[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A gdybyście wiedzieli, to i tak byście nie powiedzieli.Nigdy by-ście się nie przyznali, jeśliby się okazało, że przeciek nastąpił w którejśz agencji rządowych, w FBI, w US Marshals Service, w prokuraturze fe-deralnej, w Departamencie Sprawiedliwości, w Zarządzie Więziennic-twa i diabli wiedzą gdzie jeszcze.Ilu ludzi o tym wiedziało, panie We-stlake? Kilkudziesięciu, może więcej.Czy Ruckerowie mnie znalezli, bonatrafili na mój trop, czy może po prostu wyśledzili śledzące mnie FBI? Zapewniam, że nie było żadnego wewnętrznego przecieku. A przed chwilą pan przyznał, że pan nie wie.Pańskie zapewnieniasą nic niewarte.Jedyne, co wiadomo na pewno, to to, że każdy zamie-szany w sprawę będzie teraz krył własną dupę i pokazywał palcem ko-goś innego.Nie wierzę ani jednemu pańskiemu słowu, panie Westlake.Panu ani nikomu innemu. Musisz nam zaufać.Zrobiło się bardzo niebezpiecznie, możewręcz śmiertelnie niebezpiecznie. Ufałem do tej pory.I co mi z tego przyszło? Koniec z zaufaniem.Skończyło się. Musimy cię ochraniać do chwili rozprawy.Chyba to rozumiesz.Poprocesie możemy przestać się tobą zajmować.Ale do tego czasu musi-my mieć pewność, że nic ci nie grozi.Po to założyliśmy im podsłuch.Pilnowaliśmy Ruckerów i nam się poszczęściło.Jesteśmy po twojej stro-nie, Max.Jasne, gdzieś coś nie zadziałało, ale dowiemy się gdzie.Todzięki nam siedzisz tu teraz cały i zdrowy. Gratulacje! parskam i idę do łazienki.Prawdziwa awantura wybucha, gdy ich informuję, że rezygnujęz programu ochrony świadków.Dan Raynor mi tłumaczy, jak niebez-pieczne stanie się moje życie, jeśli nie dam się stąd wywiezć i ukryć parętysięcy kilometrów dalej pod jeszcze innym nazwiskiem.Trudno, zary-zykuję, spróbuję ukryć się sam.Westlake wręcz mnie błaga, żebym zo-stał z nimi.Mówi, że moje zeznania będą kluczowe dla wyniku procesu.Bez nich może zapaść wyrok uniewinniający.Raz po raz im przypomi-nam, że przecież mają jego przyznanie się do winy i żaden sędzia fede-ralny go nie odrzuci.Obiecuję stawić się na rozprawie.Tłumaczę im, żebędę bezpieczniejszy, jeśli tylko ja będę znał swoją kryjówkę.Po prostuw programie ochrony uczestniczy zbyt wiele osób.Raynor po raz kolej-ny przypomina, że jeszcze się nie zdarzyło, by US Marshals Serviceutraciła chronionego świadka, a było ich jak dotąd osiem tysięcy i taliczba wciąż rośnie, ja zaś po raz kolejny dowodzę, że ktoś musi być tympierwszym.A ja nie chcę nim być.Dyskusja chwilami przechodzi w kłótnię, ale jestem nieugięty.A onimogą mnie tylko prosić i nic więcej.Nie mają nade mną żadnej władzy.Mój wyrok został złagodzony i nie przebywam na zwolnieniu warunko-wym, które można cofnąć.Obiecałem zeznawać na procesie i zamie-rzam dotrzymać obietnicy.W umowie z US Marshals Service jest wyraz-nie napisane, że w każdej chwili mogę zrezygnować z uczestnictwaw programie ochrony świadków. Wychodzę oświadczam, wstając z miejsca. Ktoś zechce mniepodrzucić do samochodu?Nikt się nie rusza. Jakie masz plany? pyta Raynor. Po co miałbym się z wami dzielić moimi planami? A co z mieszkaniem? Za parę dni je zwolnię i możecie z nim robić, co chcecie. Więc opuszczasz ten teren? pyta Diana. Tego nie powiedziałem.Powiedziałem, że zwalniam mieszkanie.Przenoszę wzrok na Westlake a i dodaję: I proszę, żebyście przestalimnie śledzić.Całkiem możliwe, że tak jak wy śledzicie mnie, tak ktośinny śledzi was.Więc dajcie sobie spokój, dobrze? To nieprawda, Max. Pan nawet nie wie, jak wygląda prawda.Po prostu przestańcie zamną łazić, i tyle.Oczywiście nie obiecuje, że przestaną, ale jego policzki płoną i wi-dać, że jest naprawdę wkurzony.Pewnie zdążył przywyknąć, że zawszestawia na swoim.Podchodzę do drzwi, otwieram je i mówię przez ra-mię: Jeśli nikt mnie nie odwiezie, pójdę piechotą. Odwiezcie go burczy Westlake. Dzięki rzucam i wychodzę na dwór.Za plecami słyszę jeszczegłos Raynora, który woła: Robisz wielki błąd, Max!Wsiadam do jeepa, z przodu siadają ci sami dwaj agenci, którzymnie przywiezli, i w całkowitym milczeniu jedziemy na parking przedklubem fitness.Wysiadam bez słowa, a oni bez słowa odjeżdżają, choćpewnie długo tak nie wytrzymają.Wsiadam do mojego małego audi,składam dach i ruszam szosą A1.A wzdłuż wybrzeża, zmuszając się, bynie patrzyć w lusterko wsteczne.* * *Victor Westlake wrócił do Waszyngtonu na pokładzie rządowegoodrzutowca.Już po zmroku dotarł do biura, gdzie czekała na niego wia-domość, że sędzia Sam Stillwater oddalił wniosek obrony o nieuwzględ-nienie przyznania się oskarżonego do winy.Specjalnie go to nie zasko-czyło, ale i tak poczuł ulgę.Zadzwonił do Stanleya Mumphreya w Ro-anoke i pogratulował mu sukcesu.W rozmowie z prokuratorem prze-milczał to, że główny świadek właśnie zrezygnował z programu ochro-ny i za chwilę rozpłynie się w ciemnościach.Rozdział 26Zpię z bronią pod ręką nabytą legalnie dziewięciomilimetrowąberettą, na którą mam pozwolenie wydane przez stan Floryda.Od dwu-dziestu lat, od czasu służby w marines, nie strzelałem z broni palneji nie mam ochoty znów zaczynać.Pistolet leży obok łóżka na kartono-wym pudle, które udaje nocną szafkę.Inne pudło na podłodze mieścicały mój dobytek laptop, iPad, kilka książek, przybory do golenia, sa-szetkę z pieniędzmi i kilka teczek z dokumentami, a także telefon ko-mórkowy na kartę bez limitu i z numerem kierunkowym Miami.W skromnej walizce, która zmieści się w niedużym bagażniku audi, sąmoje ciuchy.Wszystko spakowane i gotowe do drogi.Większość rzeczy pistolet, telefon, walizkę kupiłem niedawno na wypadek szybkiejewakuacji.No i taki wypadek właśnie się zdarzył.Przed świtem przenoszę ba-gaż do samochodu i czekam.Po raz ostatni siadam na balkonie, sączękawę i przyglądam się, jak ocean powoli różowieje, potem staje się po-marańczowy i zza horyzontu wyłania się słońce.Widziałem ten spek-takl już dziesiątki razy, ale nigdy mi się nie znudzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]