[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byliby głupcami, gdyby nieuwierzyli, że pochłonął nas ów wielki wiatr.Jak sądzisz, jak długo tu się znajdujemy?Dziesięć dni czy może dwadzieścia?- Być może dziesięć.- Lauratas wzruszył ramionami. A być może dwadzieścia.Zapewne nie dowiemy się tego nigdy, gdyż nie będziemy pytali, a sami jakże mieli-byśmy się przekonać?Zatrzymał się przed zagradzającą korytarz ścianą skal-ną, spojrzał na chłopca i próbowałsię uśmiechnąć.- Jak sądzisz, czy będzie noc, czy dzień, gdy wreszcie | ujrzymy świat?-Dzień.Chciałbym ujrzeć słońce raz jeszcze.Nocy tu aż nazbyt wiele.Lecz nie o tymrozmyślam.- O czymże rozmyślasz, chłopcze?- O tym, że minęła już pora przyboru wód w jeziorze.Gdybym nie zabił tego potwora,dawno już poszarpałby mnie on i pożarł.A więc cokolwiek się stanie, dobrze uczyniłemzabijając go.- Spojrzał na mężczyznę, który uklęknąwszy ustawił lampę na skrajuotworu i gotował się do wśliznięcia w głąb.- Lecz ty, Lauratasie, żyłbyś nadal spokojniew świątyni Sebeka i nikt nie ścigałby cię jak dzikie zwierzę ani nie tkwiłbyś w tymgrobie odcięty ścianą skalną od świata.- Spraw takich nie należy rozważać.- Lauratas niechętnie potrząsnął głową.- Nieczłowiek rządzi swym losem, lecz zawsze dzieje się tak, jak zechcą bogowie.Być możezesłali cię do tej ziemi, abyś mnie z niej wywiódł.bym mógł przed śmiercią ujrzećkrainę ojców.Sam nie znalazłbym śmiałości w mym sercu i nie uciekłbym nigdy.A cóżznaczy kilka lub choćby i kilkadziesiąt lat jeszcze w niewoli? Umarłbym w obcej ziemi iciało moje rzucono by do dołu, który wykopałby inny niewolnik.Nie znamy czasuprzyszłego.Mogło się zdawać, gdy zabiłeś owego krokodyla, że schwytają nas przedzapadnięciem zmroku.Sam byłem o tym przeświadczony.A oto minęło już wiele dni inocy, a żyjemy.I choć jesteśmy uwięzieni w tym grobowcu, nie mamy tu jednak żadnegopana.Od wielu lat nie byłem tak wolny, jak tu jestem.Podaj mi nóż.Wsunął głowę w otwór, a po chwili zniknęły w nim jego ramiona.Z wolna wsuwał się coraz głębiej.Trzymając lampę tuż nad ziemią, Białowłosy starał się przyświecać mu niemal poomacku.Usłyszał postukiwanie kamienia o rękojeść noża, a pózniej przytłumiony głos:- Echo w skale jest odmienne.Chwila ciszy.Kilka uderzeń.Cisza.Białowłosy czekał powstrzymując oddech i starając się9-Czarne okręty 1.1trzymać lampę jak najbliżej otworu.Płomień jej chwiał się lekko.Naszczęście musiały istnieć niewidzialne szcze-liny i nierówności pomiędzy zboczemwzgórza a skała zagradzającą wejście.Ponownie kilka lekkich uderzeń, Cisza.- Cóż tam, Lauratasie? - Nie wiedział czemu, leczwyszeptał te słowa.Kreteńczyk nic nie odrzekł.Po chwili w otworze ukazały się jego nagie stopy,pózniej nogi i wreszcie wyczołgał się i siadł na brzegu zagłębienia.Widząc, że chłopiecotwiera usta, uniósł ku wargom dłoń, w której trzymał nóż.Pózniej bez słowa skinąłgłową.Białowłosy postawił lampę i wskazał otwór.Lauratas przytaknął po raz drugi.Wstał i pochylając się do ucha chłopca powiedział cicho:- Już.Zobaczyłem gwiazdy.jednym okiem, bootwór nadal jest jeszcze maleńki.Odetchnął głęboko i otarł z czoła pot, który wystąpił na nim gęstymi kroplami, choćKreteńczyk pracował tylko kilka chwil.Przymknął oczy.- Sam zobacz, jeśli chcesz.Chłopiec bez słowa wczołgał się do otworu.Początko-wo nie dostrzegł niczego,ciemność była tu tak samo gęsta jak w głębi grobowca.Dotykając gorączkowo palcamiskały, szukał w niej szczeliny.Znalazł i przywarł do niej twarzą, czując zimne dotknięciekamienia.- Widzę.- powiedział wreszcie.- Widzę przeciwle-gły szczyt wzgórza, a nad nimgwiazdy.jedna.druga.trzecia.Lauratasie! To prawda! Widzę je wszystkie! Podajmi nóż!Cofnął się i nie odwracając głowy, wyciągnął dłoń za siebie.- Zaczekaj! - powiedział Kreteńczyk.- Powróć tu, do mnie!Niechętnie, czując serce gwałtownie bijącew piersi, Białowłosy cofnął się i wyszedłz otworu.- Czemu mnie powstrzymujesz? Musimy przecież przebić się na zewnątrz! Jest noc,winniśmy wydostać się stąd, nim nastanie dzień!- Zapewne, lecz najpierw przygotujemy to, co mamy zabrać ze sobą.Zbierzmy broń iżywność, które chcemy mieć, i przyniesiemy tu, abyśmy nie musieli powracać po nie,gdy otwór będzie już dostatecznie wielki.Cofnęli się do przedsionka grobowego i zapalili wszyst-kie lampy, mrużąc oczy nie przywykłe do tak wielkiego blasku.Białowłosy zbliżył się ku stosowi broni.- Czy wezmiemy oszczepy?- Zawadzałyby nam jedynie, gdy nie mamy koni i sami musimy nieść wszystko, coniezbędne do życia.Sądzę, że łuki bardziej, nam mogą być przydatne dla upolowaniazwierzyny i odparcia wroga, jeśli go napotkamy.Noży nie pozostało wiele.Białowłosy wybrał jeden z nich, długi o wykładanej złotem idrogimi kamieniami rękojeści.Mimowolnie dotknął piersi.Jego własny nóż, jedynyprzedmiot, który łączył go z domem rodzinnym, nadal spoczywał w pochwie z koziejskóry, zawieszony na szyi.Wsunął ów drugi nóż do kołczanu pełnego strzał, wybrał krótki łuk z ciemnego drzewa,także wykładanego srebrem tworzącym dziwaczny napis, i rozejrzał się nie-zdecydowanie.- Zostało nam jeszcze kilka cebul, Lauratasie, i nieco ziarna w misach.Czy pragniesz jezabrać z sobą?- Wezmiemy cebule, gdyż nie wiadomo, kiedy udanam się znalezć coś, co będzie zdatne jako jadło.Jeślibogowie pozwolą nam opuścić Dolinę Zmarłych, chcęminąć najspieszniej pasmo wzgórz i dotrzeć do morzatrzcin i zarośli nad rzeką.Gdy dotrzemy tam, trzebawśród zarośli nadbrzeżnych wyszukać opuszczoną małąłódz i nocami płynąć kumorzu, a za dnia kryć sięw najbardziej ustronnych miejscach, pośród bagien, gdzieżyje ptak i krokodyl.Brzegi wielkiej rzeki są zamieszkaneaż ku morzu gęsto i nie masz tam prawie miejsca, gdzie bynie było ludzkich siedzib.Każdy z napotkanych.wieśnia-ków doniósłby o naszym pojawieniu się.Lecz rzeka, imbliżei ujścia, tym szersza i bardziej rozlewna, a dzieli sięteż na wiele odnóg sunących ku morzu.Jeśli uda nam sięw mrokach nocy wyminąć wielkie miasta, wierzę, żez pomocą bogów możemy osiągnąć brzeg morski. A wówczas?- A wówczas będziemy wiedzieli, że od naszych krain rodzinnych dzieli nas jedyniemorze.Tyś przyszedł nad nim na świat i, jak mówisz, lud twój czerpie z niego życie jakinne ludy z roli lub rzemiosła.Ja także jestem synem wyspy, której okręty władająmorzami, i nie lękam się fal błękitnych ani gniewu Posejdona.Zresztą powtarzam odchwili, gdy zabiłeś owego potwora: lepsza każda śmierć niż ta, którą zgotować nampragnęli kapłani Sebeka.- Urwał i położył chłopcu rękę na ramieniu.- Pamiętaj,abyśmy nie dali się żywcem pojmać, gdyż to byłoby najgorsze.Białowłosy skinął w milczeniu głową, pochylił się, rozdarł jedną z białych szat ofiarnychi uczyniwszy z jej strzępu węzełek, wsypał do niego pozostałe cebule [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •