[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Peter trzymał sięblisko, jakby ją chroniąc.Kiedy Celluci się roześmiał, Vickizobaczyła, że ramiona łaka sztywnieją.- Peter! Możesz tu przyjść? Niechętnie posłuchał.Wskazałabrodą na samochód.-Jakie są szanse, że wyczujesz czyjś zapach na gumowej lincehamulcowej?Peter popatrzył na silnik i zmarszczył nos. - Prawie żadne.Zapach płynu hamulcowego jest za mocny.Aco?Vicki nie widziała powodu, by kłamać, w końcu łaki wiedziały,że są w śmiertelnym niebezpieczeństwie.- Ktoś chyba sfabrykował wczorajszy wypadek.- O rany.Henry się wkurzy?- Henry?- No, ktoś mu zmasakrował samochód.- I prawie nas zabił - przypomniała mu Vicki.- A.Tak.Drzwi do biura otworzyły się i mechanik wrócił do warsztatu.Nie wyglądał na uszczęśliwionego.- No dobra.Zadzwoniłem.Mówi, że ktoś tu przyjdzie.Pózniej -spojrzał na samochód, a potem na Vida - chce z panią pogadać.Proszę nie opuszczać miasta.- Nawet mi to przez myśl nie przeszło.Dziękuję, bardzo nampan pomógł.Na jej uśmiech odpowiedział prychnięciem i znacząco pochyliłsię nad jednym z pozostałych aut, niebieskim saabem, którymiał swoje najlepsze dni już dawno za sobą.Vicki rozpoznawała odprawienie na pierwszy rzut oka.Więcejjuż nie mogła zdziałać, postanowiła więc nie zwracać na nieuwagi.- Peter, chodz.Marszcząc brwi w zamyśleniu, łak wyszedł za nią z warsztatu.- Co jest? - zapytała, kiedy szli przez parking do autaCelluciego.- To pewnie nic, ale kiedy rozmawiałaś z panemPrzeuprzejmym, obwąchałem krawędzie maski.No bo jeśli ktoś majstrował przy hamulcach, mu-siał ją najpierwotworzyć.- Wziął głęboki oddech.-W każdym razie przezchwilę wydawało mi się, że wyłapałem znajomy zapach.Potemmi umknął.Przepraszam.- Rozpoznałbyś go znowu?- Tak myślę.- Jeśli się na niego natkniesz, powiedz mi natychmiast.Tenfacet jest niebezpieczny.- Hej - zaprotestował.- Wiem.To mojego ojca postrzelili. Vicki zastanawiała się, czy powinna mu powiedzieć, że ten, ktostrzelał do jego ojca, i ten, kto grzebał przy samochodzieHenry'ego, to prawdopodobnie dwie różne osoby - metodydziałania zbyt sięod siebie różniły.W jej osobistym rankingu nowa grozba, którejnie towarzyszył żaden wzór umożliwiający przewidzeniekolejnych posunięć, zapowiadała o wiele większeniebezpieczeństwo.Postanowiła jednak milczeć.Co by to dało?Celluci czekał, aż Peter i Rose weszli do domu doktora Dixona idopiero wtedy ruszył do centrum.- Ciężko ich nie lubić, prawda?- A co w nich jest do nielubienia?- I to mówi kobieta, która kiedyś uznała, że bycie nastolatkiempowinno być ścigane prawem?- No cóż, typowymi nastolatkami to chyba nie są?Celluci zerknął na nią kątem oka.- No dobra, co jest? Masz marny humor, odkąd wyjechaliśmy zwarsztatu.Vicki poprawiła okulary i westchnęła.- Myślałam właśnie.- A to nowość.Zignorowała go.-.że jeśli ktoś zadaje sobie trud, żeby spróbować mnie zabić,to muszę wiedzieć coś, czego nie jestem świadoma.Zabójcauważa, że jestem zbyt blisko rozwiązania.- Albo to nie ty stanowiłaś cel, tylko Rose i Peter.Ty tam byłaśprzypadkiem.- Nie, zabijanie łaków przebiega według schematu, po co gozmieniać? Sprawdza się przecież.Mam wrażenie, że ten wypadek był wymierzony we mnie.- Przeczucie?- Nazywaj to jak chcesz.Byle nie kobiecą intuicją, bozmasakruję ci twarz.Nie zamierzał wygłaszać niczego w tak oczywisty sposóbsamobójczego, zatem zignorował grozbę. - Powtórzmy to, co wiesz.- Niewiele tego - oparłszy kolana o deskę rozdzielczą, Vickizaczęła wyliczać na palcach.- Wiem, że nie zrobił tego BarryWu.Wiem, że nie zrobił tego doktor Dixon.Wiem, że nie zrobiłtego Arthur Fortrin.To mógł być każdy, wliczając przypadkowospotkanych ludzi, którym ktoś z tej trójki nagadał coś po pijakuw barze.Kiedy Barry mi powie, ktow London potrafi oddać takie strzały, porównam nazwiska zlistą ludzi regularnie odwiedzających rezerwat.Mam nadzieję,że uda nam się odszyfrować te wskazówki i trafić do sprawcy,zanim znów pojedzie do pracy.Cellcuci wziął leżącą na jej kolanach kartkę, zerknął na nią iodłożył z powrotem.Mimo porannej nadprogramowejwycieczki po okolicy nadal głęboko wierzył, że bez problemuwszędzie znajdzie drogę.- A jeśli Barry tego nie wie?- Ktoś musi wiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •