[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedział przy stole bokiem, wpatrzony w ścianę, z wyciągniętymi przed siebie nogami.Już teraz wy-dawał się odległy, poszarzały, pogrążony w marzeniach; przestał teżubiegać się o cudze współczucie.Natomiast Gerda była ożywiona ipodniecona.Henryk na próżno usiłował przywrócić między nimiporozumienie.Unikała jego wzroku, umykając przed niemymi próbaminawiązania kontaktu.Włożyła letnią suknię i wyglądała młodo i żwawo.Henryk, spoglądając przez okno na słońce, które pieściło i wieńczyłoswym blaskiem czerwoną ceglaną ścianę pawilonu  królowej Anny , z tejstrony pokrytego pączkami glicynii, czuł się tak, jakby budził się ze snu.Lub raczej jak gdyby miał nocne koszmary, a potem stwierdził, że torzeczywistość.Czyżby nie wiedział, nie rozumiał, co robił dotychczas,zanim zobaczył przylepione do krzeseł białe etykietki i Lucjusza, zbytnieszczęsnego, żeby chociaż zachować pozory? Przez cały czas od chwilipowrotu do domu przeżywał, po raz pierwszy i jedyny, orgię samowoli.Wydawało mu się, że nigdy przedtem naprawdę ani konkretnie nic nierobił, nigdy nie wyciągnął mocnej, władczej ręki, żeby zmienić świat, nigdyaż do tej chwili.A teraz dokonał tego odważnie, z nadzieją, że pozna pełniężycia, A jednak czuł się raczej tak, jakby zabił siebie samego.Zniszczyłdom swoich przodków, wygnał matkę i pozbawił dachu nad głową tegośmiesznego, pretensjonalnego i nieszkodliwego staruszka.Czy zrobił to,aby dowieść swojej determinacji, czy też z poczucia obowiązku albo przezzemstę? Nie mógłby udzwignąć ciężaru majątku i bogactw, i zepsucia,jakie ze sobą niosą, a przecież wszystko inne było tylko konsekwencją?Czy nie była to odwaga moralna i wyciąganie konsekwencji?Lucjusz przyjął pieniądze, a matka na pewno da sobie radę.On zaśożeni się i wróci do Ameryki z tą drogą bezradną kobietą, której los od tejpory od niego będzie zależał.Jak się ta sprawa miała do siły woli? I jeśli wefekcie dokonał spustoszenia, czy nie pragnął tego i czy nie jest to jegodzieło, jak żadne inne przedtem? Zyskał jakieś wyzwolenie, zdobył jakąśStefanię i z tego stworzy sobie przyszłość, właściwą decyzję i żonę.Ajednak przeżywał okropną mękę i żal; kojarzył to w pewnym stopniu zrozmową, w której, po raz pierwszy od czasu swego dzieciństwa,naprawdę, może tylko przez kilka sekund, mógł się z matką porozumieć.Ito porozumienie stworzyło jakąś głęboką szczelinę, obudziło w nim jakąśstarą zdolność do miłości dla matki.%7łyła w nim jeszcze miłość, która nieznała jej zbrodni lub mogła udawać, że o nich nie wie.Tylko teraz nie byłojuż czasu i Gerda znowu zamknęła się w sobie i uzbroiła w okropną,jaskrawą wesołość.Henryk wpatrywał się w nią, ale ona nie chciałaspojrzeć mu w oczy.Pragnął dotknąć jej ręki.Wyciągnął palce i poruszył kilka okruchów na stole, zastanawiając się, czy zauważyła jego gest i to,co się za nim kryje. No cóż, wez może kawałek chleba  powiedziała Gerda do Lucjusza. Pojadę do Audrey jeszcze przed licytacją. Nie możesz wyrzekać się chleba na zawsze.A poza tym niewiele jestna kolację. Mam dostać pokój Toby ego.Wiem, co to znaczy. A cóż to znaczy? Herbaty? Gdzie jest Stefania?  zapytał Henryk, który nie widział jej od chwiliprzyjazdu. Albo w łóżku, albo na spacerze. Mam nadzieję, że poszła na spacer  powiedział Henryk  to jejdobrze zrobi.Tak bardzo zależało mu, żeby poszła na spacer.Każdy powrót do niejściskał mu teraz serce bólem, jak powrót do klatki chorego zwierzęcia.Bałsię, że kiedy wejdzie na górę, zobaczy, jak Stefania leży w łóżku,rozsypując po pościeli popiół z papierosów, i wodzi po ścianach pokoju,jak mu się zdawało, celowo tępym wzrokiem.Jezu Chryste, ma wyjść zamąż i tak się teraz czuje! I ja też czuję się trochę podobnie.Przypuszczam,że wszyscy ludzie czują się jakoś skazani, kiedy się żenią.Ale kiedywydostaniemy się z tego impasu, kiedy znajdziemy się w Sperriton,wszystko się zmieni.I perspektywa spotkania z Russem i Bellą rozbłysłaprzed nim na chwilę jak złota iskra. Idz i zobacz, może ją gdzieś znajdziesz  powiedziała Gerda.Zapytaj, czy by nie przyszła na herbatę.Henryk wstał i wyszedł do hallu.Na stole zobaczył list z Amerykiadresowany dużym pismem Belli, włożył go do kieszeni i przez frontowedrzwi przeszedł na taras.Zachodzące słońce uderzało z całą siłą w fasadępawilonu  królowej Anny , rzucając na zielone zbocze po prawej stroniedługie zaokrąglone cienie wysokich drzew.Jezioro wibrowało błękitem, aciepłe powietrze, nasycone wonią kwiatów, drżało od śpiewu ptaków.Henryk rozglądał się niespokojnie, szukając na mostku lub w pobliżujeziora postaci Stefanii w miękkim kapeluszu od słońca, ze staromodnymparasolem, który Henryk sam dla niej wynalazł i z którego wydawała siębardzo zadowolona.Dzisiaj, podobnie jak jego matka, włożyła pewnieletnią sukienkę.Ale nigdzie nie dostrzegł jej osoby.Na rozległych połaciach trawy skakało tylko kilka wiewiórek.W kierunku lasu jak jakiśomen przefrunęło srocze trio [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •