[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad nim widniały czterypaliki czy słupki symbolizujące ciężar, który miał go przygnieść lub powalić na ziemię.Tym rysunkiem Outtake zawiadamiał, że ich wróg nie żyje i nie może im więcej szkodzić.Ażeby nie było wątpliwości co do tożsamości osoby leżącej, twórca przekazu odstąpił od zwyczaju, według którego w oficjalnych dokumentach używano jedynie muszlibiałych, granatowych, niebieskich albo fioletowych, rzadziejczarnych.Tym razem w miejscu serca ulokował maleńkikawałek czerwonego kamienia: rubin z jego krucyfiksu. A więc tym razem to na pewno on.Angelika wcześniej wiele razy wmawiała sobie, że on jużnie istnieje.Lubił otaczać się ludzmi nieustępliwymi, którychobarczał przekazywaniem nieprzejednanych decyzji, dla siebie zaś pozostawiał te, które zapewniały mu poklask i pozwalały przyciągnąć jednostki słabe i uczuciowe. Przypomnij sobie, jak nas potraktował kiedyś Gue-rande, kiedy przybył do naszego obozu na brzegu Ken-nebecu.A wczoraj ten Marville dodała.Trzeba byłoprzyznać, że poplecznikom ojca d'Orgevala nie można zarzucić braku odwagi.Niełatwo zaatakować wprost Joffreya de Peyraca i Angelika rzadko miała okazję być świadkiem takiej sceny, bojeżeli nawet ktoś się zdobywał na taką śmiałość, to zwyklenie z odwagi, lecz z szaleństwa.Chwilami zastanawiała się, czy i ojciec de Marville, chociaż był jezuitą, nie podupadł na umyśle na skutek cierpieńzadanych mu przez Irokezów.Nie mogła już czuć do niegozłości.128Odnosiła poza tym wrażenie, że pod gwałtowną reakcjąmnicha, pod jego gniewem coś się kryło.Coś, czego zawszelką cenę nie chciał ujawnić.Jakiś prawdziwy ból czyniłoskarżenia i obelgi jezuity patetycznymi.Joffrey, jak gdyby odgadując jej myśli, pokiwał głowąi rzekł: Zastanawiam się, co mogło wydarzyć się na tyle okropnego, że człowiek tak twardy jak de Marville tak bardzosię tym przejął. Stało się to, że ojciec d'Orgeval nie żyje, Joffrey.On naprawdę był bardzo lubiany, ludzie go niemal kochali.Niewątpliwie on sam z wyrachowaniem zabiegało te uczucia, dzięki nim miał władzę, zrozumiałam tow Quebecu.Nawet ci, którzy się od niego odwrócili i przystąpili do nas, zachowali dla niego pewien sentyment.To właśnie sprawia, że grozniejszy jest po śmierci niżza życia. Przyznaję, że tych panów z Towarzystwa Jezusowegoniełatwo urobić ani podejść.Wiele lat ćwiczyli umiejętnościpanowania nad sumieniem.Tajemnica, moc, zdolność doprowadzania do wyjątkowego uniesienia to czyni z nicharmię, a ich przełożonego generałem.Armię, która otrzymała od papieża rozkaz obrony rozległych przywilejów,jak ten, który mówi, że ktokolwiek atakuje zakon, zostanieukarany ekskomuniką.Nawet biskup. Wczoraj, kiedy ojciec de Marville zwracał się dociebie z taką zuchwałością, miałam wrażenie, że to d'Or-geval przemawia jego ustami.Może wśliznął się w niegojego duch?Joffrey uśmiechnął się i odpowiedział, że początkowomiał zamiar udzielić mu ostrej riposty i gorzko odpłacić zaobelgi, rozmyślił się jednak.Ojciec de Marville słynął zeswoich fanatycznych ataków.Dlatego ojciec de Maubeugetrzymał go daleko od Quebecu, przy wciąż niebezpiecznychmisjach irokeskich, gdzie jego zawziętość większy dawałaefekt niż błogosławieństwa poprzedników.Ochrzczeni czy poganie, wszyscy jednakowo obawialisię zarówno jego złorzeczeń, jak i grozby piekła i uważali,że jest on opętany duchem borsuka lub rosomaka, zwie-129rzaka, którego kojarzyli z diabelskimi sztuczkami i uporczywą zemstą. Poprzestanę na znalezieniu mu miejsca na statku odpływającym do Europy. Zabiera ze sobą pełne oszczerstw pisma, które mogąnam szkodzić. Nieważne! Nie można zatrzymać wszystkich suchychliści unoszonych przez diabelski wiatr.Ta walka do upadłego jemu samemu najbardziej może zaszkodzić! Przyznajęzresztą, że było trochę prawdy w jego ostatnim oskarżeniuskierowanym przeciwko mnie.Gdyby słowa, których użył,nie były obrazliwe, byłbym oddał hołd jego przenikliwości.Prawdą jest bowiem, pani, że jesteś dla mnie wszystkim, żejestem na twoje rozkazy, że jestem twoim niewolnikiem. Nie mów tego tak głośno błagała bo oni gotowicię spalić.ROZDZIAA IIIUrozmaicona wizyta w domu Cranmerów przyniosła Angelice tę korzyść, że wyciągnęła ją z łóżka.Skoro wstałai zeszła po schodach, można było uznać, że rekonwalescencja postępuje.Nazajutrz powtórzyła więc swój wyczyn,kazała się ubrać i zeszła do ogrodu, gdzie usadowiono jąw fotelu.Rozkoszowała się słońcem, letnim jeszcze, któreigrało w zieleni listowia.Do jej nozdrzy docierały najróżniejsze zapachy ogrodu dojrzewających owoców, aromatycznych ziół, którekażda angielska gospodyni uprawiała w swoim ogrodzie,a wśród nich delikatna woń poziomek.Angelika wyrwałasię z rozkosznego odrętwienia.Chciała spacerować alejami.Wstała z fotela, który ustawiono jej w cieniu lipy, i niepewnym jeszcze krokiem udała się na poszukiwanie poziomek.Odnalazła je schowane w suchej trawie na skraju alejki.To była cudowność.Miały dyskretny i rozkoszny smakpowracającego życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]