[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Więc się ciebie pozbyli.Skinął głową.Przesuwając palcami po jego szlafroku, leciutko, delikatnie, poczułam jedyniemateriał.Ale pragnęłam ciała.Nagle ujrzałam w myślach obraz samej siebie przywierającejdesperacko do bladego ciała Mroza, pokrywając je olśniewającą feerią barw.To było takrealne, że zamknęłam oczy i wyciągnęłam obie ręce przed siebie.Mróz chwycił mnie za przedramiona.- Merry, dobrze się czujesz?Otworzyłam oczy i dostrzegłam na jego twarzy wyraz zatroskania.Spojrzałam na jegodłonie, w miejscu gdzie trzymał mnie za przedramiona.To był jeden z tych nielicznychskrawków mego ciała, którego nie pokrywały obce barwy i jego dłonie wciąż pozostawałybiałe.- Czuję się lepiej niż kiedykolwiek, Mrozie. Mój głos zabrzmiał dziwnie głucho i pusto, jakby dobiegał z wnętrza wielkiejskorupy.Uwolniłam ręce i pociągnęłam za pasek przy jego szlafroku.Jedno szarpnięcie iodzienie się rozchyliło.Tym razem złapał mnie za ręce.- Nie chcę cię skrzywdzić.Zaśmiałam się dziko.- Nie skrzywdzisz mnie.Jego uścisk wzmógł się, niemal sprawiał mi ból.- Tkwi w tobie moc, Meredith, ale wciąż jesteś śmiertelniczką.- Miałeś swoją szansę, aby osiągnąć boskość - powiedziałam.- Teraz to już tylkododatkowa magia, którą musisz się nauczyć kontrolować.To kwestia dyscypliny, praktyki ikontroli.A ja wiem, że jesteś zdyscyplinowany, Mrozie, opanowany.- Wsunęłam dłonie podjedwab szlafroka.- A jeśli ćwiczenie prowadzi do doskonałości, to musisz być w tymnajlepszy.Zaśmiał się gwałtownie, niemal zaskoczony własnym rozbawieniem.- Jak to możliwe, że zawsze potrafisz sprawić, iż czuję się lepiej.Przecież dziś omalcię nie zabiłem.Przesunęłam dłońmi w górę po jego ciele, dotykając klatki piersiowej, muskając sutkii sprawiając, że na chwilę wstrzymał oddech.- Wszyscy dziś przeżyliśmy chwile zaskoczenia, Mrozie.Ale ja najwyrazniej staję sięcoraz lepsza w przywracaniu sidhe boskości.Stanęłam na palcach i zsunęłam jego szlafrok, który spłynął jedwabną kaskadą napodłogę i leżał teraz jak szara kałuża u jego stóp.- Widzę - rzekł zdyszanym głosem.Spojrzałam na jego nagie ciało i uznałam, że wyglądał równie pięknie jak wtedy, gdywidziałam go po raz pierwszy.Radość wywołana widokiem nagiego Mroza była po prostubezcenna.Ucałowałam jego pierś tuż nad sercem.Polizałam jego skórę i musnęłam sutek takgwałtownie, że Mróz równocześnie wzdrygnął się i zaśmiał.Spojrzałam na jego uśmiechnięteoblicze i pomyślałam, że tego właśnie od niego chcę.Bardziej niż seksu, bardziej niżczegokolwiek pragnęłam jego radości.Jego szare oczy wyrażały rozbawienie.- Spojrzałem ci w oczy, ale nie widzę żadnej różnicy.Zaczęłam obsypywać jego tors pocałunkami. - Różnicy?- Nie traktujesz mnie jak kogoś gorszego - powiedział.Powiodłam językiem wokół jego pępka, wgryzając się lekko w skórę po obu stronach,i zeszłam tak nisko, że dalej już nie mogłam, bo na swojej drodze miałam jego męskość,sterczącą dumnie, nabrzmiałą.Przesunęłam ustami po jego jedwabistej żołędzi i osunęłam sięna kolana.Spróbowałam pochłonąć go całego, aż do samej podstawy.Pod tym kątem byłzdecydowanie za długi, ale jakoś sobie poradziłam.Odchylił głowę i zamknął oczy.Wyjęłamgo na moment z ust, aby powiedzieć:- Bynajmniej nie traktuję cię jak kogoś gorszego, wręcz przeciwnie.Musiałam zamknąć oczy, chłonąc uczucie jego grubej, muskularnej męskości w moichustach.Nie musiałam otwierać oczu, by wiedzieć, że jego skóra zaczęła błyszczeć.Czułam tona języku.Wplótł palce w moje włosy i odsunął od siebie, zmuszając, abym uniosła wzrok ispojrzała mu w oczy.- Nie traktujesz mnie jak kogoś gorszego, dlatego że nie urodziłem się sidhe.Próbowałam całować jego ciało, ale zacisnął mocniej palce i z moich ust dobył sięzduszony jęk.Mój puls przyspieszył bardziej, niż kiedy wzięłam go do ust.- Zostałeś powołany do życia przez Boga, Mrozie.Jeżeli to nie jest czymśszczególnym, to nie wiem, co mogłoby być.Pociągnął mnie za włosy do góry tak gwałtownie, że aż zabolało i trochę sięwystraszyłam.To nie był strach, raczej niepokój towarzyszący ostremu seksowi.Pocałowałmnie brutalnie, z językiem, miażdżąc moje usta swoimi, jakby nie wiedział, czy chce mniepieścić, czy pożreć.Cofnęłam się, oszołomiona i pozbawiona tchu.Jego oczy lśniły jak srebrny lód, a koniuszki włosów skrzyły się jak szron wpromieniach słońca.- Chcę, żebyś mnie tym pokryła.- Powiódł wolną ręką po moim ramieniu izobaczyłam na jego skórze opalizujący niebiesko-zielono-purpurowy ślad.Rozmazał go pomojej twarzy i ustach, po czym znów mnie pocałował, żarliwie, brutalnie.Gdy się cofnął, jego usta i policzek były pokryte smugami migoczących barw.Objęłam go za szyję, a on wziął mnie w ramiona i dzwignął w górę, tak że nasze ciałaotarły się jedno o drugie.To sprawiło, że na jego skórze pojawiły się neonowe smugi i samten widok wycisnął z mych ust głuche westchnienie.Pocałowaliśmy się, a ja objęłam gonogami w pasie i poczułam przywierającą do mego ciała jego męskość.Natychmiastzaczęłam ocierać się o nią biodrami i wcierać w niego moje soki.Kolana ugięły się pod nim i gdyby nie przytrzymał się łóżka, upadlibyśmy oboje.Osunął się na łóżko, a gdy poczułampod biodrami twardość materaca, wszedł we mnie.Krzyknęłam, odchylając głowę do tyłu, oczy miałam zamknięte i do mego krzykudoszło echo drugiego.Dopiero kiedy Mróz przestał się poruszać, zastygając nade mną,zorientowałam się, że to nie on krzyczał.Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że patrzył w drugą stronę, ku nogom łóżka.Krzyk siępowtórzył, rozlegał się blisko, dziwny, męski, nieartykułowany jęk bólu.Mróz zsunął się ze mnie i przetoczył ku nogom łóżka.Podniosłam się na czworakach ipodpełzłam w tę samą stronę.Mróz ukląkł przy głowie Doyle'a.Nicca klęczał przy jegostopach.Doyle trząsł się, jego ręce orały powietrze.Wydawało się, jakby każdy mięsień wjego ciele naprężał się w innym kierunku.Gdyby to był człowiek, pomyślałabym, że zostałotruty, ale sidhe nie można otruć, a przynajmniej nie trucizną w rodzaju strychniny.Kolejny krzyk dobył się z jego ust, a całe ciało zadygotało jak w konwulsjach.- Pomóż mu!Mróz pokręcił głową.- Nie wiem, co mu jest.Prześlizgnęłam się nad oparciem w nogach łóżka.Zanim zdążyłam go dotknąć, jegoskóra jakby się rozszczepiła, a całe ciało rozlało niczym woda.Rozdział 16Wyciągnęłam rękę, a Mróz złapał moją dłoń i odciągnął do tyłu.- Nie wiemy, co to jest.Nie opierałam się, bo miał rację.Przywarłam do jego ramion, nie wiedząc, co dalejrobić.Miałam być księżniczką faerie, a mogłam tylko klęczeć i patrzeć, jak to silne ciało namoich oczach zmienia się w drgającą masę mięśni i kości, wilgotną i błyszczącą od krwi.Kiedy Doyle znów krzyknął, wrzasnęłam razem z nim.Pozostali wpadli do pokoju zpistoletami i mieczami w dłoniach, ale to nic nie pomogło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    p") ?>