[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Kevin, przeszukaj mukieszenie.Stringer spełnił polecenie i znalazł walthera.— Zadowolony? — zapytał Dillon.— A czy kiedykolwiek byłem? — odparł z uśmiechemBarry.— Kevin, pod kurtką na plecach.To jego ulubionemiejsce.Stringer znalazł drugiego walthera.— Miałeś rację, Jack — stwierdził, oddając broń.— Przeważnie ją mam — powiedział z dumą Barry.—Wracaj do fortecy, Kevin.— Uśmiechnął się do Dillo-na.— Wsiadaj, Sean.Sądzę, że przyjmę cię do pracy.242Dillon przeskoczył reling pierwszy.Barry rzucił Moriemu cumę i też wszedł na pokład.Gdy ze sterówki wyłoniły sięobie kobiety, Sean natychmiast podszedł do Hannah.— Dziewczyno miła, nic ci nie zrobili?— Nie, wszystko w porządku.Dillon zerknął na Moriego.— Jezu Chryste, wygląda tak, jakby dopiero dziś ranozaczął chodzić na dwóch nogach.Jeśli zacznie sprawiać cikłopoty, powiedz mi, a ja już rozdzielę jego dwie osobowościi poradzę sobie z każdą z nich z osobna.Mori wybuchnął gniewem, lecz Sollazo natychmiastprzywołał go do porządku.— Uspokój się, Giovanni — powiedział, po czym odwrócił się do Barry'ego.— Sprawdziłeś go?— Walther w kieszeni, drugi na plecach za paskiem odspodni.Zapamiętałem to z dawnych czasów.Mam pozatym dobrą nowinę.Sean jest mistrzem w nurkowaniu.Zarabiał grube pieniądze, wysadzając pod wodą różnerzeczy.Nie uważasz, że powinniśmy go zatrudnić?Sollazo uśmiechnął się.— Skoro pomnoży to urobek naszej porannej pracy,dlaczego nie?— Doskonale, podnoście kotwicę.Kathleen, która od dłuższej chwili obserwowała gow milczeniu, teraz podeszła do Dillona z dziwnym, oszołomionym wyrazem twarzy.— Martin, to ty, prawda?Było w tym coś osobliwego i coś bardzo nie w porządku.— Jak zawsze do usług, Kate — odparł cicho Dillon.—Przykro mi z powodu Michaela.— Zabiłam go.To ja przekonałam go, że powinienprzedawkować lekarstwo.Doktor Sieed powiedziała, że nicsię nie stanie, że nastąpi tylko kilkudniowy atak anginypectoris.— Przeciągnęła dłonią po twarzy.— On umarł,Martinie, i to ja go zabiłam.Czyż to nie straszne?Hannah objęła ją ramieniem.— Chodźmy, kochanie, do kabiny — powiedziała i zabrała ją z pokładu.Zagrzmiały silniki.Łódź wyruszyła w morze.243— Brakowało nam do szczęścia tylko wariatki — burknął Mori.— Synu, powiedz mi, czy dużo pracujesz nad tym, żebybyć takim kawałkiem gówna? A może przychodzi ci tosamo z siebie? — zapytał Dillon, odwrócił się i dołączył dostojącego przy kole sterowym Barry'ego.Nie było rzeczą niemożliwą wyciągnąć z kabury przy.kostce walthera i zastrzelić w ciągu kilku sekund Barry'ego,Moriego i Sollaza.Wymagało to jednak odpowiedniejchwili, a fakt, że na pokładzie pojawiła się nieoczekiwanieHannah, wcale sprawy nie ułatwiał.Bernstein stanęła podzadaszeniem, kryjąc się tam przed deszczem i Dillon przesłałjej uśmiech.— Wielka szkoda, Jack, że skończyliśmy na wchodzeniuw układy z mętami — odezwał się do Barry'ego.— Wiem o tym, synu, ale jedno nie uległo zmianie.Wszystko, co wyciągnę ż morza, pójdzie dla organizacji,której służyliśmy przez długie lata.Pieniądze na broń.— Czasy się zmieniły, Jack.— Nie jestem tego taki pewien.Dillon westchnął.— W porządku.Najlepiej będzie, jeśli wszystko imopowiesz.Dokąd płyniemy?— W okolice wyspy Rathlin.— A pozycję wskaże nam master navigator?Barry przesłał mu pełne zdumienia spojrzenie.— Czy istnieje coś, o czym nie wiesz?— Jack, dzięki Liamowi weszliśmy w tę sprawę równiegłęboko jak wy.A swoją drogą, na jakiej głębokościosiadł wrak?— Wedle mapy admiralicji głębokość w okolicach wyspyRathlin waha się od dwudziestu siedmiu do trzydziestusześciu metrów.— To nieźle.Pozostaje problem, w jakiej pozycji spoczywa „Irish Rose".Dołączył do nich Sollazo.— Daleko jeszcze? — zapytał.244— Pół mili — odparł Barry.— Uruchomiłem navigatora.Wręczył urządzenie Sollazowi.Komputerek pikał w regularnych odstępach.— O, działa — ucieszył się Sollazo.— Im bliżej celu, tym dźwięk będzie bardziej natarczywy,aż w końcu przejdzie w ciągły pisk.— Trzymajmy kciuki — mruknął Sollazo, oddał Bar-ry'emu navigatora i przeniósł wzrok na Dillona.— Nurkować miałem ja i Mori, lecz skoro jesteś pan takim cudem.— Wzruszył ramionami.— Niech pan osobiściesprawdzi ekwipunek.— Z największą przyjemnością — odparł Dillon i ruszyłza Sycylijczykiem.Kiedy we mgle zamajaczyły brzegi wyspy Rathlin, Barryzmniejszył obroty silnika i łódź posuwała się wolno powyjątkowo spokojnej wodzie.Wydawany przez masternavigatora dźwięk brzmiał coraz bardziej natarczywiei nieoczekiwanie przekształcił się w wysoki, nieustanny pisk.— To tu! — zawołał Barry.— Rzucić kotwicę!Mori i Sollazo pobiegli na rufę.Po lewej burcie przyrelingu stała Kathleen i przez chwilę Dillon został sam nasam z Hannah.— Mam broń — szepnął.— Barry znalazł przy mniedwa pistolety, lecz ten stary lis Devlin dał mi trzeci.Mamgo w kaburze przy kostce.— Uważaj — odparła.— Nie teraz.Mogłoby się toskończyć okropną jatką.— Niczym się nie przejmuj, dziewczyno miła.Chcęzanurkować i osobiście się rozejrzeć, jak mówił nasz staryprzyjaciel.Kotwica opadła z brzękiem łańcucha i „Avenger" znieruchomiała.Zapadła cisza.Ze sterówki wyłonił się Barry.— Jesteśmy na miejscu.Do roboty.Sollazo odwrócił się do Dillona.— Przygotujmy się.Ja pierwszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •