[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W finding-hole nie było istotnie już nic, złotoleżało obok w potoku. Czyście poszaleli? zawołał Eggly. Pracowaliśmy jakzwierzęta i mamy przerwać pracę w chwili, gdy dotarliśmy dowłaściwej warstwy? Winnetou stanął obok niego, popatrzyłmu w oczy i zapytał: Czy sądzicie, że w razie znalezienia złota dalibyśmy wamchoć cząstkę? Nigdy! Zima nadeszła, odchodzimy przedwidmem głodu i chłodu.Zabieramy was ze sobą, bo niechcemy waszej zguby. Nie mamy ochoty odejść! Zostawcie nas tutaj.Oddajcie nambroń, powiedzcie, w jaki sposób udało się wam odprowadzićwodę. Chcecie tego? Przecież tu przepadniecie! Nie, nie, zostaniemy! krzyknęli wszyscy czterej. Uff! Zasłużyliście na śmierć.Ale nie chcemy być waszymisędziami.Niechaj was ukarze wielki, mądry i sprawiedliwyManitou.Odzyskacie jutro rano wolność i finding-hole.Samibędziecie winni, jeżeli stanie się to waszą zgubą.Chodzcieteraz do obozu! Będziecie mogli zobaczyć gdzie leży, tymrazem nie zawiążemy wam oczu.Jakże chętnie szli po raz ostatni w roli jeńców! Zmiali się zpewnością z naszej głupoty! Po przybyciu do kotlinyzwiązaliśmy ich znowu i zakryliśmy oczy.Stary Sannel, naktórego można było liczyć, pozostał przy nich i przy Carpiu.My zaś wzięliśmy kilka koców i wróciliśmy do finding-hole.Po spuszczeniu wody zaczęliśmy wrzucać nuggety do koców.Było tego tak wiele, że mieliśmy spory ciężar do dzwigania.Przywróciwszy bieg wodzie, wróciliśmy do obozu.Nie chcąc,by Carpio zobaczył złoto, nie rozwinęliśmy derek;obawialiśmy się, że nie potrafi, ukryć radości i zdradzi nasprzed jeńcami.Winnetou oddalił się znowu wraz z Sannelem,by poszukać materiału do zrobienia indiańskich sań.Muszę zauważyć, że przez cały dzień padał gęsty śnieg.Winnetou i Sannel wrócili dopiero póznym wieczorem.Znalezli odpowiedni materiał i zrobili sanie; stały przed skałą.Położyliśmy się spać ustaliwszy kolejność wart.Rano, pospożyciu śniadania, wynieśliśmy wszystko do lekkich, bardzozmyślnie zbudowanych sań, których poszczególne częściskładowe powiązane były rzemieniami.Gdy wróciliśmy poCarpia, Winnetou rzekł do jeńców: Wódz Apaczów, Winnetou, dotrzymuje słowa.Opuszczamyto miejsce.Zwolnimy was z więzów.Tu leży zapas mięsa,starczy go na dwa dni.Zabierzemy wam broń, żebyście do nasnie mogli strzelać.Po godzinie będziecie ją mogli zabrać.Gdyudacie się nad finding-hole, rów będzie pusty.Na miejscudowiecie się jak odprowadzić wodę.O dalszych waszychlosach niechaj rozstrzyga Manitou, Howgh! Sannel zdjął im z oczu opaski, uwolnił ich z więzów i rzekłdo Shepparda: Tym razem udało ci się, łotrze! Gdybyś jednak raz jeszczewpadł mi w ręce, porachuję się z tobą, ty złodzieju broni!Zostawiam wam swoją ostatnią strzelbę, niewiele jest warta.Zabieram tylko broń systemu Ralling.%7łyczę dużo szczęścianad finding-hole, messieurs!W obawie, by Carpio nie przemókł, ułożyliśmy go nasaniach obok worków złota i owinęliśmy kocami.Rozpocząłsię wolny marsz z góry.Po jakimś kwadransie położyliśmybroń pozostałych na górze w szczelinie i ruszyliśmy dalejzostawiając zbrodniarzy na łasce losu.Carpio nie uronił anijednej łzy z powodu rozstania z ukochanym wujem.Jak wiadomo, w pobliżu szczytów górskich nie ma zbytsilnych deszczów i śnieżyc.Im głębiej schodziliśmy w dolinę,tym więcej było dokoła śniegu.Przedzieraliśmy się przezzwały śnieżne z wielką trudnością.Poniżej linii lasów padałśnieg tak gęsty, że na dziesięć kroków nic nie było widać, zato nie było tak straszliwie zimno jak na szczycie.Mieliśmy dodyspozycji tylko jedną drogę.Ponieważ jechali nią równieżWelley, Stiller i Reiter, musieliśmy uważać, by na nas nienapadli i nie odebrali nam złota.Było także prawdopodobne, że pozostawieni na szczyciejeńcy zechcą nas ścigać.Nie mieliśmy już czasu, aby zbieraćdrobniejsze ziarna złota, więc gdy zjawią się nad strumieniemi zobaczą w łożysku lśniące ziarna, zorientują się bezwątpienia, że obłowiliśmy się niesłychanie, a w hole nic jużnie ma.Możliwe, że zaczną nas gonić, zwłaszcza że pobyt wgórach stawał się z dnia na dzień niebezpieczniejszy.Trzebawięc było pilnować się podwójnie.Sytuację komplikowałojeszcze to, że sanie pozostawiały bardzo widoczne ślady.Znieg stawał się coraz gęstszy, zapadaliśmy się aż po pas.Trzeba było saniom torować drogę pracą własnych rąk i nóg.Było to tak męczące, że musieliśmy my, nie znającydotychczas zmęczenia często odpoczywać.Nic w tymzresztą dziwnego.Rost siadał przy każdej okazji na sanieciągnięte przeze mnie i Sannela, a Winnetou szedł naprzódtorując drogę.Nie mogłem zgodzić się na to, by wspaniaływódz choćby przez chwilę ciągnął sanie.Gdy po południu dotarliśmy do doliny New Fork, zwałyśniegu stały się tak olbrzymie, że zaczęliśmy wątpić wmożliwość przebrnięcia przez nie.Winnetou pocieszył mniewiadomością, że do Pa-Ware już niedaleko.Po godzinnymprzedzieraniu się na północ skręcił w prawo do wąskiejdoliny, która się nagle, po jakimś kilometrze drogi, urwała.Naprawo i lewo stały strome skały, a przed nami wznosiło sięlesiste, strome, niezwykle wysokie zbocze górskie.Zaczęliśmy się na nie wdrapywać.Pracowaliśmy w pocie czoła.Ciągnąłem sanie, Rost i Sannelpomagali mi jęcząc i narzekając na takie trudy.Zdawało sięchwilami, że ciężar na saniach wraz z Carpiem ważypięćdziesiąt cetnarów.Pociliśmy się nad nim jak rude myszy,a zadowolony Carpio nie zwracał na to najmniejszej uwagi izapytał z rozbrajającą bezmyślnością: Panie Rost, widzę, że pan się męczy, czy nie zechciałby panusiąść obok mnie na saniach?Po jakichś trzech kwadransach zbliżyliśmy się do szczytu.Tuż przed jego osiągnięciem padły dwa strzały.Winnetouszedł pierwszy.Nie chcąc, żebyśmy się o niego niepokoili,zawołał z góry: Itsch, aki kolet! Mięso, dwie łasice!Była to na tej wysokości zdobycz niezwykła.Jakie toszczęście, przecież dwie łasice to masa mięsa!Rozdział 10 Nareszcie wydostaliśmy się na szczyt.Zatrzymaliśmy się nachwilę, by nieco odsapnąć.Widok, który się ukazał naszymoczom, wyrwał ze zmęczonych piersi kilka okrzykówradosnego zdumienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]