[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No, cóż was tak dziwi? Można było nad parą odkleić i oddać bez śladów włamania.Nie takie sztuki robi każdazazdrosna żona. Spokojnie, Terey, spokojnie.Ten list otwarłem przez omyłkę.Odruchowo.Najpierw pruję, apotem ze zdziwieniem patrzę, że nie do mnie.Przepraszam was. Ale mnie się te omyłki układają w jakiś logiczny ciąg.Dlaczego moja żona dotąd nie dostałapaszportu?  trzymał rozwartą kopertę o postrzępionych brzegach, jakby go brzydziła. Pisałem ponaglenie.Zdaje się, że przyjazd waszej żony bardzo by się tu przydał.A co do listu,powiedziałem: przepraszam, i to powinno wystarczyć.%7łegnam was.Nieznośne gorąco wszystkimdziała na nerwy& Kiedy zamknął drzwi gabinetu i grube poduszki obite ceratą cmoknęły szczelnie,Judyta uniosła pytająco brwi. No? Pokazał rozdartą kopertę. Taką dostałem.Powiedziałem, co o ty myślę.  Zaręczam ci, to nie on  kręciła głową. A kto? Nie wiem na pewno.Zapytaj woznego.W poczcie, która przeszła przez moje ręce, tego listunie było.Wycofałabym go. Bóg ci zapłać, Judytko.Popatrzyła na niego z namysłem. Jak to słyszę, czuję grozbę. Bo ty znasz tylko Ojca, a ja Syna  odpowiedział poważnie  nie przyzywałem pomsty natwoją głowę.Wyszedł na korytarz, nie spieszno mu było list przeczytać.Miał uczucie, jakby sięgnąłpo jabłko, które już ktoś z drugiej strony nadgryzł.Dopiero usiadłszy za biurkiem, po zapaleniupapierosa, wytrząsnął kartki papieru i fotografie synów.Trzymali owczarka na obroży, spoglądalibystro w stronę aparatu.Drobni, szczupli, krótko ostrzyżeni, to już była robota dziadka.I poczciwyTibi, ogromne kosmate psisko, które dawało się dosiadać jak kuc.Ilona nie robiła nadziei, żeszybko zjawi się w Indiach, natrafiła na opory, prosiła, żeby się nie martwił, bo są zdrowi, chłopcyuczą się niezle, a ona daje sobie radę.Wielkanoc spędzili u dziadków, stąd fotografie z Tibim. Jakciebie nie ma, ustał napływ gości& Rozkoszny spokój w domu, aż mi dziwno.Jeden Bela,poczciwy, o nas pamięta.Teraz dopiero widzę, że bez ciebie nie jestem nikomu potrzebna, tylkochłopcom.Oni proszą, żebyś dużo marek nalepiał i równych, bo wymieniają się z kolegami.Tęsknimy, całujemy  Twoja i kulfoniaste dopiski synów  i ja też Geza, i z wymyślnymzakrętasem  Sandor.List był sprzed dwóch tygodni.Co się przez ten czas stało? Nic.Jasne, żenic.Dostałbym telegram.Albo nawet mogłaby zadzwonić.Co dnia była wyznaczona godzina napołączenie z Budapesztem, kabel przez Londyn, okrężną drogą.Pamiętał tylko jedną rozmowę,dotyczyła jakiejś nagłej decyzji na propozycje radcy handlowego.Telefoniczne połączenie istniałoraczej jako możliwość, jednak byłyby to zdania wypowiadane przy wielu świadkach, jakbywidzenie w więziennej rozmównicy.Smutek bił z tego listu, Istvan, robiąc sobie wyrzuty, że mało odomu myśli, jeszcze raz kartki przebiegał oczyma.Nie, nie znalazł nic, co by mogło zaniepokoić.Ajednak jakiś osad pozostał w sercu, Ilona już przestała wierzyć, że będziemy tu razem, postanowiłaodczekać, uważa, że samotny pobyt w Indiach potrzebny jest dla mego dobra.%7łycie wypełniłatroską o synów.Właściwie łatwo jej przyszło pogodzić się z tą długą rozłąką.Nie jestem jejpotrzebny? Przecież uczucia ocalały, nie są tylko więzami.Jeżeli Bajcsy rzeczywiście wysłałponaglenie& Usłyszał warkot motoru.Popatrzył w okno rozświetlone żarem słonecznym zmimowolną niechęcią.Pogoda, do znudzenia pogoda.Kriszan przyjechał, trzeba zapytać, jak było ztą krową.Suche powietrze pachniało spieczonymi liśćmi i kurzem.Płyty chodniczka,prowadzącego wokół budynku, parzyły przez podeszwy sandałów.Zajrzał w półmrok garażu.Widział tylko beton z tłustą plamą smaru.Nachylony, dotknął palcem.Lepki, świeża.Musiał mocnouderzyć, skoro olej wycieka, pomyślał, mogło być gorzej. Co tu robisz?  usłyszał nad uchem głos Ferenza.Wzdrygnął się, nie pochwycił lekkiegostąpania. Zdawało mi się, że Kriszan przyjechał.Sekretarz spoglądał zaczepnie. Chciałem go zapytać  plątał się zakłopotany. A ja zaszedłem z polecenia ambasadora, żeby mu nakazać milczenie.Radzę ci, pilnujwłasnych interesów.%7ładnych prywatnych dochodzeń.Jesteś od kultury.Niepotrzebnie poufalisz sięz kierowcą przez te różne pogawędki.Każdy Hindus musi składać raporty o nas, nawet głupisprzątacz.Tutejszy aparat kontroli działa sprawnie, chcą mieć wgląd w nasze sprawy.Jak sięwybierasz na jakąś eskapadę, nie mówiąc już o poufnych spotkaniach, zawsze lepiej samemu wózprowadzić, to pewniejsze.A z Kriszanem nie mów o wypadku, po co go uczulać, że to majakiekolwiek znaczenie& Dobrze  skinął głową.Wyszli w słońce.Terey czuł niesmak, że się tak dał przyłapać.Naprzeciw nich dreptał Mihaly, synek szyfranta, w rozpiętej pidżamce i kapeluszu uplecionym ztrzciny, ciągnął na sznurku blaszane pudełko.Dziecko pozbawione rówieśników wymyślało sobiedziwaczne zabawy, asystowało kierowcy przy pracach w garażu.Cztery godziny z rana chłopiec byłw szkole prowadzonej przez zakonnice.Tam szybko nauczył się paplać po angielsku, a odrówieśników Hindusów i w hindi.Matka często brała go na targ jako tłumacza, bo umiał się lepiej wysłowić: On ma do tego głowę, pyszniła się synem, co się przy nim powie, od razu zapamięta, ażtrzeba uważać& Namaste dżi  pozdrowił ich chłopiec. Co tam masz, Mihaly?  przygarnął go Istvan.Malec uniósł główkę, ocierał się o niego,szeleszcząc rondem wielkiego kapelusza. Autobus, odwożę ptaszki do cienia. Powycinałeś z papieru? Nie, one są żywe.Podniósł pudełko i wręczył Tereyowi. Przyłóż, wujku, do ucha, usłyszysz, jak dziobią.I ty też  zwrócił się do Ferenza  tylko nieotwierajcie, bo wyfruną.Istvanem targnęła tęsknota za synami, wzruszyła ufność Mihalya.Cieńkapelusza, pomalowanego w czerwone zygzaki, padał na opaloną twarzyczkę chłopca.W pudełkucoś stukało, kiedy je przytknął do ucha.Ferenz nie wytrzymał i uniósł wieka, wystrzeliły duże,polne konie, otwierały rdzawe skrzydła i odlatywały w blask z głośnym furkotem.Spadały wysokomiędzy pnącza, które kołysały się, jak muśnięte powiewem.Mihaly wcale nie wyglądał nazmartwionego, raczej bawiło go zaskoczenie sekretarza. A mówiłem, że wyfruną. To polne koniki. Nie, ptaszki  upierał się. Prawda, wujku?  pochwycił za rękę Istvana. Oczywiście, że ptaszki, pan Ferenz nie ma okularów, więc nie zobaczył. To tak jak z Panem Bogiem  mówił chłopiec poważnie. Siostry opowiadają, że jest, a tata mówi, że nie ma.Pewnie też nie ma okularów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •