[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu\ przed zamknięciem ponownie zjawiła się dziwnakobieta, którą widziałam tu wczoraj, kupiła kolejne pudełko trufli i zostawiłaprezent dla Rosette.Bardzo mnie to zdziwiło: nie nale\y do grona naszych stałychklientów i nawet Zozie nie wie, jak się nazywa.Po rozpakowaniu prezentu naszezdumienie wzrosło niepomiernie.Pudełko zawierało lalkę, wprawdzie niewielkichrozmiarów, lecz na oko starą i o du\ej wartości, o miękkim tułowiu i porcelanowejtwarzyczce, w czepku obszytym futerkiem.Rosette naturalnie nie posiada się zeszczęścia, ale przecie\ nie mogę przyjąć tak cennego prezentu i to od nieznajomejosoby.Spakowałam lalkę z powrotem do pudełka z zamiarem oddania jej kobieciegdy  jeśli  zjawi się ponownie. Co się przejmujesz?  powiedziała Zozie. Pewnie nale\ała do jej dzieci czycoś w tym rodzaju.Wezmy madame Luzeron i jej mebelki. Tylko je po\yczyła  przypomniałam. Daj spokój, Yanne  odparła Zozie. Naprawdę, przestań być takapodejrzliwa.Daj ludziom szansę.Rosette wskazała pudełko. Dzidziuś", pokazała. No dobrze.Ale tylko do jutra.Rosette bezgłośnie zapiała z radości. Widzisz?  uśmiechnęła się Zozie. To nie takie trudne.Mimo to coś mnie dręczy.Wszystko przewa\nie ma swoją cenę, za ka\dy prezent i przejaw \yczliwości przyjdzie w końcu zapłacić z nawiązką.Przynajmniejtego nauczyło mnie \ycie.Dlatego teraz mam się na baczności.Dlatego wieszamdzwonki nad drzwiami, by ostrzegały mnie o przybyciu śyczliwych, którzyupomną się o zaległy dług.Anouk wróciła ze szkoły jak zwykle; usłyszałam tylko tupot na schodach, gdyszła do swojego pokoju.Usiłowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio przywitałasię ze mną jak nale\y, przybiegła pocałować, wyściskać i porozmawiać.Wmawiamsobie, \e jestem przewra\liwiona.Ale był czas, kiedy prędzej zapomniałaby oPantoufle'u ni\ o tej odrobinie czułości.Tak, dziś chętnie ujrzałabym nawet jego.Choćby w przelocie, na dowód tego,\e moje dziecko lata wcią\ istnieje.Lecz nie widziałam go od wielu dni, Anouk zaśostatnio prawie się do mnie nie odzywa.Nie opowiada nawet o Jeanie-Loupie ani okole\ankach ze szkoły, ani o Roux, Thierrym, a nawet o przyjęciu, chocia\ wiem,ile wysiłku wło\yła w wypisywanie zaproszeń (ka\de ozdobione gałązkąostrokrzewu i małpką), układanie jadłospisu i planowanie gier.Teraz obserwuję ją ponad blatem stołu i nie mogę się nadziwić, jak doroślewygląda.I jaka jest niepokojąco piękna, z ciemnymi włosami, chmurnymspojrzeniem i subtelnie zarysowującymi się kośćmi policzkowymi w o\ywionejtwarzy.Patrzę, jak bawi się z Rosette i z wdziękiem pochyla głowę nad \ółtym lukremtortu.I wzrusza mnie widok małych rączek Rosette w większych dłoniach siostry. Zdmuchnij świeczki, Rosette  mówi. Nie, nie pluj.Zdmuchnij.O tak.Patrzę, jak rozmawia z Zozie.Och, Anouk, to się dzieje tak szybko, ten nagły przeskok ze światła do mroku, zbycia dla kogoś centrum wszechświata do przejścia na drugi plan, gdzie stajemy sięledwie cieniem, marginalnym, niegodnym uwagi i analizy.Póznym wieczorem, gdy zostaję sama w kuchni, wkładam do pralki rzeczyAnouk.Na chwilę unoszę je do twarzy, jakby zachowały tę utraconą przeze mniecząstkę dziecka.Pachną powietrzem, kadzidłem z pokoju Zozie orazherbatnikowym potem.Czuję się jak kobieta przetrząsająca kieszenie kochanka wposzukiwaniu dowodu jego niewierności.W kieszeni spodni znajduję coś, co zapomniała wyjąć.To drewniana laleczka zkołka na ubrania, podobna do tych z wystawy adwentowej.Patrzę uwa\nie i widzę,kogo miała przedstawiać, widzę twarz narysowaną flamastrem i trzy rude włosyzawiązane wokół pasa.A gdy mru\ę oczy, dostrzegam otaczającą ją bladąpoświatę, tak mglistą i znajomą, \e niewiele brakowało, a bym ją przeoczyła. Raz jeszcze podchodzę do witryny i spoglądam na jutrzejszą odsłonę.Otwartedrzwi ukazują jadalnię, gdzie wszyscy zebrali się przy stole, na którym stoiczekoladowy tort.Nie zabrakło te\ maleńkich świeczek oraz talerzyków i szklanek,a gdy spoglądam uwa\niej, rozpoznaję przybyłych gości: grubego Nico, Zozie,chudziutką Alice w wielkich butach, madame Pinot z krucyfiksem, madameLuzeron w \ałobnym płaszczu, Rosette, siebie, a nawet Laurenta.Thierry, który niezostał zaproszony, stoi pod zaśnie\onymi drzewami.Wszystkich spowija złocista poświata.Ot, drobiazg.O nie, wcale nie drobiazg.Przecie\ w tej zabawie nie ma nic złego, tłumaczę sobie.Poprzez zabawy dzieciracjonalizują świat, baśnie zaś, nawet najmroczniejsze, pomagają im pogodzić sięze stratą, okrucieństwem, śmiercią.Jednak\e ta scenka kryje w sobie coś jeszcze.Rodzina i przyjaciele zebraniprzy stole, choinka, ciasto czekoladowe  to wszystko znajduje się wewnątrzdomku.Na zewnątrz wygląda inaczej.Wszędzie le\y gruba warstwa cukrowegośniegu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •