[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PorucznikGerald Bryan z 7.oddziału komandosów opowiada o swoich ów-czesnych przygodach nad Litani:Po wyjściu na brzeg pognałem jak szalony przez plażę i ukryłem sięza wydmą.Ludzie za mną ciągle wyładowywali się z barki i prze-biegali dwadzieścia jardów otwartą plażą.Z prawej strony dochodziłdaleki terkot karabinu maszynowego, a z góry świst kul, ale wyda-wały się lecieć bardzo wysoko.Byłem właśnie przy wyschniętymkorycie potoku i zaczynałem iść wzdłuż niego, próbując odwiązać pasratunkowy przymocowany do mego karabinu.Nasz dowódca, pod-pułkownik Pedder, krzyczał, abyśmy ruszali się jak najszybciej.Wkrótce koryto, którym szedłem, stało się za wąskie i trzeba byłowyjść na otwartą przestrzeń.Wyszedłem i zacząłem zwoływać sekcję A.którą dowodziłem.Szybko zebraliśmy się z moim przybocznym i żołnierzem uzbrojo-nym w Tommy'ego.Doszliśmy do głównej drogi i zobaczyliśmy rówstrzelecki, wyraznie widoczny w kredowej skale.Był pusty, ale zanim znajdowały się dwie jaskinie.Strzeliłem do tej z prawej strony iusłyszeliśmy dochodzący z wewnątrz tumult.Staliśmy gotowi zgranatami i Tommym; krzyczeliśmy do tych w środku, by wyszli - ipojawiło się siedmiu zaspanych Francuzów w piżamach i podko-szulkach.Była godzina 4.45 i zrobiło się już całkiem jasno.Reszta sekcjiposzła przodem, ruszyłem więc za nimi i znalazłem ich unierucho- mionych pod ostrzałem.A co gorsza, natknęli się na działo kalibru 75mm.Znajdowało się w odległości około trzydziestu jardów i strzelałoniezwykle szybko.Rzuciliśmy kilka granatów i zapanował spokój.Mieliśmy jednak trzech rannych, nie było więc dobrze.Kapral zostałpostrzelony w nadgarstek i klął na wszystkich Francuzów, jacy siękiedykolwiek urodzili.Ponieważ nie mógł używać karabinu, dałemmu mojego automatycznego Colta.Przeczołgaliśmy się przez jakieśkrzaki, aby zbliżyć się do działa, i natknęliśmy się na oficera z sekcjiB.Alastaira Coade, i kilku ludzi także atakujących stanowisko działa,połączyliśmy więc siły.Obok działa nikogo nie było, obsługa scho-wała się w rowie.Rzuciliśmy tam kilka granatów, a potem poszliśmyz bagnetami.Polało się dużo krwi.Moja sekcja składała się z wielu gości z Artylerii Królewskiej,którzy umieli obsługiwać działa, i w ciągu kilku minut sierżant wy-dobył od jednego z Francuzów, jakiego zapalnika trzeba użyć.Było tojedno z czterech dział baterii, pozostałe trzy ciągle strzelały.Naszeumieszczone było po prawej stronie i wycelowane daleko od baterii,szybko więc podnieśliśmy je i obróciliśmy, tak aby było wycelowanew stronę najbliższego działa.Sierżant objął komendę, załadował na-bój, wycelował i wystrzelił.Rezultat był zadziwiający.Na stanowisku działa nastąpił pie-kielny wybuch, a samo działo poszybowało w niebo niczym strzała.Musieliśmy trafić w skrzynię z amunicją.Nie było czasu do stracenia.Sierżant podbiegł do naszego działa, szybko wycelował i strzelił.Nicsię nie dzieje - gdzie podziały się pociski? Po chwili błysk i kłąb dymuuniósł się z kopuły kaplicy, stojącej około pół mili dalej na stokuwzgórza.Sierżant błyskawicznie strzelił ponownie, tym razem nieconiżej.Obsada działa zaczęła uciekać, a nasze Breny strzelać; zrobiłydobrą robotę.Nie czekaliśmy długo na odpowiedz obu pozostałychdział, a do tego sierżant złamał iglicę naszego.Aby dotrzeć do puł-kownika, musieliśmy pokonać około trzystu jardów otwartej prze-strzeni, pognaliśmy więc galopem i choć dookoła latały kule, nikt niezostał wówczas ranny. Przybyłem do sztabu oddziału i złożyłem raport pułkownikowi.Powiedział, że wyruszył z kilkoma ludzmi i czekał na wsparcie zestrony naszej sekcji i wyeliminowanie snajperów.Zastanawialiśmysię, jakie pozycje moglibyśmy zająć, ale nie mieliśmy dostatecznejosłony.Wyszedłem od pułkownika i ruszyłem do stanowiska rkm-uBren, oddalonego około pięćdziesiąt jardów, ale zajęło mi to dobredziesięć minut, ponieważ całą drogę musiałem się czołgać.Francuzizauważyli nas i przycisnęli do ziemi gęstym ostrzałem.Cały czas kulelatały koło mojej głowy, świstały bardzo blisko.Było to bardzo nie-przyjemne i utrudniało zebranie myśli, a kiedy dotarłem do stanowi-ska Brena, okazało się, że ludzie zostali unieruchomieni.Próbowalicały czas strzelać, ale otworzył do nich ogień karabin maszynowy,którego nie mogli wypatrzyć.Nagle oficer z sekcji B zauważył go ichwycił broń, ale gdy mierzył do celu, został postrzelony w pierś izmarł kaszląc krwią.Następnie sierżant został trafiony w ramię z in-nego kierunku, co świadczyło, byliśmy wzięci w ogień z dwóch stron.Poczołgałem się z powrotem do kwatery dowódcy, ale kiedy byłemokoło dziesięciu jardów dalej, usłyszałem, jak ktoś krzyczy:  Puł-kownik dostał! Wezwijcie pomoc!Zawołałem adiutanta, a on odpowiedział, że pułkownik nie żyje iże on sam zamierza zrezygnować z ataku i spróbować szczęścia gdzieindziej.Krzyknąłem więc do moich ludzi, aby wycofali się w jakieśkrzaki około stu jardów dalej i zacząłem czołgać się w tamtą stronę.Cały czas latały pociski, o wiele za blisko, i czuliśmy się bardzopodle.Sierżant, który został ranny, zdecydował się mimo to naucieczkę, lecz został trafiony z broni maszynowej r padł z twarzązalaną krwią.a potem trafili i mnie.Nagle poczułem straszliwe uderzenie w głowę i wiedziałem, żezostałem trafiony.Ale gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że po-strzelono mnie w nogi i postanowiłem nie umierać.Powlokłem sięwięc zgięty w pół i próbowałem zachować całkowity spokój, ale gdytylko się ruszyłem, otwierano do nas ogień.Usłyszałem, że jakiśpodoficer wrzeszczy do mnie, abym się położył albo zostanę zabity, więc się położyłem.Po pewnym czasie, kiedy minął pierwszy szok,ból w nogach stał się piekielny.Moja prawa łydka paskudnie krwa-wiła, lecz nic nie mogłem z tym zrobić; moja lewa noga zesztywniała.Słońce było teraz wysoko i zrobiło się bardzo gorąco [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •