[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W teatralnej społeczności szybko rozeszła się wieść o jego odejściu i ludzie zaczęli do niejdzwonić, żeby zapytać, jak się czuje.Nie była w stanie tego znieść.Litość.To straszne, wzbudzaćlitość.Wolałaby, żeby zostawili ją w spokoju.Jak na ironię dostała propozycję pracy, od jednej z byłych kochanek Dicka.Przyjęła ją.Miłobyło znowu chodzić do pracy.Ludzie lubili z nią pracować, bo była nieprawdopodobnie skutecznai zawsze można było na niej polegać.Położyła więc uszy po sobie i cicho robiła swoje.Napisał do niej, że zdaje sobie sprawę z tego, ile jest jej winien, i załączył czek.Chciała za-dzwonić do prawnika i załatwić separację, ale w końcu podarła list i czek, i odpisała, że nie życzysobie utrzymywać z nim żadnych kontaktów.Niech za swoje czeki kupi sobie czyste sumieniegdzie indziej.Może się przyłączyć do Amnesty International albo do jakiejś innej cholernej organi-zacji.Ona nie wyświadczy mu tej przysługi, nie wyda jego pieniędzy.Kilka miesięcy pózniej przy-szedł kolejny czek, z bardzo oficjalnym listem od jego prawnika.Ten czek także podarła.Niech sięwynosi z jej życia.Zmieniła nazwisko i we wszystkich dokumentach znowu figurowała jako Arlene Morrissey.Zaczęła wszystko od początku.Obcięła włosy.Zbliżały się jej urodziny, nadszedł czas, żeby cośzmienić.Skończy dwadzieścia cztery lata.Kilka miesięcy pózniej włączyła telewizor i zobaczyła go, jak uśmiechał się do niej z ekra-nu.Grał w jakiejś angielskiej operze mydlanej, mówił z angielskim akcentem.Zadrżała.Poczekałado napisów końcowych.Richard Power.A więc on też zmienił nazwisko.Nie było już pana i paniWhelan.Nie istniał żaden z elementów tego tandemu.Zadrżała znowu i wyłączyła telewizor.Ależbyłam głupia, pomyślała.RL TerazniejszośćNigdy o tym nie mówisz - powiedziała Isobel.- Nie ma o czym.- Na pewno jest, Arlene, musisz to z siebie wyrzucić.- To już przeszłość, Isobel.Bez znaczenia.Przestań mnie męczyć.- Ale, Arlene, to nie mogło być bez znaczenia.Małżeństwo, nawet krótkie, musi coś zna-czyć.- Och, kurwa, zamknij się.- Dobra.Więcej o tym już nie wspomnę.- Isobel już dawno przestała brać sobie do sercaobcesowość Arlene.- Kolacja gotowa.Arlene i Isobel pogodziły się w końcu po epizodzie w domu Tommy'ego Hatchetta.Przepro-siły się i znowu zapanował pokój.Isobel ciągle mieszkała u Arlene.Teraz jednak energicznie i ostentacyjnie szukała sobiemieszkania.Po całym salonie walały się gazety z zakreślonymi długopisem ogłoszeniami.Usiadły do kolacji.Isobel przestała jeść mięso, cytując coś dziwnego, co zasłyszała uTommy'ego Hatchetta na temat wołowiny, więc Arlene została przestawiona na dietę składającą sięz różnych odmian fasoli i innych roślin strączkowych.- Znowu idziesz dzisiaj do teatru? - spytała Arlene.- Jasne - odparła Isobel- To niesamowite.Nigdy cię to nie nudzi?- Nie.To fascynujące.Przedstawienia zawsze trochę się różnią między sobą.Każdego wie-czoru jest inaczej.A został jeszcze tylko tydzień.Będzie mi tego brakowało.Bardzo polubiłamwszystkich, aktorów i ekipę.Po kolacji Isobel włożyła płaszcz i kapelusz, i wyszła.Arlene została w domu z uczuciemniedosytu.Miała na coś ochotę, ale sama nie bardzo wiedziała, na co.Wiedziała, że będzie jej bra-kowało Isobel, kiedy się w końcu wyprowadzi.Nie powinna na to pozwolić.Nawet teraz, kiedyIsobel wyszła, mieszkanie wydawało się puste.Przestań się nad sobą rozczulać, powiedziała sobie, i postanowiła pójść na frytki.Był konieclistopada.Dzień był mglisty i deszczowy, ale wieczorem trochę się rozpogodziło.Wilgotne liścieleżały na trawnikach, kleiły się do chodników.Zluza na kanale zatrzymała opadłe liście i w ciem-ności wydawało się, że na woda nosi liściasty pancerz.Arlene kupiła frytki i usiadła obok Paddy'ego.RL - Jak leci?- Cholernie mokro - odparł Paddy.- Wiesz, co on zrobił? - spytała Arlene.- Kto?- Dick, stary drań.Obrabował bank mojej młodości.- To straszne - odparł Paddy - kiedy ktoś obrabuje ci bank młodości.- Teraz ciągle przyłazi, co mnie wkurza, ale z drugiej strony nie mogę się powstrzymać odzastanawiania się, jak by to było, znowu się w nim zakochać.- To kiepski pomysł - powiedział Paddy.- Bo tak sobie myślę, że gdybym do tego wróciła, może udałoby mi się odzyskać uczucia,które straciłam.- To nie takie złe nic nie czuć - stwierdził Paddy.- Z punktu widzenia posągu.- Och.- Kiepski pomysł - powiedział Paddy.- Masz rację, Paddy.Zawsze jesteś taki rozsądny.- Arlene wyrzuciła torebkę po frytkach dokosza na śmieci i ruszyła do domu.Postanowiła uraczyć się czymś jeszcze i wstąpiła po drodze dodelikatesów.- Cześć - powiedział Martin.- Jak tam przedstawienie?- Zwietnie.Wszystkie bilety wysprzedane.- To magia - powiedział Martin.- Masz naprawdę dobrą rękę do tych rzeczy.- Martin, chciałabym jakieś naprawdę dobre czerwone.Coś, co chowałeś na specjalną oka-zję.- A co to za okazja, jeśli wolno spytać?- Nie ma żadnej okazji - odparła Arlene sucho.- Właśnie dlatego wino ma być takie dobre.Wino będzie okazją.Martin popatrzył na nią z ukosa.- Chyba mam coś w sam raz - powiedział, poszedł na zaplecze i wrócił zdmuchując kurz zbutelki.- A masz jakieś towarzystwo na tę okazję? - zapytał.- Pilnuj swojego nosa - odparła Arlene przyjaznie, ale stanowczo.Skłonił głowę.- Jak dla ciebie, dycha.Od kogoś innego wziąłbym osiemnaście.- Prawdziwa okazja - uśmiechnęła się, podając mu pieniądze.Wyszła ze sklepu z pakunkiempod pachą i poszła do domu.Czuła się trochę skrępowana na myśl, że właśnie ma zamiar wytrąbićw samotności całą butelkę wina.RL Na automatycznej sekretarce była nagrana wiadomość.- Dzień dobry, pani Morrissey, to znowu ja, pani %7łyczliwy.Zwir! Nie dzwonił od wieków.Ucieszyła się, że dał o sobie znać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •