[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możejednak również on obawiał się tego samego, co pozostali.Pośród białych strzępów mgły nieco bliżej brzegu dostrzegli związanego więzniaw skurczonej pozycji.Jego czoło leżało na podciągniętych kolanach, a przywiązane dogrubego konara ręce zwisały bezwładnie.Szkutnik Berse podszedł do niego, a pozostali rozeszli się po łące.- Tutaj są! - zawołał Harald.- Eilhardzie, tutaj są twoi synowie!Niemal równocześnie usłyszeli, jak Berse wydaje niewyrazny okrzyk zdumienia.Chwycił więznia za włosy i pociągnął mu głowę do tyłu.- To Jared! Och, na wszystkich bogów.Na łące zrobiło się zamieszanie.Wszyscy biegali bezładnie jak mrówki, gdy ktośwetknie kij w mrowisko.Eilhard, Siward i większość pozostałych pospieszyło domiejsca, gdzie kowal klęczał w mokrej trawie.Leżeli tam synowie Eilharda spokojnieobok siebie, z rękami złożonymi na piersiach.Ich ojciec wstrzymał oddech inajstarszemu synowi położył dłoń na sercu.Po czym, mrużąc oczy, podniósł głowę.- %7łyje.Och, Thorbjornie.- Haldir też - oznajmił Haflad jeszcze spokojniej.- Moim zdaniem są tylko spicijak bele.- Ale na szczęście nikt o twoje zdanie nie pyta! - przerwał mu Siward.- Idz lepiejsprowadzić swoją matkę, durny wole!Haflad rzucił mu pełne urazy spojrzenie, ale odwrócił się i pobiegł do szałasuBrygidy.Przez ten czas Osmund i Candamir, nachyleni nad Jaredem, uwolnili go zniezasłużonych więzów.Oko miał podbite i rozciętą wargę - Osmund domyślił się, żekuzyn znowu poczuł na sobie ojcowską pięść.Położył Jaredowi przyjazną dłoń naramieniu.- Co się stało? Jared poruszył zdrętwiałym ciałem i przejechał językiem po zębach.- On.Ja.- Strząsnął dłoń z ramienia, wstał i spojrzał Osmundowi prosto woczy.- Nie ma go.I to moja wina.Sprowadz pozostałych, Osmundzie.Zrozumiem, jeślikażecie mi zamiast niego połknąć żmiję.Ale skoro tak ma być, to nie chcę czekać.Osmund kiwnął głową i spojrzał na Candamira.- Sprowadzisz ich?- Oczywiście.Chwilę trwało, zanim ludzie ruszyli w kierunku brzegu.Stali bezradnie wokółThorbjorna i Haldira, z przerażeniem patrzyli na śpiących, i dopiero, gdy przyszłaBrygida i oznajmiła, że dzielnym strażnikom nic nie będzie, poszli za Candamirem iotoczyli kręgiem Jareda.Znużony młodzieniec podniósł głowę i nie zdziwiło go, że spotyka spojrzeniawrogie i podejrzliwe.- Posłał po mnie - zaczął swoją spowiedz.- Zażądał, żebym albo go uwolnił, alboprzynajmniej oszczędził mu żmijowej śmierci i zabił go. Zrób jedno z dwojga, Jaredzie,ale zrób to - powiedział.Pomyślałem, że moim obowiązkiem jest posłuchać go tenostatni raz.- Jest wyrok thingu - rozzłoszczony Siward wpadł mu w słowo.Jared przytaknął.- Ale bądz szczery, Siwardzie.Ciebie też to przerażało.A nie był to twój ojciec.Siwardowi najwidoczniej nie było łatwo znalezć stosowną odpowiedz.- Mów dalej, kuzynie - zachęcił go Osmund.Jared oddychał szybko.- Wyjąłem sztylet, nie wiedząc jeszcze, co zrobię.Zanim cokolwiekpostanowiłem, rzucił się na mnie mój brat.On.Miał w ręce kamień i powalił mnie nimna ziemię.- Ten fakt wstrząsnął nim bardziej niż wszystko inne: Lars naprawdę byłgotowy go zabić.Własnego brata.Chłopak wziął się jednak szybko w garść i podjąłopowieść:- Najwidoczniej wszystko sobie dokładnie zaplanował.Kiedy odzyskałemprzytomność, przywiązywali mnie zamiast ojca.Opowiadali, że już godzinę wcześniejirlandzka niewolnica ojca poszła z kuflem do Haldira i Thorbjorna.Powiedziała im, żechciała przynieść mojemu ojcu miodu, ale odmówił, może, więc oni.Upiła ich, nie budząc podejrzeń.Candamirowi zaświtało.- Zioło lulka? - zapytał.Jared przytaknął.- Rośnie tutaj, tak samo jak na Zimnych Wyspach, prawda? Tak, wmieszali ziołolulka i szybko obaj strażnicy zapadli w zatruty sen.- Dlaczego.Dlaczego, do licha, irlandzka niewolnica pomogła twojemu ojcu? -przerwał Candamir zdumiony.- Nie chce mi się wierzyć, że był dla niej łaskawy idobrotliwy- Nie, nie był.Zrobiła to jednak, bo.Jest od niego zależna.Tak samo jak Lars.-Jared pomilczał przez chwilę, po czym spojrzał na kuzyna i bezradnie wzruszyłramionami.- Oni wszyscy z nim poszli, Osmundzie.Wszyscy Lars, Gunnar, Leif, Einar,a także Sigrun i Thorhild.Całe moje rodzeństwo z wyjątkiem Oty.Ota ma dopierojedenaście lat, ale.Zna go.Dawno już go przejrzała.Wcześniej niż ja.- Poszli z nim? - przerwał zdenerwowany Siward.- Dokąd? Jared uśmiechnął sięz wysiłkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •