[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Martwiłam się o nią.Natomiast między nami, o dziwo,było coraz lepiej.Może nie doskonale, ale dobrze.Pewnego dniawbiegła do domu uradowana.- Znalazłaś nową miłość? - zapytałam.- Oj, mamo, daj spokój.Nie samym facetem żyje człowiek.„Dobrzesię zapowiada" - pomyślałam i zapytałam:- To czemu jesteś taka wesoła?- Bo znalazłam pracę.- Pracę? Jak to? A szkoła?- Mamo, wyluzuj.Będę wolontariuszką w schronisku dla zwierząt.Oczywiście, jeśli podpiszesz zgodę.To nie będzie kolidowało zeszkołą.Ta praca jest w weekendy.Nie mogłam w to uwierzyć.- Halo? Ziemia do mamy.No i co ty na to?- Super!- Czyli zgadzasz się?- Oczywiście.Byłam naprawdę dumna z mojej córki.- Wiesz, ile tam jest nieszczęśliwych zwierząt? - mówiła szczerzeprzejęta.- Ile złamanych psich i kocich serc? Ile nieszczęść malującychsię w wielkich ślepiach? Od trzech dni jest z nami Dona.Ma dziesięćlat.Śliczna, zadbana labradorka.Jej pani zmarła miesiąc temu, a potrzech tygodniach zmarł też mąż tej kobiety.Pies został sam.Starychdrzew się nie przesa-dza.- Westchnęła.- Każdego dnia jest jej coraz mniej.Niknie woczach, a przecież ma zapewnioną opiekę i jedzenie.To z tęsknoty.Zimą psiaki trzęsą się w swoich budach.Kierowniczka opowiadała mi,że któregoś dnia właściciel przyniósł suczkę z rozległymiodmrożeniami.„Co jej jest?" - zapytał zdziwiony.Kobieta niewytrzymała i odparła: „Wejdź do budy, posiedź sobie tam kilkagodzin, a zobaczysz".Był mroźny dzień, temperatura na zewnątrzspadła poniżej dwudziestu stopni.A ten pan trzymał swoją suczkę wbudzie, gdzie przez szpary wpadał lodowaty wiatr.Nawet koca tam niebyło.Zwykłe klepisko.- To smutne, co mówisz.Ile w ludziach jest bezmyślności.-To prawda.Latem plaże się zapełniają.Właściciele psów wylegująsię na złotym piasku, szukają schronienia w cieniu drzew lub chłodząsię w morzu, zapominając o swoich czworonogach, które zamykają wsamochodzie.Udar murowany.A wiesz, co jest najgorsze? Że pies jestjedynym stworzeniem na świecie, które kocha bardziej swojego pananiż siebie.- Musi być ci ciężko patrzeć na te wszystkie skrzywdzone zwierzęta,które spoglądają na ciebie zza krat.- Tak.Mają taki błagalny wzrok, jakby chciały mi powiedzieć:„Przygarnij mnie, daj mi dom".Chciałabym, ale to niemożliwe.Dlatego cieszę się, że mogę pomóc.Pogłaskać, przytulić, wycze-saćsierść.Nakarmić.-Julka.- Co?- Czy mówiłam ci już, że jesteś wspaniałą kobietą i masz dobreserduszko?- Mówiłaś, ale możesz ciągle mi to powtarzać.Rozdział 11S e r ce na tr a mp o l i n i eSpacerowałyśmy z Małgosią po molo.Na dworze było byle jak.Ni tozimno, ni to ciepło.Zapięłam polar pod samą szyję, by po chwilirozsunąć zamek.-Wyładniałaś - powiedziała nagle przyjaciółka.- Jakby zdjęto ci z rąkkajdany i dzięki temu nałożyłaś makijaż.Dobrze ci w nim.-Uśmiechnęła się.- Ubyło ci kilka lat.- Dziękuję.To przez to, że przestałam siedzieć w domu.Pracuję,wychodzę do ludzi.- Teraz tylko przydałby ci się romans.- Gośka, ja mam męża.- Tak, wiem.Dużo kobiet ma mężów i romansuje na boku.- I wcale nie są przez to szczęśliwsze.Więcej wyleją łez, niż towszystko jest warte.Dla kilku chwil uniesień rozpieprzają sobie życie.Małgosia popatrzyła na mnie czujnym okiem.- Mówisz tak, jakbyś miała coś na sumieniu.Uśmiechnęłam się podnosem.- Znasz mnie i wiesz, że nigdy bym tego nie zrobiła.- Nigdy nie mów nigdy.A gdybyś spotkała faceta ze swoich marzeń?Takiego, który by cię rozumiał? Rozmawiał z tobą i zapewniał, żejesteś piękna? Takiego Nieznajomego, jak ze swojego snu?- Rozmowa, komplementy.Od tego można zgłupieć, ale czy jawiem.Przystanęła i popatrzyła mi prosto w oczy.- A gdybyś się zakochała?- To całkiem inna historia.Tylko że dla kilku porywów serca niewarto zaprzepaszczać kilkunastu lat małżeństwa.- Nie, my się nigdy nie dogadamy w tej kwestii.- Gośka, co się dzieje? Chcesz mi coś powiedzieć?- Nie wiem, dlaczego się jeszcze nie rozwiodłam.Lubię mojegomęża, ale go nie kocham.- To świetny facet, dba o ciebie, lata za tobą i spełnia twoje zachcianki.- Nie możesz wiedzieć, jak między nami jest.Łatwo jest kogośoceniać.- Nie sądzisz, że jesteś infantylna z tymi swoimi romansami, ciągłymzakochiwaniem się?- Dlaczego? - Odgarnęła z twarzy rozwiane włosy.- Ludzie sięzakochują, szukają wrażeń, dobrego seksu.A małżeństwo.Znam tylemałżeństw szczęśliwych nieszczęśliwie.Początek zawsze jest takisam, jak z taniego romansu.Radość, uniesienia, obietnice.Biały weloni przysięga, że to na zawsze, do końca.Ślepa wiara, że sielanka będzietrwała przez wszystkie wspólne dni.Świat przez chwilę jestwypełniony szczęściem.A potem pierwszy kryzys, niespłacona rata zamieszkanie, ciąża, której nie zawsze się chce.Są też małżeństwa dobólu normalne.Takie, gdzie nie ma krzyków, kłótni ani tej iskry.Cośprzygasło, wypaliło się.Normalność wpisana w codzienność.-1 dlatego zdradzasz? Bo nie ma tej iskry?- Dlatego jem z kimś innym truskawki.Nie patrz tak na mnie.Ostatnio jedliśmy z Danielem te z przeceny.Przejrzały na słońcu.Popalone przez promienie, bardzo słodkie, mało soczyste, ale dobre.Karmił mnie nimi.Wybiera! dla mnie te najładniejsze.Czyż to nieurocze? Czuję się tak, jakby moje serce nabierało coraz większegorozpędu, tańczyło na trampolinie, rozpędzało się i skakało w nieznane,na głęboką wodę.Tylko taka trampolina jest dobra do balansowania iskoków.Nic stałego.Brak fundamentów.Ja to wiem i on to wie, amimo to z każdym dniemkocham go coraz mocniej, tak po prostu, za nic.- Zatrzymała się ipatrzyła na odbijające się od brzegu fale.- A ty byś tak nie chciała?Choć przez chwilę? Westchnęłam ciężko.- Gośka, chcieć a móc to dwie różne rzeczy.- Może masz rację, ale człowiek to istota omylna.I ja kiedyśpopełniłam błąd.Za szybko wyszłam za mąż.- Trzeba być odpowiedzialnym za swoje wybory.- Serio? - Odwróciła twarz w moim kierunku.- A czy ty jesteś święta?- Masz rację, nie jestem.Ale zrobię wszystko, żeby uratować mojemałżeństwo i rodzinę.1 tobie radziłabym zrobić to samo.- Natalia! - Złapała mnie za ręce i popatrzyła prosto w oczy.- Gdybykoło ciebie pojawił się jakiś boski nieznajomy, w którym zabujałabyśsię po uszy, i powiedział, że chce, byś została jego kochanką, niewahałabyś się ani chwili.Uwierz mi, tak by było.Bo tacy są ludzie,takie jesteśmy my, kobiety.Przestań więc posuwać głodne kawałki omężu, szczęśliwej rodzinie.Czasami pożądanie bierze górę nadzdrowym rozsądkiem, a ludzie zakochują się, mimo iż są związani zkimś innym.Rozdział 12Warto walczyćNa klatce nie było słychać nic prócz postukiwania moich obcasów.Powoli sunęłam na górę.Jeszcze kilka schodków i stanęłam przeddrzwiami.Klucze i szczęk zamka.Otworzyłam je, czując jakbywszystko działo się w zwolnionym tempie.Zapaliłam światło iweszłam do kuchni.Na stole leżał obrus.Ten świąteczny, biały,wykrochmalony.Przez moment nie widziałam nic oprócz niego.Nakrześle siedział uśmiechnięty Wiktor, mój mąż.Nie czyj inny, tylkomój.Wskazał ręką na wazon z czerwonymi goździkami.Lubiłamgoździki za ich prostotę.Z półmiska wylewała się sałatka.Na drugimtalerzu leżał pieczony schab.Pewnie zapomniałam o jakiejś rocznicy, urodzinach, imieninach.Wmyślach szybko przeleciałam wszystkie daty, ale nic nie przychodziłomi do głowy.- Co się stało? - spytałam w końcu.- Niespodzianka.- Wiktor uśmiechnął się szeroko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •