[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jest to walka z góryskazana na przegraną, w swej pysze bowiem i pewności siebie władze wszelkiego autoramentu, świeckiei kościelne, policyjne, wojskowe i związkowe, legalne i nielegalne sądzą, że markiza można ot tak poprostu utrzymać w ryzach zarządzeniami, dyrektywami, nakazami i zakazami; sądzą, że można goposkromić drogą administracyjnych rozporządzeń.Kryje się za tym myśl następująca: skororzeczywiście markiz grasuje po Bibliotece i nie tylko tam straszy, lecz również i podpowiada , anawet sam dopisuje różne kawałki do prac naukowych, jakie tam powstają, to niech już lepiejpodpowiada i dopisuje po naszej myśli, skoro nie można go całkowicie uciszyć.A z wielu względówportretu nie można było zniszczyć ani nawet usunąć, aby dla przykładu nie dostarczyć dowoduwłasnej słabości czy też nie sprowokować niepożądanych domysłów i plotek, a opozycji (bo taka zawszew tym mieście istniała) nie dać jak to się po dziennikarsku określa pożywki propagandowej.Nie,bezpośredni zamach na portret markiza byłby ze wszech miar krokiem nierozważnym i wszelkie ciągotyikonoklastyczne należało w sobie w imię zdrowego rozsądku i własnych interesów stłumić.Pewnymwyjściem z tej niewygodnej dla władzy sytuacji było zaprzeczenie, jakoby portret miał jakiekolwieknadprzyrodzone właściwości.Metoda ta stosowana jest i dziś z niewielkimi przerwami i dlatego oniecodziennych właściwościach portretu niewiele dotąd napisano, a jeszcze mniej wydrukowano.Aprzecież fakty są niepodważalne.Znają je dobrze nie tylko bibliotekarze i to o różnej orientacjipolitycznej i światopoglądowej ale i liczni stali bywalcy, którym markiz niejednokrotnie pomógł wpracy albo też ukończenie jakiejś rozprawy uniemożliwił.Stąd też szczególna i tradycyjna podejrzliwośćwładz wobec tego środowiska; z drugiej strony, tłumaczy to również nadzieje, jakie w dwudziestymwieku wiąże się ze stosunkowo młodą dziedziną sztuki i nauki, jaką jest konserwacja zabytków.Jak już przy innej okazji wspomniano, praca naukowa w Bibliotece Gdańskiej, przebiegająca wdostojnej ciszy tylko od czasu do czasu mąconej cichymi krokami, szelestem przewracanych kartek czyskrzypieniem pióra, jedynie pozornie jest niezależna od tego; co dzieje się na zewnątrz budynku.Wie otym każdy, kto zetknął się z teoriami materializmu historycznego, a niejeden uczony nawet jeśli się ztymi teoriami nie zetknął poznał to na własnej skórze.Aojenie skóry uczonym i ludziom pióra w ogóle ma długą tradycję w tym mieście i stanowi temat na odrębną monografię.Któż miałby ją napisać, jeślinie markiz Orii? Słyszy się wszelako opinie, że niesubordynacja stałych bywalców ma swe zródło nie wnich samych, że głównej winy nie ponoszą poszczególni uczeni czy pisarze, których poglądy zmusiływładze do podjęcia niekiedy drażliwych kroków, ani też sama władza i jej mniejszy czy większy braktolerancji (skalę tolerancji ustala się zresztą wciąż na nowo, w czym niemały udział mają uczeni dospecjalnych poruczeń, również korzystający ze zbiorów Biblioteki).Głównym winowajcą ma być nie ktoinny, a właśnie markiz Orii, który ciesząc się jakby się mogło zdawać fizyczną i intelektualnąnietykalnością, bez większego ryzyka zwalcza wszelkie próby ingerencji z zewnątrz w sprawy, któreuważa za swoją wyłączną domenę, od wieków podsuwając uczonym i pisarzom nieortodoksyjne myśli,wnosząc ferment, wzburzenie i wszystko to, co w zależności od epoki nazywano herezją,rewolucjonizmem, ateizmem, bolszewizmem, masonerią, żydokomuną, burżujskim liberalizmem,rewizjonizmem, idealizmem, klerykalizmem, anarcho-syndykalizmem i jeden markiz wie czym jeszcze,narażając ich tym samym na nieprzyjemności.Od dawien dawna oczywiście wiedziano, że wszystkie te izmy, które niczym bakterie zalegały (izalegają) zakurzone półki Biblioteki, czekając tylko, by komuś wskoczyć do głowy, można by w zarodkuzniszczyć i nie dopuścić do skażenia umysłów uczonych (potrzebnych choćby po to, by istnienie danejwładzy historycznie uzasadniać: stąd historię Gdańska pisze się stale na nowo)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]