[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinnam pójść doterapeuty.- Dobrze.Możemy się zobaczyć - odparłam.- Spotkajmy się pomiędzy dwunastą a dwunastą trzydzieści wLas Colimas.Wiesz, gdzie to jest?Wiedział.-I, doktorze Grzebyk.?- Tylko Grzebyk, bez doktora" - przerwał mi.- Grzebyk, proszę cię, nie dzwoń tutaj więcej, to.moje biuro.Spodziewałam się, że się sprzeciwi, że będzie nalegał, przekonywał, tymczasem usłyszałam tylko urocze istaroświeckie: Jak sobie życzysz, pani!" oraz odgłos odkładanej słuchawki.Wchodząc pod prysznic, zadawałam sobie pytanie, dlaczego zgodziłam się z nim spotkać.Musiał być jakiśpowód.Coś poza tym, że czułam się samotna i zmęczona, i pragnęłam kontaktu z innym człowiekiem.Zczłowiekiem.Mężczyzną, ale z takim mężczyzną, który nie wygląda jak mutant i nie przesuwa mięśni podskórą z taką samą łatwością, jak zmienia się ubranie.A może powinnam wykorzystać okazję, żeby wydobyć zniego informacje, co dzieje się w kostnicy z nieżywym wampirem? Tak, to jest to.O matko, ale się żałośnieusprawiedliwiam.Stałam wciąż pod prysznicem, kiedy ponownie odezwał się dzwięk telefonu.Zakręciłam wodę i pobiegłamgo odebrać, zostawiając po drodze wilgotne, mydlane ślady na linoleum.- Tak? - spytałam, biorąc tym razem pod uwagę, że to nie musi być Jim.- Tu Maxine, moja droga.- Witam, Maxine.- Mistrz Zakonu życzy sobie widzieć cię dziś w swoim biurze o ósmej trzydzieści - przekazała mi krótko.- Bardzo ci dziękuję - odpowiedziałam.- Nie ma za co, moja droga - rzuciła życzliwie.Odłożyłam słuchawkę i wróciłam pod prysznic.Gorąca woda uderzyła we mnie silnym strumieniem, przyjemnie pieszcząc mięśnie i kojąc ich napięcie.Znów zadzwonił telefon.Zawarczałam ze złości i nie troszcząc się o zakręcenie wody, wyszłam z łazienki i ciężko stąpając,podążyłam do salonu.- Co tam? - krzyknęłam w słuchawkę.- Masz pieprzoną czelność dzwonić do mnie rano! - huknął na mnie Jim.-Wybacz mi, że przerwałam twoją cudowną drzemkę - odpowiedziałam równie miłym tonem.- Po co, do diabła, do mnie dzwoniłaś? - Jego głos stawał się coraz bardziej nerwowy.- Chcę, żebyś nareszcie przejrzał na oczy i dał mi listę morderstw, których dokonali członkowie Gromady.Miejsce, czas i tak dalej.- Dobrze wiesz, że to są ściśle tajne informacje.Myślisz, że kim, do cholery, jesteś?-Jestem jedyną osobą, którą to gówno obchodzi.Spójrz za okno.Widzisz te tłumy ludzi, które tylko czekają,by pomóc waszym futrzastym dupom?Trzasnęłam słuchawką i wróciłam pod prysznic.Gdybym była mądrzejsza i bardziej spostrzegawcza, amoże mniej zdenerwowana, pewnie zaniepokoiłaby mnie nieobecność pary, ale ponieważ nie posiadałampewnie żadnej z tych zalet, a ponadto kipiałam ze złości, weszłam prosto pod lodowato zimną kaskadę wody.Po prostu kiedy rozmawiałam, z nieznanych mi przyczyn przestała lecieć ciepła woda i ani stukanie w rurkę, anirozpaczliwe ruchy kurkiem niczego nie zmieniły.Dałam zatem za wygraną, zakręciłam wodę i zaczęłam sięwycierać.To nie wróżyło dobrze.Już przypuszczałam, jaki dzień mnie czeka.Usiadłam w jednym z głębokich krzeseł stojących w biurze Mistrza Zakonu.Tym razem Ted nie rozmawiałprzez telefon.Zamiast tego przyglądał mi się zza biurka niczym średniowieczny król, który zza wałówochronnych swej fortecy obserwuje oblegających zamek Saracenów.Minuty zdawały ciągnąć się w nieskończoność.W końcu Mistrz odezwał się pierwszy.- Wyciągnąłem twoje akta z Akademii.O cholera!- Miałaś kategorię W" - powiedział spokojnie. W" czyli wybraniec".W sumie nic takiego, naprawdę.- Czy wiesz - kontynuował - ilu giermków z kategorią W" przyszło do Akademii w czasie trzydziestuośmiu lat jej istnienia?Wiedziałam.Greg mówił mi to tyle razy, że chyba powinnam mieć już dziury w bębenkach, ale infor-mowanie o tym Mistrza Zakonu nie wydawało mi się dobrym pomysłem.Brzmiałoby raczej jak prowokacja,więc trzymałam język za zębami i starałam się udawać nieświadomą.- Ośmiu - powiedział dobitnie, jakby chciał mnie zarazem wyróżnić i zawstydzić.- Ośmiu, łącznie z tobą.Próbowałam zachować poważną minę.Mistrz przesunął pióro o pięć centymetrów w lewo, rozejrzał się uważnie dookoła i znów spojrzał na mnie.- Dlaczego odeszłaś? - spytał cicho.- Miałam problem z podporządkowaniem się autorytetom.- Spaczone pojęcie honoru studenta?- To było coś więcej - odpowiedziałam szczerze.- Zrozumiałam, że Zakon to miejsce nie dla mnie iwycofałam się, zanim miałam okazję zrobić coś naprawdę głupiego.W chwili, kiedy wypowiadałam te słowa, w głowie odezwał się pełen pretensji głos Grega: I stałaś sięnajemnikiem, mieczem do wynajęcia.Zabijasz, nie znając celu ani przyczyny".Mistrz odezwał się znowu:- Teraz pracujesz dla Zakonu.-Tak.-Jak się z tym czujesz?- Dobrze, panie doktorze, choć to raczej bolesny i drażliwy problem.Zlekceważył mój dowcip.- Nie mam ochoty na żarty.Chcę wiedzieć, jak się z tym czujesz?- Posiadanie bazy wypadowej w mieście jest całkiem fajne.Nalepka WP na identyfikatorze otwiera wieledrzwi.No, ale nie da się ukryć, że ta robota wiąże się również z wielką odpowiedzialnością.- Uczciwiewyliczyłam zalety i wady mojej nowej profesji.- Masz z tym problem? - spytał.Pewnie chodziło mu o odpowiedzialność.- Tak - przyznałam szczerze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]