[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alekiedy go o to spytałem po spotkaniu, ten legendarny obrońca praw obywatelskich tylkosię roześmiał. To miasto potrzebuje idealisty  powiedział  nie takiego starego zgryzliwegopragmatyka jak ja.Teraz siedzę, obserwując zgromadzonych, a Jan Chancellor przedstawia Melissę Andrews, która ma wygłosić mowę powitalną.Wysoka dziewczyna o długich rudychwłosach odczytuje tekst z kartki, ani razu nie podnosząc oczu, ale mówi z prawdziwymuczuciem o bólu, z jakim zostawia swoją klasę, i strachu przed wejściem w świat, gdzienie będą jej chronić rodzice i przyjaciele.Moje spojrzenie błądzi po zasłuchanychtwarzach i odpływa ku otaczającemu nas lasowi.Wiosna przyszła na dobre, a wraz z niąrozpaczliwie potrzebny duch odnowy.Wieczorny wietrzyk jest chłodny i jednostajny, drzewa wokół stadionu kipią jasnązielenią młodych listków.Gdyby Natchez było takie przez cały rok, ludzieprzeprowadzaliby się tu tysiącami.Nagle z zadumy wytrąca mnie głos Jan Chancellor:.zasłużony prawnik, który odszedł u szczytu powodzenia, by zostać autorembestsellerów, ale dla mieszkańców tego miasta zawsze pozostanie mistrzem zwycięskiejdrużyny futbolowej Zwiętego Stefana.Panie i panowie, przed wami Penn Cage.Wstaję i w drodze na podium ściskam Jan.Przez ostatni miesiąc wykazała sięodwagą w przeciwieństwie do innych członków rady, których mógłbym wymienić znazwiska.Prawnicy słyną z upodobania do słuchania własnego głosu, ale kiedy staję przedtłumem, przypominam sobie własną regułę publicznych przemówień: do rzeczy, dopięciu minut, do domu.Pomagając sobie paroma notatkami, nagryzmolonymi dziś popołudniu w notesie, mówię maturzystom to wszystko, co się zwykle mówi w takichwypadkach: że to jest ich czas, że droga z tego boiska nie prowadzi już do Natchez, leczw wielki świat, że ten świat może należeć do nich, jeśli starczy im odwagi, by po niegosięgnąć.Mówię im także prawdy trochę bardziej gorzkie: że świat, który znajdą zagranicami Missisipi, jest bardzo różny od tego, w którym wyrośli; że dla odmiany terazci, którzy mają białą skórę, staną się ofiarami uprzedzeń, że w prawdziwym świeciesukces często zależy od tego, kogo się zna, a nie co się wie.Mówię wprost, że ichwykształcenie nie jest tak dobre, jak by mogło być, ale także, że emocjonalne oparcie,jakie zyskali w wielopokoleniowych rodzinach, aż nadto im to wynagrodzi.Choć niemam tego w notatkach, udzielam im także nauki, która mnie przysłużyła się dobrze wobu fachach: Jako ludzie Południa nieustannie będziecie lekceważeni przez wszystkich, zktórymi zetknie was los, i ta tendencja zadziała na waszą korzyść.Nauczcie się, jak towykorzystać.Odrywam wzrok od notatek i przez chwilę spoglądam na Mię w pierwszym rzędzie.Wpatruje się we mnie, jakby się spodziewała usłyszeć z moich ust jakąś doniosłą prawdę,jakieś inspirujące zakończenie mojej dotychczas typowej przemowy.Ale ja nie mamżadnych pereł mądrości.Za to mam nagłe olśnienie, które mną autentycznie wstrząsa.Tedzieci tu nie wrócą.W każdym razie najlepsze z nich.Jak powiedziałem Caitlin podczas kolacji w Castle, rodzice z tego pięknego i jedynego w swoim rodzaju miasta wychowujądzieci tak, by zamieszkały gdzie indziej.Nie wiadomo, kiedy pozwoliliśmy Natchezosunąć się w taki stan, że nie możemy zaproponować naszym najlepszym uczniomatrakcyjnych miejsc pracy, które by ich tu zatrzymały  choć bardzo byśmy tego chcieli.A to jest nie do przyjęcia.Nie będę wychowywał mojej córki w mieście, które nie daje jejprzyszłości.Z tą świadomością nadchodzi decyzja.Będę kandydował na burmistrza.Schodzę z podium, zakończywszy przemowę jakimś komunałem, ale kiedy wracamna swoje miejsce, czuję narastającą we mnie nową energię.Już wiem, dokąd zmierzam.Jan wraca na podium i przedstawia następną mówczynię jako jedną znajinteligentniejszych osób, jakie miała zaszczyt znać.Mia Burke.Mia wstaje i chwiejnie wchodzi na scenę.Zwykle porusza się tak zwinnie, żezastanawiam się, czy nie piła.Jeśli dobrze sobie przypominam, w dniu rozdaniaświadectw sam sobie golnąłem.Mia musi obniżyć mikrofon, żeby znalazł się na wysokości jej ust.Z widowni ktośgwiżdże zachęcająco i zapada cisza.Mia trzyma plik papierów i odzywa się zwyczajnie,jakby z nami rozmawiała. Wiecie.napisałam sobie całe przemówienie.Myślałam nad nim przez cały rok.Ale teraz, kiedy was widzę, nie chcę go czytać.Nasza klasa wiele przeżyła przez ten rok.Może zbyt wiele.Utraciliśmy.bardzo dużo.Dwie świetne osoby, ostatnie skrawkiniewinności.Nie wiem, czy zyskaliśmy coś poza doświadczeniem.Ale pewnie nie mamywyboru, kiedy się dowiadujemy, jak wygląda prawdziwe życie.Mia spuszcza wzrok, wyraznie walcząc ze sobą. Wiem, że rodzice się przestraszyli, kiedy dowiedzieli się o różnych sprawach pośmierci Kate i Chrisa.Oczywiście rodzice w każdym pokoleniu są wstrząśnięci, kiedydowiadują się prawdy o życiu swoich dzieci.Tak to już jest.Ale w tych czasach i przytym pokoleniu chyba mają prawo.Ja jestem z tego pokolenia, a też przeżyłam szok.Wydaje mi się, że nasze społeczeństwo osiągnęło etap, w którym runęły wszystkie formyograniczeń.Nie ma już zasad.W latach sześćdziesiątych nasi rodzice walczyli o wolnośćpolityczną i osobistą.I wywalczyli.My mamy tyle wolności, że to aż nie do zniesienia.Odkąd skończyłam pięć lat, w moim pokoju stoi komputer.Miałam dostęp dopraktycznie wszystkich informacji świata, odkąd skończyłam dwanaście lat  nie zbiblioteki, lecz pod palcami.Wystarczyło mi tylko zechcieć i mogłam mieć obrazkidokładnie wszystkiego, czego byłam ciekawa.I miałam.Czy jednak dzięki temu stałamsię lepsza? Nie wiem.Zrozumcie, lubię wolność.Ale nie można przesadzać, nawet z dobrymi rzeczami.Wpewnym momencie trzeba nakreślić granicę, uzgodnić zasady, w przeciwnym razie zapanuje chaos.Anarchia.Więc z grubsza chodzi mi o to: to nasze zadanie.Mówię onaszej klasie.I naszym pokoleniu.Znalezć punkt, w którym wolność przestaje byćbłogosławieństwem, a staje się przekleństwem.Nasi rodzice tego nie mogą zrobić.Oninawet nie rozumieją świata, w którym żyjemy.Może nie da się tego zrobić dla całegospołeczeństwa.Może w każdym wypadku to będzie indywidualna decyzja.Lecz coś misię zdaje, że ludzie, którym dano wolność absolutną, nie bardzo sobie radzą zwyznaczaniem granic.Mia wzdycha i raptem rozjaśnia się w tym swoim nadzwyczajnym uśmiechu. Fajnie jest być z Natchez.Ale pora z niego odejść.Chciałabym powiedzieć wamcoś inspirującego, chyba jednak nie tym razem.Naprawdę, wiążę wielkie nadzieje zprzyszłością.I wierzę, że potrafię zmienić świat.Ale wiem, że łatwe to nie będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •