance zawsze jakimśsposobem świetnie odgadywała jego nastroje.Kobieca intuicja,a może szósty zmysł? Tak czy inaczej, trudno było cokolwiekprzed nią ukryć.Pod tym względem była gorsza nawet od jegomatki.Csar popatrzył jej prosto w oczy, a ona od razu odga-dła, że coś go gryzie.Ujęła jego zdrową rękę i przytrzymała jąobiema dłońmi.Były miękkie i ciepłe.- Powiesz mi, co się dzieje?- Nie wiem, o czym mówisz - bąknął słabym głosem.Nicinnego nie przyszło mu do głowy, a za żadne skarby nie zamie-rzał powiedzieć jej prawdy.- Słuchaj, mały, znamy się nie od dziś, tak czy nie? -Uśmiech zgasł na jej twarzy.- Tak.- Teraz był to już tylko cichy jęk.- No właśnie.- Constance pokiwała głową.- Widzę, żecoś cię gnębi.Jesteś jakiś nieswój.To dziwne skaleczenie.Nóż.Co to za tajemnice? - Csar nie odpowiedział.- Z Joanwszystko w porządku? Pokłóciliście się?- Naprawdę wszystko jest okej - odparł, odwracającwzrok.- Po prostu mam strasznie dużo pracy.- Masz kogoś, tak? - zapytała cicho.Csar poczuł, żeciarki przechodzą mu po plecach.- Tylko nie próbuj kłamać.Od jak dawna? Czy Joan już wie? - Potarła dłonią czoło.- Więckiedy zamierzasz jej powiedzieć?Csar milczał.Wysunął delikatnie rękę z dłoni Constance iwłożył ją do kieszeni.Nadal nie mógł spojrzeć jej w oczy.- Będziesz tak pogrywał na dwa fronty? Podwójne życiekomisarza Bressona.Csar! Na litość boską.Nie poznaję cię.245 - To nie takie proste! - warknął i podniósł się z biurka.Zaczął chodzić po laboratorium tam i z powrotem, żeby zebraćmyśli.- Oczywiście.Takie sprawy zawsze są trudne.Samikomplikujemy sobie życie.Czasem jednak trzeba podjąć jakąśdecyzję.Nie można przez całe życie uciekać przed dorosłością ibawić się w Piotrusia Pana.- Nie mów tak! - wybuchnął, nie mogąc dłużej po-wstrzymać irytacji.- Nie chciałem tego.Staram się postępowaćtak, żeby nikogo nie skrzywdzić.- Pobożne życzenia.- Constance pokręciła głową.- Obo-jętnie, co teraz zrobisz, zawsze ktoś będzie się czuł pokrzyw-dzony.Powinieneś raczej zastanowić się nad przyszłością.Twoją, twojego dziecka.W całej tej historii osoba twojej żonyi kochanki to sprawa drugorzędna.- Nie chcę tego słuchać.- Ale nabroić potrafiłeś.- Constance, jesteś niesprawiedliwa! - niemal krzyknął.-Nie wiesz wszystkiego i.wyciągasz błędne wnioski.- To mi opowiedz.No, słucham!- Nie mam teraz czasu.- Csar.Nigdy nie ma na to odpowiedniego momentu.Albo zrobisz to teraz i nadal będziemy przyjaciółmi, albo.- Przecież to szantaż.Grasz nie fair.W przyjazni tak sięnie postępuje.- Uśmiechnął się lekko, mając nadzieję na zła-godzenie sytuacji.- A jak się postępuje w przyjazni? Czy okłamuje się przy-jaciela? Ważny jest tylko wtedy, gdy jest nam do czegoś po-trzebny.? - Constance zawiesiła głos.246 Csar poczuł, że twarz płonie mu ze wstydu.Czuł się jakzbity pies.Słowa Constance bardzo go zabolały, ale dobrzewiedział, że jest jego prawdziwą przyjaciółką i ma cholernąrację.Gdzie byłeś tak długo? - Marie spojrzała na niego z wyrzutem.- Stęskniłaś się? - Puścił do niej oko i w tej samej chwiliuzmysłowił sobie, że palnął gafę.- Od godziny jest tutaj Jessica Artonso - odparła z wy-rzutem.- Zapomniałeś?- Miałem coś ważnego do załatwienia - powiedział wy-mijająco.- Jak zawsze - westchnęła.Widać było wyraznie, że niezadowoliło jej mętne wyjaśnienie Csara.- Co z Jessicą? - zapytał szybko, żeby zmienić temat.- Zaprowadziłam ją do Stphane'a.Chwilę z nimi posie-działam, ale mam wrażenie, że złapali dobry kontakt, więczostawiłam ich samych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •