X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amalie odwróciła się, żeby na niego spojrzeć.Oczy miał zamknięte i po chwili zacząłrówno oddychać.Gwałtownie się poderwała.Sama pojedzie do H�gensenów! Nie może być posłusznaOlemu.Poza tym on będzie długo spał i nie zauważy jej nieobecności.Wymknęła się z sypialni i zbiegła na dół.W kuchni Berte czytała książkę, a Kajsa kręciła się w kółko z dużą drewnianą łyżką wręku, coś do siebie mówiąc.Służąca podniosła wzrok.- Wyglądasz na zmęczoną.- Uśmiechnęła się.- Ty też powinnaś się przespać.Amalie pokręciła głową.- Nie czuję się ani trochę zmęczona, za to się boję.Muszę pojechać do Karoliusa, spraw-dzić, czy wszystko u niego w porządku.Gdyby Ole się obudził, powiedz, że jestem w Furulii.- Dlaczego?- Rozgniewałby się, gdyby usłyszał prawdę.Tym razem muszę skłamać dla spokoju wdomu.- Dobrze, tak mu powiem - zapewniła Berte.- Będziesz miała oko na Kajsę do mojego powrotu?- Tak, oczywiście.Amalie odwróciła się, kiedy otworzyły się drzwi i do kuchni weszła rozpromieniona Eli-se.Amalie zamierzała porozmawiać z nią o Paulu, ale to musi poczekać.Trzeba się śpieszyć!Zeskoczyła na ziemię, puszczając Czarną wolno.Podbiegła do domu i mocno zastukałado drzwi.Zaraz pojawiła się w nich młoda dziewczyna.L RT - Czym mogę służyć? - spytała i na wszelki wypadek dygnęła.- Szukam gospodarza - wyjaśniła Amalie.- Nie ma go w domu.- A gdzie jest?- Poszedł do lasu zapolować na zające.Amalie westchnęła.Tylko tego brakowało! Nie miała najmniejszej ochoty biegać za Ka-roliusem po lesie.- A gdzie ludzie lensmana? - spytała jeszcze.- Nie wiem, proszę pani.Pożegnawszy się, Amalie ruszyła przez dziedziniec.Zanim doszła do konia, natknęła sięna Louise.- Dzień dobry.Co cię do nas sprowadza?- Dzień dobry - odparła uprzejmie i w krótkich słowach wyjaśniła, z jaką sprawą przy-bywa.Gospodyni tak pobladła, jakby zaraz miała się przewrócić.- Chyba zwariowałaś! Karoliusowi nic nie grozi.Kto tak powiedział?Amalie się zmieszała.- Ole mi mówił, że są tu funkcjonariusze, którzy mają pilnować twojego męża - odparła.Louise pokręciła głową.- Co za bzdury! Dlaczego mojemu mężowi miałoby coś grozić? Przecież nikt nie chcejego krzywdy.Amalie nic z tego nie rozumiała.Czyżby Ole ją okłamał? Nie, to wykluczone, to do nie-go niepodobne.- A wiesz, gdzie Karolius jest teraz? Służąca mówiła, że poszedł do lasu na polowanie.Oczy Louise pociemniały.- Ta dziewczyna stale wtyka nos w nie swoje sprawy, muszę jej przemówić do rozumu.Gospodyni już chciała odejść, ale Amalie ją zatrzymała.- Służąca w niczym tu nie zawiniła.To ja ją zapytałam, a ona musiała mi odpowiedzieć.Louise kiwnęła głową.Jej twarz przypominała maskę.Nic nie zostało z tej kobiety, którąAmalie znała dawniej.Aż przykro było na nią patrzeć.- A tak naprawdę po co tu przyjechałaś?- %7łeby ostrzec twojego męża.L RT - Zupełnie niepotrzebnie.Karoliusa i tak tu nie ma.Ostatnio widziałam go koło %7łlebuTrolli.To powiedziawszy, gospodyni weszła do domu.Amalie rozejrzała się dokoła, a zauważywszy parobka, czym prędzej do niego podeszła.- Potrzebuję pomocy - oznajmiła.- W czym, proszę pani?- Ciekawa jestem, czy wiesz, co się dzieje z twoją gospodynią?Mężczyzna uciekł wzrokiem, a po chwili odchrząknął.- Niezbyt dobrze jej się wiedzie, biedaczce.Najpierw straciła syna, a teraz jeszcze nierozmawia z mężem.Obawiam się, że to dla niej trochę za wiele.- Wiesz, gdzie jest teraz twój gospodarz? - spytała, chcąc się upewnić, czy Louise mówi-ła prawdę.- Tak, poszedł do lasu polować.Jeśli chce się pani z nim zobaczyć, mogę panią tam za-prowadzić.- Dziękuję.Razem ruszyli w stronę zagajnika.Mężczyzna szedł niespiesznie, z rękami w kiesze-niach.Nie znała jego imienia, ale w tej chwili nie było to takie ważne.Nie wiedziała, jak długo wędrowali ścieżką, gdy nagle dosłownie weszli na strzelbę leżą-cą w trawie.Parobek zatrzymał się i podniósł broń.- Ojej, to dziwne.Przecież to strzelba pana H�gensena!Amalie dech zaparło w piersi.A więc Louise nie kłamała.- Musisz mnie zaprowadzić do %7łlebu Trolli - rzekła do parobka.Spojrzał na nią przerażony.- Do %7łlebu Trolli? Za nic na świecie! Boję się.Przecież to miejsce składania ofiar!- Musisz mi towarzyszyć, nie mogę tam iść sama - oświadczyła, wymijając go.- Pomo-żesz mi w odnalezieniu gospodarza.- Głos jej drżał, w ustach jej zaschło.- Dobrze, pójdę z panią, ale gospodyni będzie zła, że nie ma mnie w obejściu.Ona jestzupełnie.- Urwał, a Amalie zrozumiała, że bał się powiedzieć za dużo.Ruszyli dalej ścieżką.Las w okolicy rósł gęsto, dlatego Amalie zdumiał widok obozują-cej fińskiej rodziny.Kiedy jednak dostrzegła płonący kawałek dalej ogień, zrozumiała, że szy-kują tereny pod pola, na których za rok wśród popiołu posieją żyto.L RT Pomachawszy Finom, szła dalej.Gałęzie uderzały ją w twarz, starała się je rozchylać, aleone jakby umyślnie łapały ją za włosy.Parobek pomagał jej na tyle, na ile mógł, w końcu ruszył przodem, aby torować jej dro-gę.Ucieszył ją ten przejaw troski.- Już niedaleko - rzucił mężczyzna po dłuższej chwili milczenia.Kiwnęła głową.- Wiem, gdzie jestem.To tutaj.- Nie dokończyła, bo tamtym razem nie Olego wycią-gnięto z jaru, tylko Sigmunda.Wciąż nie rozumiała, jak mogła tak ich pomylić, ale nie widziaławtedy wyraznie.Była w szoku.Z każdym krokiem szło jej się coraz trudniej, a nogi wydawały się cięższe.- Coś tu się kryje - stwierdziła, przełykając ślinę.Parobek zatrzymał się przerażony.- Niech mnie pani nie straszy!- Wcale nie chciałam cię straszyć, po prostu coraz trudniej mi się idzie.Zauważyła ptaki, które latały nisko, zanosząc się głośnym skrzekiem, jakby w głębi jaruznalazły jakąś zdobycz.- Ktoś tam leży.Jestem tego pewna - rzekła, patrząc na martwe drzewa kręgiem otacza-jące rozpadlinę.Zadrżała, ale szła dalej.Nie zwracała uwagi na coraz mocniejsze walenie serca i corazszybszy oddech.Musiała się przekonać, jaka tajemnica się za tym kryje.Podeszła do krawędzi izajrzała w ciemną głęboką jamę.Parobek stanął obok niej, wychylił się i zaraz zasłonił usta ręką, tłumiąc krzyk.- Tam ktoś jest - szepnął.- Tak, też widzę.- Amalie cała się trzęsła.Pociemniało jej w oczach.Głęboko w dole leżał Karolius.Zrozumiała, że ktoś do niego strzelał.Zciekająca z ple-ców krew utworzyła już przy nieruchomym ciele kałużę.Parobek biegiem ruszył w dół rozpadliny, potrącając drobne kamyki.Kilka razy się po-ślizgnął, ale zdołał utrzymać się na nogach.W końcu znalazł się przy gospodarzu.Amalie wi-działa tłuste ciało Karoliusa i włosy przylepione do głowy.Nie ruszał się, rękę miał zgiętą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •